Znaleziono 0 artykułów
15.10.2024

Agata Tuszyńska: Noble za troskę o świat

15.10.2024
(Fot. RDImages/Epics/Getty Images)

Niezmiennie podziwiam Alfreda Nobla. I sposób, w jaki ów przedsiębiorca o umyśle i duszy artysty postanowił podzielić się ze światem swoim majątkiem. Pieniądze, które zapisał w testamencie na nagrody dla najwybitniejszych, nadal służą nauce, literaturze i ideom pokoju.

Przyznawane od 1901 roku Nagrody Nobla stały się przez te lata kroniką osiągnięć i postępu w chemii, fizyce, medycynie, a także zwierciadłem zmieniających się gustów literackich i historycznej myśli.

Niechętna rankingom i wyścigom w obszarze sztuki, doceniam dokonania mędrców od „szkiełka i oka” i ich wkład w rozwój cywilizacji. Od odkrycia promieni X przez Wilhelma Roentgena, a potem polonu i radu przez Marię Skłodowską-Curie, przez stworzenie mechaniki kwantowej i przewidywanie globalnego ocieplenia, aż do tegorocznych „wynalazków umożliwiających uczenie maszynowe za pomocą sztucznych sieci neuronowych”. To tylko fizyka, a jeszcze chemia, medycyna i inne przykłady wysiłku niepospolitych umysłów nieustających w trosce o świat. Inaczej z humanistyką. Wybory natury estetycznej zależne są od zbyt wielu indywidualnych czynników, gustów, preferencji, stref wpływów i obowiązujących trendów, dlatego niekiedy mijają się z „obiektywnie” mierzonymi walorami dzieła. Wiem, że takowe nie istnieją. Wiem też, że de gustibus non est disputandum.

Wśród 117 nagrodzonych w duchu Alberta Nobla za „wyróżniające się dzieło w kierunku idealistycznym” było wielu wybitnych – Rolland, France, Yeats, Shaw, Mann, Pirandello, Gide… Nie znaleźli się wśród nich Proust ani Kafka, Joyce ani Cortázar. Nie odznaczono Witolda Gombrowicza ani Zbigniewa Herberta, Tadeusza Różewicza ani Ryszarda Kapuścińskiego. Wybrano innych, nie mniej znaczących. Ale też takich, o których po Noblu ślad zaginął. Nagrodzeni nazywali ów medal ukoronowaniem ich pisarskiego losu.

Jak wszędzie, mniej tu kobiet niż mężczyzn. Jedynie 10 proc. Pierwsza Szwedka, potem kolejne wojowniczki o prawa tych, którym wolno było mniej. Walczyły z dyskryminacją, z rasizmem, nazizmem. Szwedzka nagroda dodawała im odwagi. Na noblowskim podium stanęło 17 kobiet pisarek. W tym roku wybrano kolejną, 18., Han Kang z Korei Południowej, jedną z młodszych laureatek nagrody. Dołączyła do grona wybitnych: Nelly Sachs, Nadine Gordimer, Toni Morrison, Doris Lessing, Herty Müller, Alice Munro i Swietłany Aleksijewicz, Louise Glück i Annie Ernaux. I dwóch Polek, Wisławy Szymborskiej i Olgi Tokarczuk. Komitet Noblowski nagrodził Kang za „intensywną prozę poetycką, która mierzy się z historycznymi traumami i obnaża kruchość ludzkiego życia”. Ucieszyłam się, że przede mną literackie odkrycie. I otwarcie drzwi na koreańskie pejzaże i smaki.

Do przedwczoraj nie znałam ani jednej książki tej autorki, mimo że na polski przetłumaczono ich już cztery. Słyszałam o jej „Wegetariance” we Francji, gdzie nazwano ją „głęboko niepokojącą bajką”. Główna bohaterka rezygnuje z jedzenia mięsa w geście buntu wobec ludzkiej przemocy. Fascynuje ją świat roślin, bezbronny i czysty. Pragnie stać się jego częścią. „Jak bardzo musisz rozczarować się ludźmi, żeby marzyć o tym, by zamienić się w drzewo?” – skomentowała własną powieść Kang w rozmowie z polskim dziennikarzem. Zdobyła wcześniej Międzynarodową Nagrodę Bookera, wpisuję ją zatem na moją listę lektur koniecznych. Umieścił ją tam również „New York Times”, w towarzystwie stu najlepszych książek XXI wieku.

Córka pisarza wyrosła wśród książek, uzależniona od nich, nie miała wyboru, wcześnie wiedziała, że i ona będzie pisać. Zaczęła od wierszy. W dorobku 53-letniej noblistki Han Kang jest ponad 20 książek, w tym dostępne po polsku w tłumaczeniu Justyny Najbar-Miller: „Nie mówię żegnaj”, „Wegetarianka”, „Biała elegia” i „Nadchodzi chłopiec”.

Chwilę po ogłoszeniu Nobla spróbowałam zamówić którąś z nich w warszawskich bibliotekach. W jednej chwili zostały wypożyczone. Udało mi się z jedną, „Białą elegią” powstałą niemal w całości w Warszawie, gdzie Kang przyjechała na cztery miesiące w 2014 roku. To miasto ją „wezwało”, jak potem pisała, ofiarowując to, co dla pisania najważniejsze: „samotność, pełną spokoju ciszę i odwagę”. Tu zaczęła pisać o bieli. Sporządziła listę. „Powijaki, pierwszy kaftanik, sól, śnieg, lód, księżyc, ryż…”. Próbowała oswoić utratę po śmierci siostry, która żyła tylko dwie godziny.

Czuła, że pisanie tej książki doprowadzi do zmiany. Jeszcze zanim zobaczyła film dokumentalny z 1945 roku o startej z powierzchni ziemi Warszawie i zrozumiała, że to miasto zbudowane jest na braku. Że zaludniają je duchy i wspomnienia. Że poprzez swoje połączenia z przeszłością stanie się idealną (ciemną) sceną do rekonstrukcji samej siebie.

Podczas spacerów, a spacerowała po Warszawie bezustannie, zrozumiała, że „przecież to wszystko już kiedyś umarło. Drzewa, ptaki, drogi, ulice, domy, tramwaje i ludzie – wszystko. Tak więc w tym mieście nie istnieje nic, co trwałoby w oryginalnej formie dłużej niż siedemdziesiąt lat…”. Wtedy pomyślała o nieznajomej siostrze, w której losie zamieszkała. I zaczęła mozolnie odbudowywać jej nieistnienie. Codzienne wędrówki po „osmalonych zgliszczach” pomagały tej medytacji o wielkiej nieobecności.

Bohaterką książki Han Kang jest biel. Ptaków, światła, mleka, szronu, zimy, prochów. Ale także brak. Dotkliwy brak, na którym z wielkim wysiłkiem kiełkuje coś nowego. Zlepionego z fragmentów, z ech wspomnień, z ziaren ryżu i deszczu ze śniegiem. Z pokonanych lęków i przezwyciężonych słabości.

„Przybyła tutaj, naśladując chód człowieka, który nigdy nie został rozbity na drobne kawałki. Niepołatane miejsca ukryła pod czystą zasłoną. Wzięła w nawias rozstania i żałoby. Wydawało jej się, że nigdy więcej się nie roztrzaska, jeśli uwierzy, że nigdy dotąd nie została złamana.

Ma zatem kilka rzeczy do zrobienia.
Zaprzestać kłamstw.
(Otworzyć oczy) i zerwać zasłonę.
Zapalić świeczkę – dla upamiętnienia wszystkich dusz i śmierci – i dla siebie samej”.

Pokojowy Nobel trafił w tym roku w ręce japońskiej organizacji Nihon Hidankyō troszczącej się o świat wolny od broni jądrowej. I niepozwalający zapomnieć o ofiarach ataku na Hiroszimę i Nagasaki. Pielęgnują pamięć świadków.

Czy wolno mi wierzyć, że nasz świat, ten, który znamy, nie jest w przededniu kolejnej nieodwracalnej katastrofy?

Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) – przeniesioną na scenę Muzeum POLIN, oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W 2022 roku miały premierę jej „Żongler. Romain Gary” oraz tomik wierszy „Niesny”. W kwietniu 2023 roku, przy okazji 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, nakładem wydawnictwa Osnova ukazała się „Czarna torebka”. – Bohaterką wszystkich moich książek jest PAMIĘĆ. Znikające światy i odchodzący ludzie. Zapisuję, żeby to wszystko nie przestało istnieć. Wierzę w ocalającą moc słowa – mówi Agata Tuszyńska, laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i francuskim Orderem Literatury i Sztuki. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Od marca 2022 roku jest felietonistką Vogue.pl.

Agata Tuszyńska
  1. Ludzie
  2. Opinie
  3. Agata Tuszyńska: Noble za troskę o świat
Proszę czekać..
Zamknij