Znaleziono 0 artykułów
14.04.2025

Zerwałam zaręczyny i co dalej. Jak jedna decyzja zmieniła całe moje życie

14.04.2025
Zerwane zaręczyny mogą zmienić całe życie. Czy mają poważniejsze konsekwencje niż rozstanie z partnerem (Fot. materiały prasowe)

Gdy zerwałam zaręczyny, zmieniło się całe moje życie. Choć uważam tę decyzję za najlepszą w życiu, nie obyło się bez problemów – i tych emocjonalnych, i praktycznych. 

Dorastałam stopniowo. Te momenty, w których stawałam się bardziej dojrzała, potrafię dokładnie wskazać. Wyjazd na studia do Warszawy, ślub, narodziny dzieci, strata bliskich. Być może za najważniejszą cezurę w życiu powinnam jednak uznać zerwane zaręczyny. Gdy dzielę moje życie na etapy, wyraźnie widzę, że wszystko – moje podejście do siebie, do mężczyzn, do miłości – zmieniło się właśnie wtedy.

Czy to miłość, czy potrzeba domknięcia etapu

Sama śmieję się z tego, jak schematycznie przebiegają u mnie procesy wzrastania. W okolicach 40. urodzin zaliczyłam kryzys wieku średniego, jako nastolatka – okres burzy i naporu. Przed trzydziestką zapragnęłam się ustatkować. Wcześniej nigdy nie myślałam o ślubie, małżeństwie czy rodzinie. Nikt z mojego najbliższego otoczenia też nie wydawał się na to gotowy, a rodzice nie wywierali żadnej presji. Ale po 29. urodzinach uznałam, że warto byłoby wiedzieć, jak będą wyglądały kolejne lata życia. Sytuację zawodową udało mi się ustabilizować, przeprowadziłam się do własnego mieszkania, długoletni związek z licealnym chłopakiem potrzebował przeformułowania.

Mimo myśli o przyszłości, oświadczyny mnie zaskoczyły. Powiedziałam „tak” nie tyle człowiekowi, który poprosił mnie o rękę, ile dorosłości właśnie. Za wszelką cenę pragnęłam coś zmienić, czymś się zająć, wyznaczyć sobie cel. Blask diamentu na palcu miał wytyczać mi drogę. A w każdym razie usiłowałam w to uwierzyć, uznając, że ten konwencjonalny symbol domknięcia pewnego etapu i otwarcia skieruje moje życie na nowe tory.

Moja intuicja okazała się słuszna, choć sprawy potoczyły się zupełnie inaczej, niż planowałam. Przed ślubem, który zaplanowaliśmy na kolejne lato, zapragnęłam na serio uporządkować życie emocjonalne. W tym domknąć wszystkie relacje z byłymi niedoszłymi, by ostatecznie skupić się na narzeczonym, przyszłym mężu, potencjalnym partnerze na całe życie. Wystarczyło jednak jedno spotkanie z kolegą, który zawsze mnie interesował, by stało się dla mnie jasne, że się myliłam. Tak, zaręczyny ułożyły mi w głowie, ale nie, nie chciałam wychodzić za mąż za mojego narzeczonego.

Teraz albo nigdy 

Długo zbierałam się jednak na odwagę, by mu to powiedzieć. Za długo. W międzyczasie zarezerwowaliśmy już restaurację na wesele, kupiłam sukienkę, umówiłam się z przyjaciółkami na wieczór panieński. Odwołałam ślub na miesiąc przed terminem. Do dzisiaj żałuję, że zajęło mi to tyle tygodni. Do dzisiaj żałuję, że skrzywdziłam narzeczonego. Do dzisiaj żałuję, że potrzebowałam pierścionka, żeby zrozumieć, czego nie chcę. 

Gdyby nie zaręczyny, pozostalibyśmy w pewnym stanie nieważkości. Związek, którego początku już nie pamiętaliśmy, przestał się rozwijać, zmierzając do nieuchronnego końca. Ten koniec równie dobrze mógł nastąpić o wiele później. Zaręczyny zmotywowały mnie do działania. „Sprawa jest poważna – teraz albo nigdy”, mówiłam sobie.

Najbardziej bolesne okazały się te najbardziej namacalne przejawy zakończenia związku – pakowanie rzeczy, dzielenie „majątku” – zastanawianie się, komu należy się fotel, który oboje lubiliśmy, oddanie pierścionka. Zdejmując go z palca, wiedziałam, że to naprawdę koniec – nie tylko narzeczeństwa, lecz także całego wspólnego życia, wielu wspomnień, codzienności, jaką znałam. Mówiąc, że ślubu nie będzie, oczekiwałam niedowierzania, smutku, złości, ale jednocześnie wiedziałam, że już wkrótce te uczucia zastąpi ulga. Tak też się stało. I dla mojego narzeczonego, i dla całego otoczenia. Niektórzy przyjaciele próbowali nas pogodzić, inni wybrali jedną ze stron, pozostali wiedzieli, że powinniśmy byli zerwać o wiele wcześniej. Większego skandalu rozstaniem nie wywołaliśmy. Na to przyszedł czas później, gdy postanowiłam – już tym razem naprawdę – wziąć ślub z tym, którego poznałam dzięki zaręczynom. Tym razem nie potrzebowałam wielkich słów, podniosłych chwil ani drogocennego pierścionka, żeby wiedzieć, że to ten jedyny. Decyzję o ślubie podjęłam z pełną odpowiedzialnością. Ta nieudana próba generalna uświadomiła mi, czego naprawdę potrzebuję. W ten sposób zerwane zaręczyny – kończące moje lata 20. i rozpoczynające nową epokę – przygotowały mnie na małżeństwo

Helena Reszel
  1. Styl życia
  2. Psychologia
  3. Zerwałam zaręczyny i co dalej. Jak jedna decyzja zmieniła całe moje życie
Proszę czekać..
Zamknij