Bogacze nie mają nic lepszego do roboty niż oddawanie się rozpustnym rozrywkom. Szef prywatnej telewizji Tony Baddingham (David Tennant) i zaufany człowiek Margaret Thatcher, Rupert Campbell-Black (Alex Hassell), rywalizują o wpływy w Anglii lat 80. XX wieku. Nowy serial Disney+ oparty jest na kultowej powieści Dame Jilly Cooper.
Takich ekscentrycznych strojów nie widziałam nawet w „Dynastii”. Kostiumograf Ray Holman („Doktor Who”, „Fleabag”) zadbał o to, by ubrania angielskiej elity lat 80. XX wieku skrzyły się cekinami, szokowały neonowymi barwami, zachwycały kaskadami falban. Ten eksces, oczywiście, nawiązuje do mody tamtej epoki, ale wykracza poza jej ramy – staje się dla widza jasnym sygnałem, że serial „Rywale” na Disney+ należy czytać jako pastisz, parodię, satyrę. Każda stylizacja jest sfunkcjonalizowana – z pozoru skromna Lizzie (Katherine Parkinson) ukrywa się za kwiecistymi sukienkami w stylu angielskiej wsi, by z ukrycia obserwować życie barwniejszych sąsiadów. Amerykańska producentka telewizyjna Cameron Cook (Nafessa Williams), która ma za zadanie podnieść oglądalność prywatnej stacji prowadzonej przez Toniego Baddinghama, ubiera się w chanelowskie garsonki skrojone dla kobiet sukcesu. A Taggie O’Hara (Bella Maclean), córka wziętego dziennikarza Declana (Aidan Turner), którego Baddingham ściąga z BBC, wchodząc do towarzystwa, zamieni młodzieńcze jeansy na koktajlowe sukienki.
Choć Jilly Cooper, której powieść posłużyła za inspirację do serialu, pisała o rywalizacji mężczyzn – Baddinghama z Rupertem Campbellem-Blackiem, jego sąsiadem, arystokratą, sportowcem, playboyem, człowiekiem Margaret Thatcher – kobiety te chłopięce zapasy komentują, wyśmiewają, wykorzystują. Trochę tak, jakby obserwowały kolegów z klasy okładających się pięściami, a przy okazji we własnym gronie ustalały dalsze plany. W „Rywalach” mężczyznom wydaje się, że pogrywają z kobietami, podczas gdy tak naprawdę rozgrywają partię wśród arcymistrzyń.
Lata 80. w „Rywalach” podlano nostalgicznym sosem
Dame Jilly Cooper wydała powieść o właścicielu stacji telewizyjnej na długo, zanim powstała „Sukcesja”, ale już twórcy serialu, Dominic Treadwell-Collins i Laura Wade, z pewnością śledzili sagę rodu Royów. Ale podczas gdy Logana przedstawiono jako diabolicznego, makiawelicznego, niebezpiecznego, Tony – brawurowo grany przez Davida Tennanta – to żart z bohaterów takich jak Gordon Gekko z „Wall Street” – reliktów epoki. Ekscytacja, jaką budzi w serialu tworzenie telewizji, zwłaszcza na żywo, wywołuje jednak nostalgię. W „Sukcesji” wszystko kręciło się wokół fuzji, przejęć, nowych technologii. Tu oglądamy telewizję w jej złotej erze monopolu na rozrywkę. Aż chciałoby się obejrzeć taki serial o Polsce – tylko w tym wypadku z przełomu lat 90. i 2000.
Angielskie elity, które grają w polo, organizują garden parties i plotkują na potęgę, podglądaliśmy też wcześniej w „The Crown”. Choć „Rywale” nie opierają się na prawdziwej historii, wiernie oddano tu realia lat 80.: skandale targające ówczesną polityką, taczeryzm, klasowość społeczeństwa, w którym liczy się to, w którym pokoleniu twoi przodkowie zbudowali zamek.
Układankę uzupełnia seks – nagość pełni rolę kostiumu na równi z ubraniem. Gorące sceny godne chociażby „Bridgertonów” potraktowano z przymrużeniem oka. Serial zaczyna się od dołączenia przez Ruperta do mile-high club. Miłosne uniesienia w toalecie concorde’a zbiegają się w czasie z przekroczeniem przez samolot bariery dźwięku. Concorde’y nad Atlantykiem już nie latają, bo za często dochodziło do katastrof. Ale nadal budzą emocje – tak jak lata 80., które dziś wydają się lekkie, niewinne, wolne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.