Nigdy nie lubiłam się ścigać. Ani na bieżni, ani w życiu. Niechętnie odnosiłam się do sportowych konkurencji i bicia rekordów. Nie znałam sztuki rywalizacji. Tak przetrwałam szkołę, a potem kawał życia, do dziś. Znam natomiast walkę – o siebie, własne przekonania, wizje i ideały. Rozumiem, ile pracy kosztuje osiągnięcie wymarzonego celu i jakich wymaga niekiedy wyrzeczeń. Wierzę w robotę i pokonywanie przeszkód. Także w sobie. Codzienna mozolna, pełna wysiłku droga wiedzie ku spełnieniu.
Myślę o Kamali Harris i o lekcji, jaką nam dała jako kandydatka na prezydentkę Stanów Zjednoczonych. O trudzie, jaki podjęła, walcząc o demokrację, i przegranej, z którą musi się zmierzyć. Próbuję sobie wyobrazić te uczucia: mocy, uskrzydlenia, euforii i wielkiej odpowiedzialności. A potem poczucie zawodu, rozczarowania, goryczy. Ich wszechwładną obecność, emocjonalną rozpiętość i brak równowagi. Co dalej po takim wyścigu? Co z nadzieją dla siebie i milionów obywateli, którzy zawierzyli swojej kandydatce i jej wizji?
Każde działanie niesie ryzyko porażki, w każdym istnieje ziarno przegranej. Trzeba je wkalkulować w grę. Mieć je w tyle głowy, gdyby się jednak nie udało, ale na tyle daleko, by nie stracić zapału, nie pozwolić sobie na zwątpienie. Wygrana potwierdza nasz talent, zaangażowanie, cel, plany. Daje radość, satysfakcję, poczucie własnej wartości. Ale nie zawsze się wygrywa. Nawet postawiwszy wszystko na jedna kartę.
Rozważam, przymierzam, zastanawiam się. Czy to Stany Zjednoczone nie były gotowe na przywódczynię kobietę i dlaczego? Czy jej konkurent, który jest mi wstrętny, miał coś więcej do zaproponowania wyborcom? Co zawiodło, co sprawiło, że przyszłość wielkiego mocarstwa została złożona – głosami większości jego narodu – w ręce osoby mającej za nic wartości amerykańskiej konstytucji?
Kamala Harris wydawała się zrazu porażona wynikiem głosowania. Długo nie była w stanie powiedzieć nic. A potem zaczęła od podziękowań. Za zaufanie do niej, za wiarę, wsparcie i serce. Przyznając, że przegrała wybory, wierzy, że nie przegrała walki. Walki o „wolność, szanse, sprawiedliwość i godność każdego człowieka. Walki o ideały, które leżą w sercu naszego narodu. Nigdy nie porzucę tej walki o przyszłość, w której Amerykanie mogą realizować swoje marzenia, ambicje i dążenia. Gdzie kobiety Ameryki mogą swobodnie podejmować decyzję o własnym ciele, a nie muszą słuchać tego, co rząd każe im robić”.
Z podziwem obserwuję amerykańskich demokratycznych przywódców przyjmujących z pokorą swoją przegraną. To prawdziwa lekcja patriotyzmu, odpowiedzialności wobec obywateli i uszanowania głosów większości. Zawód i gorycz zostawili za zamkniętymi drzwiami, podtrzymując wiarę w konieczność dalszej walki. Mam nadzieję, że zrobią obiecany rachunek sumienia, który nazywają „poszukiwaniem duszy”.
Jak sobie radzić z porażką? Próbuję ten problem rozwiązać na własnym gruncie. To łatwiejsze, gdyż odpowiadam jedynie przed sobą i przed czytelnikami. Ale nie mam na placach odpowiedzialności za kraj, za miliony. Reprezentuję siebie, inaczej niż politycy, niż przywódcy – budowniczowie ludzkich sumień.
Najpierw analiza, co zrobiłam źle. Na ile przegrana jest wynikiem mojego braku umiejętności, na ile przyczyniły się do niej okoliczności zewnętrzne? Czy to ja zawiodłam, na czym polegały moje słabości, niedostatki, uchybienia? Czy mogę następnym razem zrobić to, cokolwiek by to było, lepiej? Trzeba sobie radzić. Poradzić. Nigdy się nie poddawaj. Never give up. Próba przekształcenia własnej klęski w siłę jest zwykle dość wymagająca. Czasem wydaje się, że przerasta nasze możliwości. Bo przecież nie każda przegrana wzmacnia. Nie każdy upadek buduje wytrzymałość. Jak nie każde cierpienie uszlachetnia. Jak sprawić, by tak było? Skąd brać wewnętrzne zasoby na kolejne lekcje… nadziei, zaufania, mocy?
Porażka jest lekcją. Nie tylko sprawdzianem siebie samego i próbą zrozumienia, co poszło nie tak i co naprawić w przyszłości. Jest także lekcją pokory. Siła może tkwić w umiejętności przekształcenia porażki w wewnętrzne zwycięstwo.
Najważniejsze to nie dopuścić do głosu poczucia winy. Bywa obezwładniające, wytrąca z rąk najważniejszą broń: samouzdrowienia. Ale wierzę, że nawet winę można odczarować. Przetrawić w sobie, oswoić, pojąć i pozbyć się jej w imię odbudowywania własnej wartości. Nazwać lekcją wszystko, co nam się zdarza. Drobnych niepowodzeń i przegranych jest wiele. Na przestrzeni życia zawodzimy w wielu bitwach. Ważne jest natomiast, by nie przegrać wojny. Nie pozwolić się wytrącić z poczucia równowagi własnej drogi, sprawczości własnych działań, słuszności poglądów. Jeszcze wiele razy się nie uda. Podnoszenie się z klęski świadczy o naszej sile.
Chciałabym, żebyśmy odmieniali przez przypadki słowa „dojrzałość”, „rozsądek”, „rzetelność” zamiast ich przeciwieństw. Te wytrącają z rąk konieczność pracy, żmudnej pracy u podstaw – edukacji obywateli, rozumienia społecznych przemian i politycznych konieczności. By słowo „demokracja”: gr. dḗmos – „lud”, krátos – „rządy ludu”, nabrało właściwego znaczenia.
Dedykuję tę myśl także nam, Polakom, w obliczu Święta Niepodległości. Wierzę w nasze wybory, mimo ogólnoświatowych wichrów niszczycielskich huraganów. Mimo żywiołów, na które nie mamy wpływu. Zróbmy coś, co od nas zależy. Dla siebie. Dla wspólnego dobra.
Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) – przeniesioną na scenę Muzeum POLIN, oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W 2022 roku miały premierę jej „Żongler. Romain Gary” oraz tomik wierszy „Niesny”. W kwietniu 2023 roku, przy okazji 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, nakładem wydawnictwa Osnova ukazała się „Czarna torebka”. – Bohaterką wszystkich moich książek jest PAMIĘĆ. Znikające światy i odchodzący ludzie. Zapisuję, żeby to wszystko nie przestało istnieć. Wierzę w ocalającą moc słowa – mówi Agata Tuszyńska, laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i francuskim Orderem Literatury i Sztuki. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Od marca 2022 roku jest felietonistką Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.