O tym, że doświadczyliśmy przemocy, mówimy innym dopiero wtedy, kiedy czujemy, że przez to wyznanie nie rozpadniemy się. Czasem po wielu latach. A kiedy nie możemy liczyć na zrozumienie i akceptację, milczymy. O wstydzie, braku zaufania, ale też odwadze, gdy dzielimy się z innymi najtrudniejszymi przeżyciami, rozmawiamy z psychoterapeutką Katarzyną Klimko-Damską.
Osoby, które doświadczyły przemocy, także seksualnej, decydują się czasem na publiczny coming out po kilku albo kilkunastu latach. Dlaczego?
Każda osoba, która doświadczyła przemocy, zwłaszcza seksualnej, inaczej przeżywa to, co ją spotkało. Zwykle temu przeżywaniu towarzyszą silne emocje: lęk, wstyd i poczucie winy. Ale też konkretne etapy: wypieranie, zaprzeczanie, niedowierzanie. „Nie ma co przesadzać”, „To chyba się nie wydarzyło”, „To nie było to…” – takie zdania pojawiają się często w myśleniu osób, które doświadczyły przemocy.
Umniejszanie.
Ale zdarza się, że ktoś ma pełną świadomość tego, co się stało, i jednocześnie wie, że nie będzie zrozumiany, i nie chce się tłumaczyć. Chroni siebie. Pojawia się w nim mnóstwo emocji, na przykład poczucie winy. Można powiedzieć: „Ale gdzie tu twoja wina? Szłaś w biały dzień przez park, nie mogłaś nic zrobić, on był silniejszy”. Ale też zawsze może się pojawić odpowiedź: „No, ale poszłam do tego parku, trzeba było siedzieć w domu”.
Irracjonalne.
Podobnie jak wstyd. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety, którzy doświadczyli przemocy – choć znacznie częściej przemoc, zwłaszcza seksualna, dotyczy jednak kobiet – wstydzą się, że „to się w ogóle stało”. Bo doświadczenie przemocy wciąż jest w naszym społeczeństwie rodzajem stygmatu. Gwałt to najbardziej okrutna przemoc, w Kodeksie karnym traktowany jest jako zbrodnia, ponieważ narusza nasze najbardziej intymne sfery. Dlatego wstyd dotyczy odsłonięcia, po którym kobiety czują się obnażone fizycznie i psychicznie. I zwykle nie chcą o tym obnażeniu mówić.
Pojawia się też lęk przed oceną ludzi.
Przed ich spojrzeniami – nie wiemy przecież, co one znaczą. Może brak akceptacji? Pogardę albo irytację? A może wręcz przeciwnie – współczucie? Osoba, która doświadczyła przemocy i powiedziała o tym, zaczyna być traktowana protekcjonalnie – co prawda ludzie wokół niej chcą być delikatni, chronić ją, ale pośrednio budują w niej poczucie, że jest inna, więc trochę inaczej trzeba się z nią obchodzić. A ponieważ często sami nie wiedzą jak, to zaczynają się oddalać. Milcząc.
Trudne z obu stron.
Bardzo. Pamiętam, jak jedna dziewczyna powiedziała: „Ja właściwie sama nie wiem, czego chcę od przyjaciół, więc jak mogę czegoś od nich oczekiwać? To dobrze, że nic o tym nie mówią, czy źle? Bo jak nie mówią, to mam poczucie, że udajemy, że nic się nie wydarzyło, a ja nie chcę udawać. Jednocześnie sama nic o tym nie mówię, więc oni pewnie myślą, że tego właśnie chcę. Może chcą mi dać święty spokój?”. Oni nie wiedzieli, jak z nią postępować, a ona nie potrafiła tym zarządzić. Bo skąd miała to wiedzieć?
Ale czy potrafiliby z nią rozmawiać na jej zasadach?
Niewykluczone, ale ona tego nie wiedziała, a ryzyko było po jej stronie. Dlatego ten temat jest tak trudny: nie uczy się nas, jak o tym rozmawiać – ani z pozycji osoby, która doświadczyła przemocy, ani kiedy jesteśmy jej bliskim. Więc myślę, że jeśli ktoś decyduje się o tym mówić publicznie, po latach, to znaczy, że potrzebował tego czasu, żeby zrozumieć, co się wydarzyło, przeżyć związane z tym emocje, okrzepnąć i umieścić się we właściwej roli. Mieć jasność sytuacji.
Nabrać emocjonalnego dystansu i odwagi, żeby o tym mówić.
I czuć się na tyle silną czy silnym, żeby znieść to, co może się pojawić nie tylko w myśleniu innych osób, lecz także w ich zachowaniu. Bo społeczny klimat wokół przemocy, zwłaszcza seksualnej, pozostawia wciąż wiele do życzenia. Zwróć uwagę, jak w Polsce mówi się o gwałcie: zwykle wątpi się w wersję wydarzeń osoby, która mówi, że go doświadczyła. Mamy na to mnóstwo przykładów z mediów, po każdej sprawie, o której jest głośno, pojawiają się komentarze sugerujące bezmyślność kobiety, która doświadczyła gwałtu. Ewentualnie rasistowskie komentarze na temat sprawców.
Nic pomiędzy?
Ze świecą szukać komentarza choć trochę empatycznego w stosunku do osoby, którą to spotkało. Dlatego jeśli osoba, która może doświadczyć przemocy, żyje w środowisku, w którym właściwie od zawsze słyszy: „Dobra, dobra, mogła nie pić, mogła tam nie iść, mogła inaczej się ubrać”, a potem doświadcza gwałtu, to natychmiast myśli: „Ale ja nie chcę być w ten sposób oceniana”. Milczy, i to jest logiczne, bo ona czuje, że żyje w warunkach, w których nie może liczyć na zrozumienie i akceptację.
A może chodzi o to, że sprawcy przemocy seksualnej to często osoby znane ofiarom? Koledzy, znajomi, partnerzy?
Nie wiemy, jaka jest ciemna liczba tych przestępstw, ponieważ kobiety chcąc chronić sprawcę, rzadko je zgłaszają. Mówią wprost: „Nie chcę mu narobić kłopotów”. Niektóre boją się konsekwencji zgłoszenia, inne nie chcą psuć relacji, bo mają ze sprawcą dzieci i mieszkają w jednym domu albo z nim pracują. Zdarza się, że dziewczyna zostaje zgwałcona w grupie znajomych, przez przyjaciela, mówi o tym koleżankom, ale one niedowierzają, więc ona się wycofuje, nie opowiada o tym nikomu innemu. W swoim poczuciu wybiera dobro grupy, nie swoje.
Jeszcze trudniej o tym mówić, jeśli to się dzieje w rodzinie.
Jeśli molestuje cię kuzyn, a twoja rodzina ma bliskie relacje, do tego babcia jest ciężko chora i myślisz, że ryzykujesz jej życie, zaczynasz ważyć, co jest mniejszym złem – to, że rozwalisz rodzinę, czy to, że tragiczne wydarzenie musisz przeżywać sama. Pamiętam taki przypadek: dwunastolatka molestowana przez dziewiętnastolatka podczas wakacji u babci. Ona wraca do domu, nie mówi o tym, ale przestaje jeździć do babci, nie chce się spotykać z kuzynem, boi się go. Po kilku latach idzie na terapię, pracuje nad sobą i w końcu mówi matce. Matka zaprzecza, ale ta dziewczyna czuje się już na tyle silna, że może powiedzieć: „Spodziewałam się, że tak zrobisz, dlatego mówię ci o tym dziś. Twoja reakcja nie zadziała już na mnie tak, jak zadziałałaby wtedy”.
Trudniej o konkretne nazwanie tego, co się wydarzyło, jeśli sprawcą jest bliska osoba?
Często jest tak, że ofiary nie mają pewności, co się stało. Nie wiedzą, do którego momentu miały zgodę na to, co się dzieje, a od którego już nie. Ale czują, że coś jest nie tak. Zaczynają terapię i mówią: „Mam problemy seksualne”. Albo: „Unikam seksu”. Pytam dlaczego, kiedy to się zaczęło, czy zawsze tak było? I kobieta opowiada, jak była z mężem na wakacjach, wypili sporo wina, zaczęli się całować, on nalegał na seks oralny, którego ona nie chciała, ale on jakby tego nie słyszał i czuła się zmuszana.
Jej „nie” nie zostało usłyszane.
I to przez bliską osobę. Więc ona czuje, że coś jest nie tak – trudno jej nazwać to przemocą, ale wie, że jej granice zostały przekroczone. I teraz zaproszenie go do gabinetu i rozmowa z nim może coś przynieść, ale może też zaszkodzić, bo to, jak on zareaguje, zależy od wielu czynników – jego osobowości, temperamentu, historii ich związku i życia seksualnego. Dlatego wolę skupić się na wzmocnieniu osoby, która przeżyła przekroczenie. Chcę, żeby przyjrzała się tej sytuacji, zobaczyła ją na tle innych i stwierdziła, czy w jej kategoriach została zmuszona do realizowania czyichś potrzeb. A potem pomóc jej z tego wyjść i okrzepnąć na tyle, żeby mogła porozmawiać o tym z partnerem.
Co, jeśli ktoś opowiada o przemocowych zachowaniach, ale ich tak nie nazywa ani nie traktuje?
To kwestia własnej miary, indywidualnego barometru. Zdarza się, że coś, co dla mnie ewidentnie jest przemocą, dla osoby, która mówi o jakimś zdarzeniu, nie jest. Więc ja nie mogę jej tej przemocy wmawiać. Jeśli słyszę, że ktoś zmuszał się do seksu oralnego, to dla mnie oznacza przemoc. Mógł powiedzieć nie! A jeśli nie mógł, bo w jego relacji nie ma miejsca na odmowę, to znaczy, że jest w niej przemoc. Ale to jest moja perspektywa.
Każdy ma granicę gdzie indziej?
W pewnym sensie tak. Moją rolą jest skupienie się na osobie, która opowiada o swoim doświadczeniu. I jeśli dla niej to, co przeżyła, jest gwałtem, nie będę jej z tego wyprowadzać, bo ona ma prawo tak czuć. Moją rolą nie jest ocenianie prawdziwości jej przeżyć i emocji.
Jak myślisz, po co ludzie mówią o swoich doświadczeniach publicznie?
Ile osób, tyle motywacji. Czasem chcą zadośćuczynienia, sprawiedliwości. Nie chcą zostawać z tym sami, potrzebują odzyskać pewność siebie i poczuć, że sprawca nie pozostanie bezkarny. Czasami dzieje się to pod wpływem terapii – osoba uświadamia sobie, że chce, żeby sprawca poniósł społeczną karę. Zwłaszcza jeśli sprawcą jest osoba publiczna, a ofiara ma poczucie wielkiej hipokryzji. Myśli: „Tak długo się ukrywałam, nikt o tym nie wiedział, ale to we mnie jest. Chcę, żeby ludzie zobaczyli jego prawdziwą twarz”. Powtarza się też argument: chcę ochronić innych.
Jak reagować na taką informację? Na prywatny albo publiczny coming out?
Gdybyśmy miały stworzyć listę zdań, które warto wypowiedzieć w takiej sytuacji, na pierwszej pozycji uplasowałabym: „Masz w sobie wielką siłę, skoro o tym mówisz”. A potem: „Jeśli mogę cię jakoś wesprzeć, czegoś potrzebujesz – mów. Chętnie pomogę, jestem”. Jeśli jesteśmy zaskoczeni, wstrząśnięci – nie ukrywajmy tego, ważne, żebyśmy byli autentyczni. I zamiast rzucać: „Dlaczego nie mówiłeś o tym wcześniej?!”, warto powiedzieć: „Minęło tyle lat, musiało to być dla ciebie bardzo trudne”. Bo pierwsze zdanie zakłada pretensję, oskarżenie, przerzucanie odpowiedzialności na tę osobę.
A drugie wsparcie.
Nawet jeśli w tym pierwszym chodzi o troskę, to i tak wyraża ono pretensję. A my nie mamy prawa mieć pretensji o to, że ktoś potrzebował ośmiu czy dwunastu lat, żeby powiedzieć nam o swoim doświadczeniu.
Nie powiedziała wcześniej, bo nie mogła.
Zresztą, gdyby tak zrobiła, osoby, które jej słuchają, pewnie zareagowałyby tak samo. A mówi, nawet jeśli jest ryzyko, że źle zareagujemy, kiedy ma siłę, żeby to unieść. Być może jest po terapii, może ma wsparcie bliskich, a może nie, ale na pewno nie da sobie wmówić, że jest współodpowiedzialna. To nie jest kwestia czasu, tylko jej gotowości. Mówi wtedy, kiedy może powiedzieć, i się nie rozpadnie. Po prostu.
Katarzyna Klimko-Damska: psychoterapeutka, seksuolożka kliniczna i sądowa, kryminolożka. Prowadzi terapię ofiar i sprawców przemocy, psychoterapię seksoholizmu, terapię par, terapię dla osób uzależnionych od alkoholu i narkotyków oraz ich rodzin. Zajmuje się też problemami młodzieży i konfliktami rodzinnymi.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.