Wygodna suknia wieczorowa to taka, w której można usiąść na stołku barowym. Narysować ją względnie łatwo, ale uszyć łatwiej niewygodną.
Maj to miesiąc wielu rocznic. Uchwalenia Konstytucji 3 Maja, zakończenia wojny i całej serii zdarzeń z życia Jerzego Antkowiaka. A w rocznice najlepiej balować. Moda Polska dbała, żeby było w czym.
Kiedy pięć lat temu pracowałam nad książką o modzie w PRL, do Jerzego Antkowiaka zadzwoniłam jakoś pod koniec kwietnia. – Za tydzień są urodziny żony, potem synowej, potem moje, a na końcu syna. Szykuje się miesiąc balangi – z taką wymówką trudno było polemizować.
Trzy lata temu w komorowskim domu projektanta odbyła się spontaniczna impreza z okazji jego osiemdziesiątych urodzin. Zjechały modelki, zjawił się Tomasz Ossoliński. Oglądali pochowane w szufladach zdjęcia i rysunki, aż wreszcie zeszli do piwnicy – tam na dziewięciuset wieszakach wisiało to wszystko, co dziś jest w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. W szale zachwytów modelka Katarzyna Butowtt znalazła suknię, w której w 1986 roku paradowała po wybiegu. Jerzy Antkowiak na to wyciągnął rysunek – podstawę projektu. Jakby mało było rocznic, okazało się, że suknia Katarzyny Butowtt powstała z okazji 25-lecia pracy Antkowiaka w Modzie Polskiej. Nie było wówczas specjalnego pokazu, ale w ramach kolekcji na jesień-zimę 86/87 zaprojektował finał. Balowo-karnawałowy.
W czasie buszowania w piwnicy narodził się pomysł, który sfinalizuje się jesienią – zorganizowania wystawy poświęconej Jerzemu Antkowiakowi i Modzie Polskiej. Już wiadomo, że zestawów „ubranie – rysunek” jest kilkadziesiąt. Dziś, na początek miesiąca rocznic, koncentrujemy się na balach.
– Gdyby wierzyć naszym kolekcjom, można by pomyśleć, że PRL głównie tańczył – śmieje się Jerzy Antkowiak.
Bo „wieczór” był obowiązkowym punktem każdego pokazu, a w sklepach Mody Polskiej kolekcje karnawałowe sprzedawały się na pniu.
Ludzie pisali do partii listy w rodzaju: „Gonić brakorobów obuwia – czemu niemal wszystkie buty, kozaki mają zbyt wysokie, niewygodne obcasy. Jak biegać do pracy, jak stać w ogonkach na takich szpikulcach – but czy kozak winien mieć obcas wygodny”. Ale ustawiali się w kolejkach po sukienki z taft, koronek i lureksów.
– Rozmaite kapoty robiliśmy na okrągło i one nie zawsze były wybitne, bo tkaniny byle jakie, bo musieliśmy wyrobić normy z rozdzielnika. Te wieczory, popołudnia, koktajle to było nasze świętowanie – mówi Antkowiak. Bo wtedy można było poszaleć – dobrą sprzedażą uzasadnić drogie tkaniny, a odświętnością fasony: asymetrie, skosy, spódnice bombki, szale, kokardy i co im tam przyszło do głów.
Wcześniej trzeba było to jednak narysować. Jak pisze Ewa Rzechorzek w książce „Moda Polska Warszawa” – Jadwiga Grabowska często dobierała współpracowników według „rysunkowego” klucza, bo sama rysować nie potrafiła. Pierwszą dobrała Katarzynę Aniśkowicz, której opowiadała swoje wizje, a ona rysowała. „Pewnego dnia Grabowska prosi ją, by naszkicowała suknię z ręcznie malowanego milanowskiego jedwabiu. Zamówienie specjalne na wyjazd Józefa Cyrankiewicza do Indii – pisze Rzechorzek i cytuje Katarzynę Aniśkowicz: – Ja to narysowałam, pani Grabowska pojechała prezentować projekt. Cyrankiewicz pochwalił ją, że ładnie rysuje. Pani Jadwiga wraca i mówi: widzisz Kasia, pochwalił mnie. No przecież nie mogłam mu powiedzieć, że to twoje. To było zbyt skomplikowane”.
Rozmaite kapoty robiliśmy na okrągło i one nie zawsze były wybitne, bo tkaniny byle jakie, bo musieliśmy wyrobić normy z rozdzielnika. Te wieczory, popołudnia, koktajle to było nasze świętowanie
Wkrótce po niej pojawił się w Modzie Polskiej Jerzy Antkowiak, którego rysunki Grabowska polubiła z miejsca. – Bardzo dobrze. Obowiązuje skrót – mówiła. Bo on, rzeczywiście, operował skrótem. Jak sam wspomina: „leciał kreską jak lancetem”. Rysował zamaszyście, z fantazją. Dołączał próbki tkanin – bo od dotykania tkanin zawsze zaczynał projektowanie, ale żadnych instrukcji. Zdarzało się więc, że słynna konstruktorka Irena Nowińska wracała z pytaniem, co to za zawijas – szal, kokarda, czy jeszcze co innego.
– Pani Irenko, pani puści wodze fantazji – odpowiadał Antkowiak, a ona zgadywała:
– Mogłaby to być kokarda albo nawarstwiające się drapowanie.
– Mówiłem: „kokard jest dużo, niech pani robi drapowanie”. Nasze krawcowe kochały wyzwania. Czasem sarkały, że kto zapłaci za nadgodziny, ale z lubością brały te trudne projekty. W każdej z nich było trochę artystki – wspomina.
Twierdzi, że narysować suknię balową nie jest bardzo trudno. Dużo trudniejsze jest wymyśleć ją tak, żeby nadawała się do tańczenia, a nie tylko parady po wybiegu. – Na rysunku na przykład bardzo efektowne są rękawy typu udziec barani: namarszczone przy ramieniu, zwężające się ku dołowi. Ale lepiej tańczy się w takiej, która nie ma przynajmniej jednego rękawa. Żeby chociaż jedna ręka nie była uwikłana w materiały i poduchy – tłumaczy.
Jaka powinna być wygodna suknia balowa? – Podstawa to, żeby dało się usiąść na stołku barowym. Dobrze jak są rozcięcia od połowy uda, żeby nogi nie były spętane przy zawziętych fokstrotach. Ale nie podam ci przepisu, jak z pięknej sukni na wybiegu zrobić wygodną noc karnawałową. Nie wszystko da się przerobić.
Katarzyna Butowtt wzruszyła się, gdy odnalazła tę koronkową kreację. Ale przyznaje, że nawet na wybiegu nosiło się ją trudno.
*
5 października w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi rozpocznie się wystawa poświęcona twórczości Jerzego Antkowiaka i Modzie Polskiej, której kuratorem jest Tomasz Ossoliński. Projektant pracuje też na filmem o Antkowiaku. „Vogue” objął nad przedsięwzięciami patronat.
Aleksandra Boćkowska - dziennikarka, autorka książek "To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL” i „Księżyc z peweksu. O luksusie w PRL”. Współpracuje m.in. z „Gazetą Wyborczą” i „Wysokimi Obcasami Extra”. Wcześniej redaktorka w magazynach „Elle” i „Viva! Moda”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.