Nowy rząd jeszcze tej zimy zamierza procedować projekt ustawy o związkach partnerskich. To pierwszy krok do równości małżeńskiej. Co uznanie par jednopłciowych oznacza w praktyce? Opowiadają osoby LGBTQ+, które wyemigrowały do bardziej progresywnych krajów Unii Europejskiej i wzięły ze sobą ślub.
Polska i społeczność LGBTQ+ to nie jest dobry match. Osoby żyjące w związkach jednopłciowych w świetle prawa są sobie obce, małżeństwo konstytucyjnie zawrzeć może jedynie kobieta i mężczyzna, a tranzycja to prawna droga przez mękę. Państwo nie chroni nieheteronormatywnych osób przed nienawiścią. Przez osiem lat rządów PiS homofobia i transfobia bezkarnie płynęły z ust rządzących i z przekazów mediów publicznych. Co niewątpliwie dało przyzwolenie obywatelkom i obywatelom na przemoc, zarówno słowną, jak i fizyczną, skierowaną w tęczową społeczność. Wszystko to przełożyło się na wynik Polski w międzynarodowym rankingu ILGA-Europe, mierzącym równouprawnienie osób LGBTQ+ w państwach Europy. W ubiegłym roku nasz kraj kolejny raz zajął ostatnie miejsce w Unii Europejskiej i 42. pozycję na 49 w całej Europie.
Po wygranej opozycji w ostatnich wyborach i po historycznym wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który nakazał Polsce uznanie związków osób tej samej płci, premier Donald Tusk zapowiedział, że jeszcze tej zimy rząd będzie procedować ustawę o związkach partnerskich. Nie jest to rozwiązanie idealne, bo wciąż wyżej są w hierarchii pary stawiające związek dwupłciowy. Natomiast według ministry ds. równości Katarzyny Kotuli to pierwszy krok do pełnej równości małżeńskiej.
Ministra zaznaczyła, że związki partnerskie będą też symbolicznym zadośćuczynieniem krzywd, których ze strony państwa doznała społeczność LGBT+. Nasilona nagonka za rządów PiS spowodowała wzmożoną emigrację jednopłciowych par do innych krajów EU, bardziej niż Polska szanujących prawa człowieka, dopuszczających związki partnerskie i małżeństwa jednopłciowe, gdzie osobom niehetero żyje się, jeśli nie lepiej, to bezpieczniej.
Przeprowadzki do miejsc, w których prawa osób LGBTQ+ są respektowane
Ane Piżl i Monika Ziegler wzięły ślub w Szkocji w 2015 r. – Był to przede wszystkim symboliczny gest. Jesteśmy obywatelami Europy i mamy prawo wziąć ślub jak wszyscy. Polska, prędzej czy później, będzie musiała uznać nasze małżeństwo – mówi Ane.
Co prawda małżonki myślały o wyprowadzce już po pierwszych wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach, ale trzymali je w Polsce przyjaciele, praca, projekty i ulubione miejsca. Działały aktywistycznie, chodziły na protesty, sprzeciwiały się zaostrzeniu prawa aborcyjnego.
– Żyłyśmy wtedy z poczuciem, że nasza aktywna obecność w Polsce jest naprawdę ważna. To były lata spędzone na ulicy – Polityka jest i zawsze była dla mnie ważną częścią życia. Ane też od zawsze, również zawodowo, jest bardzo zaangażowanx społecznie, szczególnie w prawa osób dyskryminowanych – opowiada Monika.
O tym, że wyjeżdżają, zdecydowały jesienią 2020 r., po wydarzeniach Tęczowej Nocy, kiedy warszawska policja dostała rozkaz zatrzymania wszystkich osób, które miały jakiekolwiek tęczowe emblematy, a polskie media publiczne zalała fala transfobii. Uznały, że Polska przestała być bezpieczna dla osób LGBTQ+. Przygotowanie do wyjazdu zajęło im ponad pół roku.
– Wiedziałam, że żeby mieć siłę do dalszego działania na rzecz równości w Polsce, potrzebuję bezpiecznego domu, akceptacji, dobrej energii i pełni praw. Nigdy nie odcięłam się od kraju – nadal tutaj pracuję – konstatuje Ane. Dodaje: – Wyjechałyśmy, żeby żyć zwyczajnie. Choć para brała pod uwagę wiele krajów w Europie, finalnie wybrała Hiszpanię, ze względu na podobne do polskich koszty życia. W międzyczasie, przez pracę Moniki, na kilka miesięcy przeprowadziły się do Belgii. Teraz mieszkają w Holandii. Bywają też w Hiszpanii.
Alex Knapik-Gauza i Kasia Gauza pobrały się w… Łodzi w 2020 r. By móc prawnie zawrzeć małżeństwo, Kasia postanowiła nie dokonywać dokumentacyjnej tranzycji. W urzędzie stanu cywilnego figuruje jej deadname.
– Co prawda urzędniczka nas zarejestrowała, ale po dwóch tygodniach dostałyśmy pismo, z którego wynikało, że najprawdopodobniej chcemy zawrzeć małżeństwo jednopłciowe. Płeć psychiczna nie zgadzała się z płcią oznaczoną w dokumentach. Było to zgodne z prawdą i bardzo progresywne, ale nie zmieniło naszego statusu. Nasza sprawa trafiła do sądu rodzinnego. Odbyły się dwie sprawy z obecnością prokuratora. W międzyczasie zaszłam w ciążę. Wreszcie ogłoszono pozytywny dla nas wyrok. Mogłyśmy wziąć ślub! Pojawiłyśmy się na nim w takich samych białych sukienkach! – opowiada Alex. Dodaje, że postanowiły zawrzeć małżeństwo z przyczyn czysto praktycznych. – Chciałam chronić Kasię. Gdyby trafiła do szpitala, nie mogłabym jej odwiedzić. W 2020 r. wybuchały masowe strajki kobiet, a my byłyśmy zaangażowanymi działaczkami Łódzkich Dziewuch. Jeśli moja żona trafiłaby do aresztu, a zważywszy na polskie prawo, byłby to areszt męski, nie mogłabym dostać się do niej z prawnikiem. W tej sytuacji wzięcie ślubu za granicą nic by nie zmieniło.
Myśl o przeprowadzce na północ Europy, gdzie prawa osób LGBTQ+ są respektowane, od dawna towarzyszyła Kasi. Pojawienie się w 2019 r. syna, Stasia, wzmocniło tę chęć.
– Jesteśmy rodziną tęczową, więc przede wszystkim obawiałyśmy się o przyszłość Stasia. Nie chciałyśmy chować go w prywatnych instytucjach, gdzie akurat panuje akceptacja. I tak musiałby zetknąć się z całym nieprzychylnym zewnętrznym światem. Nie chciałyśmy go izolować. Drugim argumentem była katastrofa klimatyczna, czyli m.in. kurczące się rezerwy wody w Polsce. Kraj nie dba o naszą przyszłość też w tym zakresie – opowiada Kasia. Mówi, że wybierały się za granicę jak sójki za morze. Kontynuuje: – Przenieść całe życie to duże przedsięwzięcie. Ale pewnego dnia dostałam propozycję pracy w Szwecji wraz z relokacją rodziny.
Przeprowadziły się w 2021 r., miesiąc po podpisaniu przez Kasię umowy. – To była nasza szansa. Mimo że dużo mnie ten wyjazd kosztował, bo w Łodzi byłam już bardzo rozpoznawalna społecznie i mocno związana z Lewicą. W Szwecji w takim samym wymiarze nie mogę realizować swoich ambicji politycznych – komentuje Alex.
Dla decyzji o przeprowadzce Patryka Chilewicza i jego partnera Madam zasadnicze znaczenie miała wygrana Andrzeja Dudy w drugiej turze wyborów w 2020 r. – W Polsce zabrakło mi powietrza. Zarówno w przenośni, jak i dosłownie, zacząłem się dusić. Atmosfera w kraju stawała się gęsta od nienawiści i pogardy. Wróciły moje ataki paniki i lęki –opowiada Patryk. Wyjazd nie był jednak czymś do końca pozytywnym. Kontynuuje: – Nie jest fajnie uciekać z rodzinnego kraju, bo ten cię nie chce. Natomiast wyprowadzka była formą zadbania o siebie i swoje dobro psychiczne.
Wybrali Barcelonę, którą wcześniej kilkukrotnie odwiedzili i którą za każdym razem trudno im było opuścić. Tam czuli się bezpiecznie i szczęśliwie. – Hiszpania to zupełnie inny świat: małżeństwa jednopłciowe są legalne od lat, homofobia jest stygmatyzowana, można ponieść za nią realną karę, a ulica w większości wolna jest od pogardy, jaką znamy z Polski – kontynuuje Patryk. – Przestawienie się jednak chwilę trwało. Przez pierwsze miesiące nie czuliśmy się komfortowo publicznie, trzymając się za rękę, choć jest to tutaj normalne.
Kilka lat temu Chilewicz oświadczył się Madam. – Wtedy jeszcze nie śniliśmy o przeprowadzce. Był to gest dla nas samych. Gdy pojawiła się realna możliwość, wzięcie ślubu było tylko kwestią czasu – wyznaje Madam. Małżeństwo zawarli pod koniec października 2023 r. Ceremonię poprzedził długi proces kompletowania dokumentów i biurokracja, która, jak mówią, jest bardziej męcząca i rozbudowana niż w Polsce.
Według Patryka ślub niewiele zmienił. – Czasami nawet sam zapominam, że mam męża. Jesteśmy ze sobą tyle lat, że nasza codzienność jest już zupełnie uformowana pod nas – mówi.
Natomiast Madam zauważa, że już przeprowadzka całkowicie przetransformowała ich życie. – Rozwinęliśmy skrzydła zarówno jako jednostki, jak i para. W Hiszpanii prowadzę swoją działalność, a ponieważ jesteśmy już prawnie małżeństwem, Patryk został objęty moim ubezpieczeniem. Czujemy się komfortowo z tym, kim jesteśmy, jak wyglądamy – konstatuje.
Równość małżeńska powinna być ważnym tematem społecznej dyskusji
Również Monika i Ane od razu zobaczyły różnicę w codziennym funkcjonowaniu. – Nikt się na nas nie gapi na ulicy, nikt nie ma z nami problemu, nikogo – ani sąsiadów, ani osób w urzędzie – nie dziwi, że jesteśmy małżeństwem. Niebinarna ekspresja Ane nie wzbudza żadnej reakcji. Po prostu jesteśmy, kim jesteśmy, jak wszyscy. Prawo jest po naszej stronie – zauważa Ziegler.
Ane dodaje: – Imigracja to jest szybki test dla kraju. Od razu widzisz, jak odnoszą się do ciebie osoby w urzędzie gminy, w agencji mieszkaniowej, sąsiedzi, nowa lekarka na pierwszej wizycie. Wszystkim tym osobom mówisz przecież, że przeprowadziłaś się z żoną. Razem podpisujemy umowę na mieszkanie, zapisujemy się do przychodni, składamy podanie o rezydencję, żeby uzyskać stały pobyt. W szkole językowej na pierwszej lekcji hiszpańskiego, w mieście wielkości Lublina, nauczycielka wypisuje na tablicy niebinarne zaimki. Między Polską a Hiszpanią, tak samo jak między Polską a Holandią, jest przepaść.
W Polsce, mimo trudnej sytuacji politycznej, zawsze – w sądzie, na policji, u lekarza – Ane i Monika otwarcie mówiły, że są małżeństwem. Zawsze spotykały się z jakąś – czy to pozytywną, czy negatywną – reakcją. – Tu nareszcie nikt nie reaguje! – cieszy się Ane. – Bycie małżeństwem jednopłciowym, zarówno w Holandii, jak i w Hiszpanii, traktowane jest jako coś zupełnie neutralnego. Ludzie bez mrugnięcia okiem kontynuują rozmowę.
Integracja z lokalną społecznością jest jeszcze przed Alex i Kasią. Przyznają, że Staś pochłania dużo czasu, którego nie starcza już na spotykanie się z innymi ludźmi. Brak pomocy babć i dziadków w Szwecji nie ułatwia sprawy. Natomiast cieszą się, że ich tęczowa rodzina na nikim nie robi wrażenia.
– W przedszkolu są pary mam, które wychowują dziecko. Organizacje LGBTQ+ działają tutaj bardzo prężnie. Ale poziom praw, z którego startują, jest o wiele wyższy niż w Polsce. Jest tutaj na przykład pełna równość małżeńska czy uproszczona procedura tranzycji bez pozywania rodziców. Byłyśmy zaskoczone lokalną paradą równości, na której pojawiła się spora reprezentacja tęczowych rodzin. Udział w niej bierze chyba każda grupa zawodowa! –opowiada Kasia. – Jestem fanką piłki nożnej. Ale nie wyobrażam sobie pojawić się na meczu łódzkiego Widzewa z szalikiem z tęczą. W Szwecji kibicuję BK Häcken. Na meczach powiewają tęczowe flagi. Natomiast kibice i kibicki biorą udział w paradzie.
Alex wspomina zaskoczenie na widok obecnych w czerwcu, Miesiącu Dumy, flag społeczności LGBTQ+ w przestrzeni miejskiej, na autobusach i tramwajach. – Na początku nie mogłyśmy uwierzyć i robiłyśmy zdjęcia – śmieje się.
Wszystkie osoby wymieniają wiele różnic, które dostrzegają między krajami ich emigracji a Polską. Nad Wisłą Patryk czuł się jako obywatel drugiej kategorii. Miał takie same obowiązki, jak każdy inny obywatel i obywatelka, ale z okrojonymi prawami. Tylko dlatego, że urodził się z taką orientacją, a nie inną. – Ten fakt jest głęboko uwłaczający – zarówno mnie, jako jednostce, jak i pozostałym 2 mln osób niehetero w Polsce, jako społeczności. To wielki wstyd. Równe prawa są cywilizacyjnym minimum, do którego polscy rządzący jeszcze nie dorośli. Mówię o rządzących, bo z badań opinii publicznej wynika, że społeczeństwo ma bardziej progresywne poglądy – komentuje.
W Polsce, jak zauważa Monika Ziegler, bez równości małżeńskiej osoby LGBTQ+ nie mogą też zapisać notarialnie niepodważalnego testamentu, nie mają prawa do wydania zwłok czy prawa do pochówku najbliższej osoby. Przed sądem nieheteronormatywne pary są sobie obce. W krajach, w których mieszkają osoby bohaterskie tego tekstu, przywileje wynikające z małżeństwa są oczywiste. – Jeśli Ane poważnie zachoruje lub umrze ktoś z jej najbliższej rodziny, przysługują mi dni wolne, żeby ją wesprzeć – kontynuuje Monika na przykładzie Holandii. – Jeśli Ane straci pracę, będzie objęta moim ubezpieczeniem zdrowotnym, dostaniemy dodatek do mieszkania. Jeśli miałybyśmy dzieci, przysługiwałby nam dodatek edukacyjny. Dzisiaj Ane może uczyć się języka, korzystając z dopłat od mojego pracodawcy. W każdej sytuacji – choroby, wypadku, niepełnosprawności – jesteśmy traktowane tak, jak każde inne małżeństwo.
Kasia w Szwecji nie słyszy już swojego deadname’u. Bez trudu mogła urzędowo zmienić imię na jakiekolwiek, bez względu na płeć zapisaną w dowodzie. Przedstawia się „Kajsa”, co wiele ułatwia w codziennym funkcjonowaniu. – W tym roku otrzymałam też diagnozę transpłciowości. Zamierzam wystąpić do sądu o tranzycję prawną, czyli zmianę dokumentów. Natomiast aby skorygować dane, musiałabym wziąć z Alex rozwód, bo dwie kobiety w Polsce nie mogą przecież zawrzeć małżeństwa – mówi.
Jej żona dodaje: – Dlatego z innymi małżeństwami, w których są cztery kobiety transpłciowe, składamy pozwy do polskiego sądu. Zmiana metryki powinna być możliwa bez przymusu rozwodu. Wiemy, że sądy to odrzucą. Czeka nas apelacja. Docelowo chcemy dotrzeć do Strasburga. Planowany pozew będzie krokiem w stronę równości małżeńskiej. Nie mamy podstaw do rozwodu. Musiałybyśmy w sądzie kłamać, że ustało pożycie. Nie chcemy też dzielić się opieką nad dzieckiem, tylko nadal razem mieszkać i tworzyć rodzinę!
Zarówno Alex, jak i Kasia zdają sobie sprawę, że wprowadzenie związków partnerskich da zabezpieczenie wielu parom LGBTQ+, a państwo będzie je w końcu rozpoznawać. Natomiast wszystkie osoby, z którymi rozmawiam, jednogłośnie przyznają, że w 2024 r. to równość małżeńska powinna być tematem społecznej dyskusji. – Związki partnerskie można było wprowadzić 20 lat temu! – dodaje Knapik-Gauza.
Według Ane na proponowaną przez obecny rząd strategię małych kroków jest już za późno. – Brak prawa do adopcji – nawet jeśli dla nas akurat nie jest on życiowo istotny, jest kontynuacją polityki lekceważenia wobec osób nieheteronormatywnych – stwierdza. – Mamy apetyt na to, aby Polska, idąc za przykładem innych krajów europejskich, również bardziej szanowała prawa człowieka; także w innych obszarach, jak pełne prawo do aborcji czy prawo do eutanazji. Drugą rzeczą jest nastawienie społeczne wobec osób LGBTQ+. Polska jest krajem mocno podzielonym i pełnym nienawiści. W dalszym ciągu wiele osób, które nawet popierają związki partnerskie, wypowiada się negatywnie o prawie do adopcji. To prosty przykład heteroseksizmu.
Monika kontynuuje: – Nienawiść i przestępstwa motywowane homo- i transfobią zdarzają się wszędzie – w Holandii i w Hiszpanii też. Ale tutaj nie tylko większość ludzi jest po twojej stronie, ale też stoi za tobą cały system. Policjant_ka – niezależnie od poglądów – musi trzymać się litery prawa, która chroni wszystkich obywateli i obywatelki.
Dlatego nawet jeśli temat powrotu do Polski pojawia się w ich rozmowach, wiedzą, że jest to bardzo odległa perspektywa. Również Kasia i Alex nie rozważają powrotu do kraju. Chyba że nad Wisłą udałoby się cofnąć katastrofę klimatyczną. – Obawiam się, że w Polsce niewiele zmieni się w kwestii osób transpłciowych – dodaje Kasia. – W rządzie nie będzie większości, aby ułatwić proces tranzycji. Na całym świecie, a zwłaszcza w Stanach i Wielkiej Brytanii, trwa nagonka na osoby trans. Do głosu, też w mediach liberalnych, dopuszczane są osoby transfobiczne. Boję się, że może to jeszcze bardziej zagrozić społeczności, zwłaszcza nastolatkom.
Patryk trzyma kciuki, by rząd Donalda Tuska wywiązał się z obietnicy i wprowadził związki partnerskie, a także znowelizował Kodeks karny, aby zaczęto karać za przestępstwa motywowane homofobią i transfobią. Natomiast z mężem zamierzają układać swoje życie w Barcelonie.
– Nie wrócimy! – zarzeka się Madam. – To, co przyniesie przyszłość, to jedno. Drugie to przeszłość. Nie jestem w stanie, i tak naprawdę nie chcę, wymazać lat traum, z którymi kojarzę Polskę. Uwierz mi, że coroczny, kilkudniowy wyjazd do kraju jest wystarczająco trudnym przeżyciem.
W czasie naszej rozmowy Ane i Monika wspominają swój udział w paradzie podczas Pride Amsterdam, tygodniowym święcie społeczności LGBTQ+ w Holandii. Obok występów drag queens i rzeszy rozbawionych ludzi pojawiły się oficjalne tęczowe platformy policji, straży pożarnej, lekarzy i lekarek. – Kiedy chwilę pożyjesz w takim miejscu i poczujesz, jak bardzo jesteś u siebie i jak bardzo może być ci dobrze, nie będziesz chciałx wrócić do kraju, w którym o tym, że jesteś „u siebie”, informują naklejki na drzwiach wybranych restauracji, a ludzie popierają „strefy wolne od LGBT”. Chcę wszędzie być u siebie – kończy Ane.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.