W Ascot trwa doroczna parada najpiękniejszych kapeluszy świata. To okazja, by przypomnieć kapelusze Mody Polskiej.
Pierwsza szefowa Mody Polskiej Jadwiga Grabowska dorastała w domu, w którym w podróż zabierano specjalne pudło na kapelusze. Jerzy Antkowiak praktycznie wychowywał się w pracowni kapeluszniczej. Prowadziła ją w Wolsztynie jego mama, a w Mińsku Mazowieckim, gdzie przetrwał okupację – ciotka Aga, która opiekowała się nim po wojnie (mama uciekła do Kanady). – Rodzinne wspomnienia mówią, że jako kilkulatek upinałem woalki Niemkom, które kupowały kapelusze – mówi projektant. Nic dziwnego, że w Modzie Polskiej kapelusze były na topie nawet, kiedy dawno wyszły z mody.
Początkowo ciągle w niej były.
W 1947 roku dziennikarka pisma „Moda i życie praktyczne” opisywała, jak ubiera się powojenna warszawianka. Pantofle – na drewnianej podeszwie. Ubrania zazwyczaj z samodziału, bywało, że przerobione z samodziałowego obrusa. „Pomysłowe warszawianki coraz częściej noszą kurtki i wiatrówki, których plecy i rękawy są z materiału lub trykotu, a przód z unrrowskiego baranka”. Jakby nie kombinowały z byle czym, na popołudnie kładły kapelusz. Bo „na przekór gruzom i ruinom warszawianka świadczy o niezniszczalności charakteru naszej stolicy: była i jest elegancka”.
W tamtym czasie Jadwiga Grabowska prowadziła salon Feniks. Kiedy w latach 50. powstało Biuro Mody „Ewa”, a potem Moda Polska, było oczywiste, że każda sylwetka jest zwieńczona kapeluszem. Grabowska współpracowała z Heleną Górską – Spielową – kapeluszniczką, która szlify zdobywała jeszcze przed wojną. Potrafiła zrobić wszystko. Choćby „aureole Diora” – kapelusze z lekko zadartym bardzo szerokim rondem. Marc Bohan, który wtedy projektował dla Diora, pokazał je w 1963 roku i zaraz znalazły się w kolekcji Mody Polskiej. Jak pisze w książce „Moda Polska Warszawa” Ewa Rzechorzek: „Już kilka tygodni po pokazie Diora Helena Spielowa miała gotowy pełen przekrój aureol: jednolitych, w kwiaty, w graficzne wzory”.
Jadwiga Grabowska w rozmowie z piszącą dla „Zwierciadła” Hanną Golde tak na początku 1963 roku komentowała ówczesne tendencje: „Długość spódnicy zatrzymała się na linii kolan, sylwetka jest wydłużona, nazwana linią ołówka; wielki kapelusz breton z odgiętym rondem noszony na tyle głowy, wycięcie daleko od szyi, kołnierzyki jak w sportowych koszulkach polo, góry sukien bez rękawów, bardzo obcisłe i przylegające, z wiązaniem przy szyi”.
Kilka miesięcy później Hanna Golde (w historii literatury znana jako wielka miłość Marka Hłaski) pojechała do Paryża i ze zdumieniem zauważyła, że nikt tam nie nosi kapeluszy. – Pozostały czysto żurnalowym rekwizytem. Pytałam, czy tak jest tylko w lecie – dowiedziałam się, że o każdej porze roku paryżanki noszą chustki na głowę. Chustki te wiążą przepięknie, zupełnie z tyłu, jak Sycylianki. A że chustki są ciemnych odcieniach – tworzą bardzo malarskie wrażenie.
Jerzy Antkowiak, który pracował już wówczas w Modzie Polskiej, na razie jako asystent Grabowskiej, dobrze pamięta ten moment. – Audrey Hepburn. To przez nią i jej „Śniadanie u Tiffany’ego” weszła moda na te potworne fryzury-kaski. Nie dało się na tym kłaść kapelusza – wspomina.
Jednak kładli przez kolejne trzydzieści lat. Z wyjątkami dla dygnitarzowych. Zofii Gomułkowej kapelusz strącała z głowy Jadwiga Grabowska osobiście. Żona pierwszego sekretarza upierała się, że chce mieć duży. A była niska, więc wyglądałaby idiotycznie. Trwało to podobno długo, ale Grabowska wygrała. Kiedy w 1979 roku trzeba było ubrać na spotkanie z papieżem Stanisławę Gierek, projektanci myśleli o kapeluszu, ale nie pozwalała na to fryzura pierwszej damy. Upinała włosy w chałkę albo nawet struclę – jak to barwnie określa Antkowiak. Znaleźli hiszpańską koronkę i zrobili z niej osłonkę na struclę.
Kapelusze nosiły modelki. Rozmaite. Projektowane lub przerabiane przez Magdę Ignar, która miała do tego wielki talent. Kupowane w słynnej wytwórni kapeluszy w Skoczowie – Jerzy Antkowiak wyprawiał się czasem pod Jelenią Górę, by skonsultować projekty. Współpracowali ze spółdzielniami w Warszawie. Czasem przywozili coś z Paryża, jeśli trafiło się efektownie, a niedrogo. Zdarzało się, że wykorzystywali te same w kilku kolekcjach, ale – jak pamięta modelka Małgorzata Niemen – do perfekcji opanowali ekwilibrystykę, która sprawiała, że wyglądały inaczej niż kilka sezonów wcześniej. Tak czy inaczej – musiały być.
– Bo kapelusz to kropka nad i, ozdoba sylwetki, piękne wykończenie, niczym aureola nad głową modelki – mówi Jerzy Antkowiak. A że na co dzień nikt nie nosił? – No przecież nie po to były nasze kreacje, żeby wyszły z Pałacu Kultury i chodziły po ulicach, tylko po to, by pokazać, jak może być pięknie.
*
5 października w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi rozpocznie się wystawa poświęcona twórczości Jerzego Antkowiaka i Modzie Polskiej, której kuratorem jest Tomasz Ossoliński. Projektant pracuje też na filmem o Antkowiaku. „Vogue” objął nad przedsięwzięciami patronat.
Aleksandra Boćkowska - dziennikarka, autorka książek "To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL” i „Księżyc z peweksu. O luksusie w PRL”. Współpracuje m.in. z „Gazetą Wyborczą” i „Wysokimi Obcasami Extra”. Wcześniej redaktorka w magazynach „Elle” i „Viva! Moda”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.