Mojego życia już od lat nie wyznacza głos dzwonka szkolnego. Nie żyję w rytmie końca roku ani obietnicy długich letnich wakacji. Trochę tego żałuję. I trochę za tym tęsknię. Podobnie jak za tamtą sobą, której marzenia nie miały żadnych granic. A może nie mają ich z definicji, tylko z czasem z nich wyrastamy? Wydają się nam nieodpowiednie, niepoprawne lub bezwstydne?
Dyzio Marzyciel z wiersza Juliana Tuwima patrzył w niebo. I marzył. O obłokach z waniliowego kremu, różowych lodach malinowych i torcie czekoladowym. Piękny świat był dla niego światem słodkim. Nie sadzę, że Dyzio był głodny, raczej łakomy. Może stąd właśnie biorą się marzenia: z łakomstwa, z zachłanności. Na przygodę, ekscytację, zdobywanie kolejnych szczytów. Ucieleśnianie wyobrażeń o sobie, ćwiczenie sił. Poszukiwanie. Dążenie i zaspokojenie.
W dzieciństwie marzyciele nie wydawali mi się niepoprawni. Ich fantazje i rojenia nie przerastały mojej wyobraźni. Z głową w chmurach chodzili Kubuś Puchatek i Ania z Zielonego Wzgórza, Nemeczek i Mały Książę. I ja z nimi. Długo. Dopiero dorosłość uświadomiła mi, że istnieją (jednak, czasami, w określonych okolicznościach) granice nie do pokonania. Wiem to, choć nadal się przeciw temu buntuję.
Karolcia Marii Krüger miała niebieski koralik, który spełniał marzenia. Nie od początku było jasne, że wraz z realizacją kolejnego życzenia tracił kolor i blask. Moc. Fascynowała mnie ta książka i to zjawisko, ale też powątpiewałam w wartość marzenia, które wystarczy jedynie pomyśleć. Jakbym od początku wiedziała, że na wszystko trzeba zapracować. Potrzebny jest wysiłek, by móc docenić to, co przynosi jego realizacja.
Jako dziewczynka marzyłam o tym, by przeciąć dom na pół, taki duży, wielopiętrowy, i móc słyszeć i widzieć wszystko, co dzieje się w środku, w każdym mieszkaniu. W kuchni, salonie, w gabinecie i w sypialni. Chciałam być niewidzialna. Marzyłam o życiu w innym czasie, przeszłym, w innym kostiumie i innej epoce. Marzyłam o odkryciu nowej wyspy i czytaniu w cudzych myślach. Albo otwieraniu sekretów.
A potem zrozumiałam, że w marzeniu tkwi niespełnienie, i zaczęłam żyć. Czyli mieć plany. Chętnie korzystałam z podpowiedzi Johanna Wolfganga Goethego, który radził: „Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię”.
Dziś wiem, że marzenia wymagają odwagi. Na każdym etapie. Pragnienia i dążenia do celu. Są jak drogowskazy znaczące nasz los. Jak uskrzydlona nadzieja, pozwalająca utrzymywać się kilka centymetrów nad ziemią. Najcenniejsza wydaje mi się droga ku spełnieniu. Trud, jakiego wymaga, niespodzianki i niedogodności na szlaku. Czasem nawet zmieniające jego pierwotny kształt. A potem, jak chce Conrad, „Iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem, i tak zawsze aż do końca”.
Najpierw jest łatwiej. Roznosi nas energia młodości, odporni i wytrzymali bez większego trudu skaczemy przez naszkicowane dla siebie płotki, matury, studia, doktoraty, specjalizacje. Przekraczamy kolejne progi. Mozolnie lub z impetem. W maratonie lub wyścigu. Ku upragnionej karierze, podróży, miłości, rodzinie. Z medalami i na podium, lub skromniej, ale równie skutecznie. Głośniej lub ciszej.
Z czasem, w miarę upływu sił i złudzeń, wśród zawieruchy i niepogody, w nieświętej codzienności dosięga nas korekta marzeń. Zapał stygnie, przygasają namiętności, także te, które wydawały się nieśmiertelne. Przychodzą zaniechania i zaniedbania, kolory ustępują szarości i przestaje się chcieć. Tym bardziej podziwiam dojrzałych marzycieli. Tych, którzy po „odchowaniu” dzieci wracają na studia, zmieniają zawody albo decydują się na artystyczne spełnienia, jakim nigdy nie ośmielali się sprostać. Stają przed sztalugami lub garncarskim kołem, siadają do pianina lub występują na scenie. Amatorzy, czyli ci, który kochają to, co robią. Oddają się ulubionym czynnościom dla przyjemności. Już nic nie muszą, a przecież realizują zapomniane marzenia. Dla uśmiechu. I za uśmiech.
Żal mi tych, którzy mają wszystko. Albo tylko tak twierdzą. Jak żal takich, którzy nie walczą z przeciwnościami i nie pragną doskonałości. Choćby w uprawie własnego ogródka.
„Marzeń na jutro trzeba namarzyć” – śpiewał przed laty Andrzej Poniedzielski, powtórzę to za nim, pamiętając, jak wiele już udało się spełnić. Podobno ludzie szczęśliwi pragną spełniać marzenia innych. Chciałabym.
Zmieniają się nasze marzenia, bo my się zmieniamy. Czy powtórzyłabym jeszcze raz moje wyzwanie zdobycia Kilimandżaro? Albo samotnej podróży dookoła świata? Kto wie? Może tymczasem wystarczy spływ kajakowy po Mazurach albo niezmiennie poranne witanie słońca, pod każdą szerokością geograficzną. Pokonać senność, pokonać słabość, pokonać powolność. Podjąć kolejne wyzwanie…
I tylko Czesław Miłosz, poetycki mocarz, przestrzega gromkim głosem w „Dalszych okolicach”:
„Gdyby to, o co błagam, spełniło się!
Pół życia za to bym dał!
A potem spełnia się. Na gorycz i litość.
Nie błagajcie, śmiertelni! Będziecie wysłuchani”.
Czy taka ma być prawda starości? Co ją żywi? Bo może obawa przed klęską? Czego życzymy sobie, życząc spełnienia marzeń? Ciekawa jestem. Czy wiemy? Czy wiem? Może warto się siebie, nas, zapytać?
Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020), przeniesioną na scenę Muzeum POLIN, oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W 2022 roku miały premierę jej „Żongler. Romain Gary” oraz tomik wierszy „Niesny”. W kwietniu 2023 roku, przy okazji 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, nakładem wydawnictwa Osnova ukazała się „Czarna torebka”. – Bohaterką wszystkich moich książek jest PAMIĘĆ. Znikające światy i odchodzący ludzie. Zapisuję, żeby nie przestały istnieć. Wierzę w ocalającą moc słowa – mówi Agata Tuszyńska. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i francuskim Orderem Literatury i Sztuki. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Od marca 2022 roku jest felietonistką Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.