Z własnego mieszkania, przez zakładową świetlicę, do przyczepy kempingowej ustawionej na brzegu jeziora.
Zapach rosołu
Takiego z całymi ziarnami pieprzu, liściem laurowym i cebulką przypieczoną na fajerku. Bożena pamięta go z rodzinnego domu. Mieszkali wszyscy na kupie u siostry jej dziadka. Tłoczno tam było, biednie i radośnie. I ten rosół. Jej też jest dobry, chłopcy go lubią, ale nie jest taki sam, jak tamten. Nawet nie jest podobny.
Zapach kapusty
Adam stoi na środku pola, patrzy na jezioro. Za plecami gdacze mu, pieje i ryczy Śniadowo. To kilka rozrzuconych wzdłuż brzegu chałup. Jedna z nich, przy drodze na Użranki, jest jego rodziców. Młody Adam zna tu każdy kamień. A to pole kapusty, na którym stoi, kiedyś kupi i postawi na nim dom, tak sobie planuje. Tu, gdzie skarpa jest najłagodniejsza, dno najczystsze, a woda najcieplejsza.
Zapach gruzu
Koniec sierpnia, zaraz początek roku szkolnego. Dziewczynki mają już spódniczki i białe bluzki. Ale jeszcze ta przeprowadzka… Bożena ma czternaście lat. Nie mieszkają już w domu pachnącym rosołem, rodzice dostali mieszkanie spółdzielcze w Mrągowie, właśnie się wprowadzają. Na swoje. Otwierają drzwi i nie mogą uwierzyć w to, co widzą. Tam, gdzie miał być balkon, zieje dziura, z której wystaje tył budowlanego spychacza. Mieszkanie wypełnia pył, który szczypie w oczy i kręci w nosach. Czekają ich jeszcze dwa tygodnie życia na walizkach, zanim naprawdę się tu wprowadzą.
Zapach karoserii
Adam odwozi naprawiony telewizor koledze. Umawiają się pod bramą mrągowskiego Bumaru. Parkuje wóz, siada na masce. Kolega idzie w tłumie innych pracowników. Podchodzi do Adama. Ale ten nie zwraca już na niego uwagi.
– A tamta? – pyta wpatrzony w jedną z dziewczyn. – Kim jest tamta?
– Pracuje na centrali telefonicznej, zadzwoń i się z nią sam umów – odpowiada kolega.
To była miłość przez blachę samochodową – powie Adam po latach. A Bożena przyzna mu rację.
Zapach kalafonii
Czyli tak naprawdę zapach pieniędzy. Adam z lutownicą ślęczący nad kolejnym rozbebeszonym telewizorem, Bożena na kanapie, w ciąży. Początek lat dziewięćdziesiątych, teraz wszystko będzie możliwe. Dobrze im się wiedzie, Adam nieźle zarabia na tych telewizorach. Mówi, że w rok uzbierają na kawalerkę, a jak dołożą z książeczek mieszkaniowych, to uda się kupić nawet coś większego.
Zapach nowości
Świeżej farby, drewna, wykładziny dywanowej, zaprawy do płytek. Bożena otwiera okna.
Kupili za gotówkę, bez kredytu, pożyczania od znajomych i rodziny. Za oszczędności. Wydali wszystkie, ale nie żałują. Gdy po raz pierwszy otwierali drzwi, Bożenie przemknęło przez myśl wspomnienie tamtego wypełnionego budowlanym pyłem mieszkania rodziców, też nowego, ale z wielką dziurą w miejscu drzwi balkonowych. Zadrżało jej serce. Ale ich mieszkanko jest jak spod igły. Teraz w końcu są u siebie.
Zapach zdrady
– Tamten nie płaci – mówi Adam, siada przy stole i chowa twarz w dłoniach. – Od dwóch lat nie płaci, dokumenty sfałszował, dziś się dowiedziałem.
To miała być koleżeńska przysługa, chodziło o podżyrowanie kredytu koledze ze szkolnej ławy. Prosta sprawa. Im się powodziło, tamtemu szło trochę gorzej, a też chciał mieszkać po ludzku, czemu mieliby nie pomóc? Przecież teraz wszystko miało być możliwe.
Kilka tygodni później bank przysłał pierwsze pismo.
Zapach gazety
Adam w pracy, Bożena znów w ciąży, wertuje lokalną gazetę. Szuka mieszkań do wynajęcia, choćby kawalerek, czegokolwiek, gdzie mogliby się zameldować, bo bez meldunku i na czarno nie chcą. Ale ogłoszeń nie ma, bo nie ma mieszkań. Wiedzą, bo to ich poszło na pniu. Z dnia na dzień stali się bezdomni. Z pieniędzy z mieszkania po uregulowaniu długu zostało jedynie na używany samochód dla Adama, żeby mógł obsługiwać więcej zleceń, i na wynajęcie czegoś skromnego na mieście. Ale Mrągowo pęka w szwach.
Zapach kurzu
Takiego wgryzionego w rozeschnięte meble. I rozdeptanej wykładziny, wysiedzianych krzeseł, środka czyszczącego we wspólnej toalecie. Tak teraz będą mieszkać, w nieużywanej świetlicy dla pracowników jednego z prywatnych zakładów przemysłowych na obrzeżach Mrągowa. Tylko ona była do wynajęcia. Jest ich już czworo, mają piankowe materace, chłopaki turlają się po nich radośnie – nieświadomi, gdzie się znaleźli. Trochę ubrań, niewiele własnych mebli, kilka garnków i talerzy. Prać mogą tylko raz w tygodniu. (A Bożena tak lubi zapach świeżego prania). Gotować oszczędnie, żeby nie zużywać gazu, prysznic tak, ale krótki, i najlepiej co drugi dzień, bo woda droga. Wszystkiego pilnuje pan Karamba, właściciel budynku. Pojawia się, wprowadza kolejne oszczędności i znika. Ale nawet gdy już go nie ma, oni mają wrażenie, że ciągle z nimi jest.
Zapach pośredniaka
W Bumarze plotki, że zamkną zakład. Adam mówi Bożenie, żeby się nie martwiła, jakoś sobie poradzą. Bożena nie martwić się nie umie. W końcu dostaje wypowiedzenie, chwilę potem mrągowski zakład Bumaru-Łabędy pada. Bożena szuka pracy, ale w połowie lat dziewięćdziesiątych pracy w Mrągowie po prostu nie ma. W końcu idzie na bezrobocie.
– Wracaj z dziećmi do nas – mówi raz jej matka. – Ale bez niego.
Bożena macha ręką. Zostanie z Adamem. Adam teściowej tamtą chwilę słabości wybaczy.
Taką ma naturę, żeby nie rozpamiętywać.
Zapach lasu
Po kilku latach odbijają od dna. Adam sprzedaje klimatyzację w Warszawie. Bożena znalazła pracę w dziale handlowym fabryki okien. Porzucili świetlicę, wynajęli mieszkanie, a potem kolejne i kolejne. Przywykli do przeprowadzek. Starają się jedynie trzymać okolic Osiedla Mazurskiego. Chłopcy poszli tu do szkoły, mają kolegów i swoje ścieżki. Rodzice nie chcą ich stąd wyrywać. Dorosną, to sami odlecą.
O swoim nadal nie mają co marzyć. Chcieliby się tylko z tych bloków czasem wyrwać. Razem z kolegą Adam kupuje używaną przyczepę kempingową i stawia ją nad brzegiem w Śniadowie. Na tym samym polu, na którym rosła kiedyś kapusta i z którego Adam patrzył na jezioro, obiecując sobie, że kiedyś postawi tu dom. Teraz pole jest jego siostry. Zgodziła się, żeby się tam rozstawili.
Zapach kawy
– Przez kilkanaście lat to było jedyne pewne miejsce w naszym życiu – mówi Bożena o przyczepie. – Te przeprowadzki, zmiany, niczego nie byliśmy pewni, tylko tego, że ona tu stoi, że jakby co, to w ostateczności możemy się w niej schronić.
Cztery lata temu kupili w końcu swoje mieszkanie, czterdzieści osiem metrów w Mrągowie, oczywiście na kredyt. Mieli już swoje lata, gdy poszli do banku, więc patrzeli tam na nich niechętnie. No ale się udało. Po latach tułaczki, w końcu wylądowali na swoim. Ale przyczepy się nie pozbyli. Trzeba ją co kilkanaście miesięcy przestawiać, żeby nie została uznana przez urzędników za obiekt stały. Wyjmują spod kół klocki i obracają, przesuwają o kilka metrów. Ruchy pozorowane. Teraz z salonu widać trzciny i wodę, a z sypialni łąkę. Ładnie. Spędzają tu każdą wolną chwilę. Od późnego kwietnia do pierwszych śniegów to przyczepa jest ich domem. Tu mają przyjaciół, rodzinę i święty spokój. Adam mówi, że tylko tu naprawdę istnieją.
Na początku sezonu Bożena przywozi produkty i gotuje, czasem nawet rosół. Żeby w przyczepie zaczęło pachnieć jedzeniem. Robi też pranie. Potem parzy kawę. Tak jak teraz. Po kilku dniach deszczu wyszło słońce, brezent dostawionego do przyczepy namiotu paruje. Bożena stoi w progu. Za jej plecami zaczyna bulgotać woda w czajniku. Adam moczy nogi w jeziorze. Na drugim brzegu drą się żurawie.
Bożena patrzy na jezioro. Ten widok też ma zapach.
Bożena i Adam Borowscy mieszkają w Mrągowie, w przyczepie ustawionej nad brzegiem Jeziora Juksty. Bożena pracuje jako handlowiec w fabryce okien, Adam wrócił do naprawiania telewizorów i montowania dekoderów telewizji cyfrowej. Mają dwóch synów.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.