O ile dyrektorowe obowiązkowo ubierały się w Modzie Polskiej, o tyle dyrektorzy niekoniecznie. Dzięki temu projektanci mogli trochę poszaleć, przynajmniej na pokazach. W archiwach Mody Polskiej szukamy mody męskiej.
Była wiosna 1961 roku, gdy w przedsiębiorstwie Moda Polska świętowano otwarcie pierwszego salonu mody męskiej „Adam” w Katowicach i wyczekiwano otwarcia „Adama” przy Świętokrzyskiej w Warszawie. „Terminów otwarcia podawano już tak wiele, że nic nie skłania, by uwierzyć, że ten będzie naprawdę ostatnim. Dział inwestycji zapewnia jednak: na początku kwietnia – mur, marmur” – pisano w wewnętrznym biuletynie „Nic o nas bez nas”. Przedstawiając nowego kierownika działu produkcji, autorzy dodawali: „Od niego zależeć będzie w znacznym stopniu, czy Przedsiębiorstwo nasze pozyska sobie również miano dyktatora mody męskiej w kraju, tak jak je posiada, jeżeli chodzi o modę damską”.
Od niego, owszem, ale przede wszystkim od projektantów. Bo dyktatorzy, by przemówić, potrzebują sceny. W tym wypadku – wybiegu.
Panowie, trochę luzu
W czasach, kiedy powstają salony „Adam”, pracę w Modzie Polskiej zaczyna Stanisław Kudaj – najpoważniejszy chyba wówczas znawca mody męskiej. Najpoważniejszy w każdym sensie: kompetentny i raczej nieskłonny do żartów. W broszurze o tendencjach na wiosnę-lato 1966 roku modę damską ilustruje Jerzy Antkowiak, męską – Kudaj. Już po tych rysunkach można poznać, co różni projektantów: Antkowiak szkicuje, pozostawia pole do domysłów, Kudaj starannie kreśli – desenie i zagięcia w kolanie.
Aby oddać sprawiedliwość: moda damska, którą szkicuje Antkowiak jest wtedy w awangardzie, najnowocześniejsza w historii. A Stanisław Kudaj projektuje garnitury i prochowce.
Z dzisiejszego punktu widzenia – zachowawczy, na ówczesne czasy był nowatorski. Teresa Kuczyńska z „Ty i Ja” nazwała go w 1968 roku „polskim Cardinem” i tłumaczyła, że na początku lat 60. musiał przełamywać zaporę konserwatyzmu – wtedy nawet bliskie projektantowi włoskie inspiracje wydawały się odważne.
On sam w rozmowie z Kuczyńską namawiał zresztą do luzu, przynajmniej odrobiny: „Chyba nigdzie mężczyzna tak się w Polsce nie wyżywa, jak u krawca, u przymiarki. Powiadam pani, przesadza się u nas z tym, że ubranie powinno leżeć jak ulał. (…) Może mieć załamanie, ma prawo się tu czy tam marszczyć, bo przecież osadzone jest na żywej istocie, nie na posągu. Ubranie, które przylega zbyt gładko wygląda sztucznie, bo musi być wywatowane. Powtarzam: ubranie współczesne może mieć załamanie, mały luz, czy też wyszczuplenie. Panowie, nie przejmować się, że gdzieś tam się marszczy!”
Przekora, więc rewolucja
Gdyby zapytać wtedy Jerzego Antkowiaka, gdzie wyżywa się polski mężczyzna, powiedziałby pewnie, że w delegacji. Mówi o tym nawet dziś: – Od początku lat 60. miałem przed oczami portret Polaka w delegacji: płaszcz ortalionowy, błyszczący garnitur i teka ze świńskiej skóry. Moją baśnią było zwalczyć to.
W sukurs przyjdzie mu Małgorzata Zembrzuska – absolwentka projektowania ubioru w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych. Zjawia się w Modzie Polskiej akurat, kiedy na emeryturę odchodzi Kudaj. Garnitury dostaje „w spadku”.
Jak pisze Ewa Rzechorzek w książce „Moda Polska Warszawa”: „Bierze, co dają i robi rewolucję”. Polega ona z grubsza na tym, że w sezonowej kolekcji pojawiają się dwa garnitury, a poza tym „battledressy, bluzy kangurki, komplety safari, swetry z szalowymi kołnierzami, rubaszki, wiatrówki, kamizelki, szerokie spodnie”.
Im dalej w lata 70., tym bardziej. Zwłaszcza, że od czasu do czasu wtrąca się Jerzy Antkowiak.
A to wypuszcza zarośniętych modeli w rytm muzyki z „Gorączki sobotniej nocy”. A to, wciąż eksponując męskość, ubiera facetów z przezroczyste szyfony. – Wtedy było zamieszanie. Krawcy mówili: „Jak to? My jesteśmy od okryć ciężkich”. Ja na to: „Jak popracujecie trochę z szyfonem, to będziecie bardziej uniwersalni. Pokonkurujcie trochę z kobitami”. Złapali się i szyli powiewne szyfony – opowiada.
Krawiectwo damskie od męskiego różni się właśnie stopniem ciężkości. – Tkaniny, z których szyje się garnitury są grubsze, inaczej się układają, kiedyś znacznie bardziej niż teraz – tłumaczy projektant mody męskiej Tomasz Ossoliński, kurator poświęconej Jerzemu Antkowiakowi i Modzie Polskiej wystawy, która jesienią zacznie się w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. – Dlatego krawcy, którzy całe życie szyją garnitury, niechętnie biorą się za bluzki.
Antkowiak ograniczeń nie lubił. Wszystkich tych podziałów na męskie i damskie, ciężkie i lekkie, wypada i nie wypada. Kobietom szył smokingi, mężczyzn zatem stroił w tiule oraz tafty. – Śmiano się ze mnie, że karnawał obchodziłem w adwencie. I oczywiście tak było, nie tylko w pracy.
Szeroko pojęta przekora to bez wątpienia jego znak rozpoznawczy.
Na pożegnanie PRL
W latach 80. jest już raczej jasne, że Moda Polska nie „pozyska miana dyktatora mody męskiej”, ale też i dyktatura powoli się rozpada. Jedno co trzyma się mocno, to fatalny styl facetów w delegacji.
– Jeśli chodzi o modę męską, to nie można zapominać, że Jerzy Antkowiak wniósł też po prostu siebie. Dzięki temu, że zawsze wyglądał kolorowo, pokazał, że można przełamywać konwenanse i stereotypy – zauważa Tomasz Ossoliński.
Pokazywał to też – on, ale i Małgorzata Zembrzuska (przed stanem wojennym wyemigrowała do Kanady) oraz Krystyna Wasylkowska – na wybiegach.
W latach 80. było w męskich kolekcjach Mody Polskiej dużo, jeśli nie odwagi, to przynajmniej wygody. Skórzane spodnie, marynarki o kroju bliskim kurtek, dużo – to prawda, nieco spłowiałych – kolorów. Tyle, że – jak pisała krytyczka mody Hanna Gajos – z faktu, że Moda Polska przedstawiła co sezon modne kolekcje, nie wynikała modna konfekcja: „W sklepach przedsiębiorstwa jest też zgrzebnie, bezbarwnie i mało wytwornie, chociaż na wybiegach panują zgodnie z modą, barwna klasyka i wesoła wygoda”.
Ukoronowaniem tej tendencji była kolekcja zaprojektowana przez Antkowiaka i Wasylkowską na – jak miało się wkrótce okazać – pożegnanie PRL. Pokazywana w grudniu 1988 zwiastowała trendy na wiosnę i lato 1989 roku. Czego tam nie było! Garnitury ze spodniami ściętymi do kolan (noszone, całkiem poważnie, z wytwornymi pantoflami i krawatem), feeria kolorów: żółte marynarki zestawione z niebieskimi spodniami, niebieskie kurtki ze spodniami czerwonymi, słomkowe kapelusze i biel w wersji total look. No i hit. Swetry w serek z bufiastymi rękawami. Czerwony z autkiem na froncie i seledynowy z golfistą (ubranym w kolory z kolekcji)!
Ta kolekcja (…) producentów szaroburych pancerzy nazywanych – nie wiadomo czemu, z rozpędu czy zamiłowania do tradycji – garniturami, powinna zmusić do przewartościowania poglądów na modę męską. Klasyka nie oznacza w modzie trwania przy szablonach sprzed lat – pisała Hanna Gajos w magazynie „Pan”. – Mężczyzna’89 ma być elegancki, lecz niebanalny, klasyczny, ale intrygujący. Żadne tam garniturowe sztywniactwo!.
Nie poszło o tę kolekcję, w ogóle nie o modę nawet. A na przewartościowanie poglądów nie trzeba było długo czekać.
*
5 października w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi rozpocznie się wystawa poświęcona twórczości Jerzego Antkowiaka i Modzie Polskiej, której kuratorem jest Tomasz Ossoliński. Projektant pracuje też na filmem o Antkowiaku. „Vogue” objął nad przedsięwzięciami patronat.
Aleksandra Boćkowska - dziennikarka, autorka książek "To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL” i „Księżyc z peweksu. O luksusie w PRL”. Współpracuje m.in. z „Gazetą Wyborczą” i „Wysokimi Obcasami Extra”. Wcześniej redaktorka w magazynach „Elle” i „Viva! Moda”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.