Dzięki temu, że pogoda w długi weekend nie dopisuje, mamy wymówkę, żeby nadrobić zaległości. Oto produkcje telewizyjne, nie tylko te całkiem świeże, ale również sprawdzone, choć niedocenione, które oglądamy z wypiekami na twarzach.
Jeśli lubisz „Gotowe na wszystko”, zobacz „Już nie żyjesz” (Netflix, od 3 maja)
Minęło już ponad 30 lat od premiery „Świata według Bundych”, gdzie nastoletnia wówczas Christina Applegate zabłysnęła rolą zepsutej córeczki Ala i Peggy. Po kilku niezłych komediowych rolach, w tym w „Przyjaciołach”, aktorka za sprawą Netfliksa wreszcie pokazuje pełnię swojego talentu. Czarna komedia opowiada losy dwóch kobiet w żałobie. Jen (Applegate) i jej sąsiadka Judy (Linda Cardellini, której historia jest podobna do Applegate – po kultowej komedii „Luzaki i kujony” brakowało dla niej odpowiednich ról, dopiero ostatni rok przyniósł sukcesy w „Green Book”, „Avengersach” i „Topielisku. Klątwie La Llorony”) próbują podnieść się po stracie ukochanych. Twórczyni serialu, Liz Feldman („Dwie spłukane dziewczyny”) każe im się mierzyć z wyzwaniami rzucanymi przez los. Chociaż kobiety różni pozycja społeczna, sytuacja życiowa i sposób radzenia sobie z emocjami zawiązuje się między nimi prawdziwa przyjaźń. Dziesięć półgodzinnych odcinków można spokojnie połknąć na śniadanie.
Jeśli lubisz „Rozwód”, zobacz „Lepsze życie” (trzeci sezon już w HBO)
Słodko-gorzki seans można zacząć od aktualnego sezonu albo cofnąć się o dwa lata wstecz, by poznać Sam i jej trzy córki jeszcze lepiej. Aktorka i pomysłodawczyni serialu, Pamela Adlon opowiada trochę o sobie – pechowej, a w każdym razie nie do końca spełnionej, a na pewno niedocenianej aktorce w średnim wieku, która nie ma szczęścia do mężczyzn, ale za to rękę do dzieci. Chociaż nie jest ideałem, a może właśnie dlatego, że nie jest ideałem, jej relacja z trzema dziewczynkami może posłużyć za instrukcję obsługi dla współczesnych rodziców, dla których najważniejsza jest szczerość.
Jeśli lubisz „Bodyguard”, zobacz „MotherFatherSon” (HBO)
Richard Gere na małym ekranie. To właściwie wystarczyłoby za rekomendację dla tego serialu. A należy jeszcze dodać, że został stworzony na potrzeby BBC, co gwarantuje wysoką jakość, u boku amerykańskiej gwiazdy gra tu także Brytyjka Helen McCrory (Narcissa Malfoy z „Harry’ego Pottera”), a intryga jest tak nieoczywista, że trzeba zobaczyć wszystkie odcinki, zanim wyrobimy sobie zdanie na temat tego, co wydarzyło się naprawdę. Syn magnata medialnego (postać wzorowana na Rupercie Murdochu), który razem z ojcem prowadzi interesy, trafia do szpitala. U jego boku czuwa matka, która lata temu rozstała się z cynicznym, okrutnym i niebezpiecznym Maksem. Na styku polityki i mediów nic nie jest jednoznaczne, a serial obyczajowy o rodzinie szybko miesza się z thrillerem.
Jeśli lubisz „The Office”, zobacz „After Life” (Netflix)
Jeden z najbardziej kameralnych, najskromniejszych, najbardziej niepozornych seriali na platformie. Ricky Gervais, który zdobył sławę w oryginalnym brytyjskim „The Office”, tym razem opowiada o utracie, żałobie, bezsensie życia. Gdy żona dziennikarza prowincjonalnej gazety umiera na raka, Tony nie chce dalej żyć. A w każdym razie wie, że nic już nigdy nie będzie takie samo. Staje się więc wobec otaczających go ludzi, ale przede wszystkim wobec siebie, brutalnie szczery. Dopiero gdy zrozumie, że przetrwać pozwolą mu tylko więzi, zacznie proces powolnego leczenia.
Jeśli lubisz „Pose”, zobacz „Special” (Netflix)
Nowy format na Netfliksie. Piętnastominutowe odcinki dają się pochłonąć w przerwie między śniadaniem a brunchem. Ryan Hayes (Ryan O’Connell – twórca serialu, który opowiada nim o sobie) cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Nie chce się do tego jednak przyznać przed nowymi współpracownikami. Dopiero gdy stanie twarzą w twarz z samym sobą, będzie miał szansę nie tylko na zbudowanie więzi, ale także na sukces zawodowy. Ten serial nie powstałby, gdyby nie Jim Parsons z „Teorii wielkiego podrywu”, który dostrzegł w O’Connellu talent. I postanowił zmusić go do tego, żeby swój potencjał wykorzystał.
Jeśli lubisz „You're The Worst”, zobacz „Easy” (trzeci sezon od 10 maja na Netfliksie)
Wcale się tego serialu łatwo nie ogląda. Często mamy ochotę odwrócić wzrok od ekranu, zatkać uszy albo szybkim ruchem wyłączyć telewizor. Czujemy zażenowanie. Wstydzimy się za bohaterów. Nie możemy słuchać ich banalnych, nieszczerych, zachowawczych rozmów. Ani patrzeć, jak się niszczą, obrażają i zdradzają. Choć każdy odcinek opowiada inną historię, wszyscy bohaterowie są powiązani siecią zależności. Mają po 30 lat, hipsterskie ciuchy, poprawne poglądy. Ale kiepsko radzą sobie z życiem, bo nie potrafią się w nic tak naprawdę zaangażować – ani w miłość, ani w pracę, ani nawet w seks. Idealny serial na poranek po imprezie. Co prawda pogłębi kaca, ale sprowokuje do zmiany przyzwyczajeń.
Jeśli lubisz „Transparent”, zobacz „Bez zobowiązań” (HBO)
Czy związek bez zobowiązań naprawdę istnieje? W czasie #MeToo, Tindera i rozwodów, które czekają co drugie małżeństwo, wieczny kawaler, jego opuszczona przez męża siostra i jej nastoletnia córka próbują kochać mimo wszystko. Niekończąca się seria nieudanych randek, koszmarnych typów ludzkich i pechowych spotkań prowadzi do wniosku, że czasami tych najważniejszych osób nie trzeba szukać na siłę. Same się znajdą, często tam, gdzie nawet nie zaczęliśmy szukać.
Jeśli lubisz „Sex Education”, zobacz „Derry Girls” (Netflix)
Takiego serialu dla nastolatków jeszcze nie było. Nikt tu się dobrze nie ubiera, nikt się ładnie nie wysławia, nikt nie czeka na wielką miłość. Bo dzieciaki z Irlandii Północnej, żyjące w cieniu nieustającego konfliktu zbrojnego, wiedzą, że łatwo nie będzie. Przewrotny humor, świeże aktorstwo, szalone przygody. W sam raz dla polskiego widza. Zwłaszcza że irlandzkie Derry AD 1992 do złudzenia przypomina średniej wielkości rodzime miasta z czasów naszego dorastania…
Jeśli lubisz „Dziewczyny”, zobacz „Broad City” (Comedy Central)
Wraz z końcem serialu Ilany Glazer i Abbi Jacobson kończy się pewna epoka. Odważniejszy, dowcipniejszy, lżejszy niż „Dziewczyny”, a równie przekonujący w swoich diagnozach współczesnych trzydziestolatek serial po piątym sezonie pożegnał się z widzami. Dwie przyjaciółki z Nowego Jorku nie mają kasy, pomysłu na siebie, ani wiary w wielką miłość. Nie brakuje im za to imprez, jointów i olśniewającego poczucia humoru właściwego tylko tym, którzy skutecznie pozbyli się kompleksów.
Jeśli lubisz „Grę o Tron”, zobacz... „Grę o Tron" (HBO)
Na chwilę przed wielkim finałem powracamy do początków. Równolegle ze śledzeniem kolejnych odcinków ósmego sezonu, warto przypomnieć sobie losy wszystkich wielkich rodzin Westeros. Dopiero oglądając pierwszy sezon, możemy bowiem zobaczyć, jak domykają się wątki w serii finałowej. „Gra o Tron” jak na wielką współczesną baśń przystało, nie ma ani jednej przypadkowej sceny. Trudno też odmówić sobie przyjemności przyjrzenia się, jak na naszych oczach rozwijali się aktorzy. Z początkujących amatorów Kit Harington, Emilia Clarke, Maisie Williams i Sophie Turner stali się pierwszoligowymi gwiazdami Hollywood. W kolejny deszczowy dzień tej majówki nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dać się pochłonąć światu wykreowanemu przez mistrza George’a R. R. Martina.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.