Jak to jest, że jedna osoba na widok czekolady wzruszy ramionami, a druga od razu zje całą tabliczkę? Okazuje się, że najczęściej odpowiadają za to trzy czynniki. I jeszcze jeden, wcale nie tak rzadki (tak, chodzi o pasożyty).
O tym, że cukier w nadmiarze szkodzi, dziś już chyba wiemy wszyscy. Mamy świadomość, że tuczy i że wywołuje grzybicę (i to w każdym ciepłym zakamarku ciała). Że przykłada się do nadciśnienia – przez jego nadmiar naczynia krwionośne tracą elastyczność i wzrasta ryzyko udaru i zawału. Że szkodzi mikrobiocie jelitowej, bo namnaża patogeny i zmniejsza społeczność dobrych bakterii; uszkadza też jelita, co wpływa na wchłanianie i syntezowanie składników odżywczych. Jakby tego było mało, to on w pierwszej kolejności dokarmia komórki nowotworowe – jeśli tylko się pojawią, to pobudza je do rozrostu.
Coraz więcej z nas o tym wszystkim wie, a jednak dalej zajada się naleśnikami z czekoladą na śniadanie, sernikiem po obiedzie, a między posiłkami sięga po ciastka i napoje gazowane, soki owocowe, kawę ze smakowymi syropami. Plus wieczorem zamawia kolorowe, również pełne cukru drinki. Masz tak? Jeśli chcesz w końcu oprzeć się słodkiej pokusie, to nie ma innego wyjścia: czas przyjrzeć się, co za nią stoi.
Powód pierwszy: białko
Jak tłumaczy Marta Mieloszyk-Pawelec, specjalistka mikroodżywiania z kliniki Lifestylemed, pierwszym i najczęstszym winnym nadmiernej ochoty na słodkie jest niedobór białka w diecie. – Już 20 lat temu badacze z Sydney wykazali, że gdy spożywamy mało białka, to zjadamy więcej tłuszczów i węglowodanów. Wszystko przez to, że bez odpowiedniej podaży białka – które jest arcyważnym budulcem wszystkich naszych komórek – nasz organizm jest niedożywiony i słabnie. A wtedy domaga się pokarmu. Tyle że nasz mózg prowadzi nas do półki z glukozą, bo ona najszybciej dostarcza energii. Niestety: tylko energii, i to na krótko – po chwili znowu jesteśmy głodni i znowu szukamy szybkich poprawiaczy nastroju – wyjaśnia ekspertka.
Jak jeść, żeby się nie dać tej „dźwigni białkowej”? Dorosła osoba potrzebuje ok. 0,8–0,9 g białka na kilogram masy ciała. Czyli dziewczyna ważąca 60 kg powinna zjadać ok. 54 g białka każdego dnia (dla przykładu 100 g: jajka ma go 15 g, jogurtu greckiego – 10 g, makreli – 19 g, soczewicy zielonej suchej – 25 g, ciecierzycy – 20 g, makaronu pełnoziarnistego – 15 g). – Dziś też wiemy, w jakich porach jeść białko, żeby nam służyło – podpowiada Mieloszyk-Pawelec. – Największe jego porcje najlepiej fundować sobie rano, idealne śniadanie jest białkowo-tłuszczowe. Ono pozwoli nam nasycić się i doczekać do obiadu bez rozglądania się za batonikiem czy słodzoną kawą z mlekiem. Na obiad proteiny zrównoważmy z węglowodanami, np. warzywami, a najmniej jedzmy go na kolację, bo jego trawienie jest obciążeniem dla organizmu, który wieczorem szykuje się do snu. Poza wszystkim takie spożywanie białka plus odpowiednio duża podaż warzyw, strączków, kasz, olejów pozwala utrzymać glikemię na stabilnym poziomie, ponieważ wahanie cukru we krwi też pcha nas w stronę słodyczy: gdy poziom glukozy we krwi szybko się podnosi (tak się dzieje, gdy jemy ciastka czy inne produkty wysoko przetworzone), to równie szybko spada. A wtedy cierpimy, czujemy zmęczenie, osłabienie, sam organizm namawia nas na coś słodkiego, żeby na nowo przywrócić wysoki poziom glukozy. Ulegając tym chęciom, nasilamy problem (oraz skracamy sobie życie). Zwiększając podaż białka, i to w odpowiednich porach, dbamy o przypływ sił. I łatwiej nam się oprzeć słodyczom.
Powód drugi: nawyk
Gdy ktoś codziennie o 16.00 sięga po ciastko, to codziennie o tej porze będzie miał ochotę na ciastko, stwierdza z uśmiechem dr n. med. Tadeusz Oleszczuk, znany lekarz holista. – Mózg bardzo łatwo przyzwyczaja się do naszych zachowań. Oraz utrwala powiązania: jak kawa, to i czekoladka, jak obiad, to po nim deser, jak ulubiony serial, to do niego lody – tłumaczy. – Warto o tym pamiętać, zwłaszcza że akurat „słodki” nawyk można sobie wyrobić bez trudu. Miałem pacjentkę, która na śniadania jadła wyłącznie mleko z płatkami, słodkimi owocami, jeszcze to wszystko polewała syropem klonowym czy daktylowym. Mówiła, że jej organizm sam o to prosi, a od wytrawnych dań rano ją odrzuca. Bo tak była przyzwyczajona. Okazało się jednak, że ma wysoki poziom cukru we krwi (nic dziwnego!) plus insulinooporność, i musi zmienić dietę. Zaczęła jeść rano jajka, szakszukę, pasty rybne, awokado. Teraz już nie wyobraża sobie innych śniadań. Na dodatek odkryła, że po solidnym śniadaniu dłużej czuje sytość i nie ma potrzeby sięgać po przekąski.
Trzeci powód: hormony
Wiedzą coś o tym osoby zestresowane, ale też dziewczyny cierpiące np. na napięcie przedmiesiączkowe. Hormonami, które mieszają szczególnie, są kortyzol i prolaktyna. – Wzrost kortyzolu często powoduje silną potrzebę zjedzenia czegoś. Prolaktyna działa jeszcze perfidniej – mówi dr Tadeusz. – Jej skokowo wysoki poziom też każe rozglądać się za czymś słodkim, ale przy okazji obniża poziom hormonów płciowych, w tym progesteronu u kobiet. Cykle stają się wówczas bezowulacyjne, przez co dziewczyna ma PMS i jak nie zje czekolady, to się nie uspokoi. Warto zdawać sobie z tego sprawę i dbać o higienę życia, regularnie rozładowywać napięcia. Pomogą w tym choćby praca nad oddechem, medytowanie, ćwiczenia czy poświęcanie czasu na hobby.
Czwarty powód: pasożyty
Każdy właściciel wychodzącego czworonoga regularnie słyszy o odrobaczaniu pupila, mało jednak komu przyjdzie do głowy zastosować tę radę wobec siebie. A warto, mówi dr Tadeusz Oleszczuk. – Nawet 40 proc. osób, które do mnie przychodzą z różnymi schorzeniami, ma swoje „życie wewnętrzne”. Najczęściej lamblie, glisty, owsiki, włosogłówki, węgorka jelitowego, rzadziej tasiemca. Da się to sprawdzić – najlepiej śląc próbki do sprawdzonego laboratorium (np. w Łodzi lub Poznaniu), ale uwaga: materiał pobieramy w czasie pełni księżyca (tak, to jest zalecenie medyczne).
To, że możemy mieć pasożyty, podpowiadają objawy niespecyficzne, takie jak przewlekłe zmęczenie czy niski poziom ferrytyny, ale też zwiększone łaknienie, zwłaszcza produktów słodkich. Wskazówką, że to obecność „obcych” nasila apetyt, jest też odkasływanie, odchrząkiwanie, czasem lekkie duszności. Ryzyko hodowania niechcianych pasażerów zwiększamy, jedząc słodycze, bo one są dla nich idealną pożywką. Cóż, nie tylko słodycze. – Nawet produkty wytrawne są wzbogacane w cukier, po to, żebyśmy chętnie po nie sięgali – zauważa doktor. – Cukier jest masowo dodawany do gotowych dań, sosów, surówek, nawet kabanosów czy pieczywa. Mnóstwo go w daniach azjatyckich. W efekcie statystyczny Polak zjada niemal 43 kg cukru rocznie! Kiedyś – dwa. Dziś nawet jabłka czy winogrona są słodsze niż kiedyś. Wyjście z cukrowego cugu wymaga wysiłku, ale udaje się. I opłaca: wraca energia, poprawiają się samopoczucie, wygląd skóry, spowalnia powstawanie zmarszczek. A okazjonalnie zjedzone ciastko ucieszy bardziej, i to mała jego porcja. Szczęśliwie wiemy też, jak sprawnie wyjść ze słodkiego zaklętego koła. Ale to już temat na osobny artykuł.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.