Chcę robić rzeczy, które służą swoim właścicielom przez lata, wzbudzają pozytywne emocje, zostają we wspomnieniach i są wyjątkowe – mówi designerka Aleksandra Żeromska.
– Pamiętam, że jako dziecko, we wczesnych latach 2000. dostałam mazak – składał się z kolorowych misiów, które można było zdejmować i przebudowywać. Byłam zachwycona, a kiedy chwilę później zgubiłam go, przez kilka tygodni zaglądałam do osiedlowego sklepu papierniczego, pytając, czy podobny długopis nie przyszedł może w nowej dostawie – wspomina Aleksandra Żeromska – to była prawdziwa tęsknota i poczucie straty. Patrząc wstecz, dostrzegam, że jako dziecko odczuwałam bardzo silną więź z wyjątkowymi dla mnie przedmiotami – tłumaczy. Dziś ma 33 lata, zawodowo zajmuje się wzornictwem. Kiedy pytam o jej największe wyzwania zawodowe, odpowiada bez zastanowienia – W pewnym momencie zadałam sobie pytanie: po co światu kolejny typowy talerz czy krzesło? Chcę robić rzeczy, które służą swoim właścicielom przez lata, wzbudzają pozytywne emocje, zostają we wspomnieniach i są wyjątkowe, jak tamten długopis. Tylko taki design ma dla mnie sens.
Serwis kawowy, który powstał dzięki rysunkom ptaków
Skończyła Wzornictwo na warszawskiej ASP. – To był świetny kurs licencjacki, który przygotował mnie do myślenia o funkcjonalnej i ekonomicznej stronie projektowania. W ciągu trzech lat poznałam zasady, które pozwalają wdrożyć przedmiot do produkcji, zminimalizować koszt jego wykonania czy transportu – przyznaje, ale nie ukrywa, że od początku pociągało ją coś innego. – Już na stażu, w Mermelada Estudio w Barcelonie, poczułam, że chciałabym inaczej – z większą wolnością, w autorskim stylu. Tyle że na tamtym etapie nie wiedziałam, co to oznacza – dodaje.
Po dyplomie doświadczenie zdobywała u najlepszych, np. pracując w studiu Mai Ganszyniec. – Tyle że wciąż wiedziałam, że za czymś tęsknię – dodaje.
W marzeniach, teoretycznych planach zakiełkowała myśl o studiach na szwajcarskim ECAL, słynnej lozańskiej uczelni artystycznej. – Pojechałam na dzień próbny i zamiast do sali, w której opowiadano o kierunku projektowanie przemysłowe, trafiłam do innej, gdzie odbywała się wystawa kursu zorientowanego na projektowanie z użyciem rzemiosła [Design for Luxury & Craftsmanship – przyp. red.] – opowiada. – I nagle wszystko stało się jasne. Oglądając wystawę projektów absolwentów, miałam łzy w oczach. Poczułam, że jestem w domu – wspomina.
Pół roku później z kredytem zaciągniętym na studia wróciła do Szwajcarii.
Jej nauka na tym etapie zmieniła się w oduczanie. – Zamiast tego, co powinnam zrobić, oczekiwano, że pokażę, co chciałabym. Przez pierwsze tygodnie miałam wrażenie, że nie rozumiem zadania – opowiada, jak przygotowywała projekty przemyślane, poprawne, ale zachowawcze. Po czym dodaje, że przełom przyniosło jej rysowanie, swobodne szkice, często przedstawiające zwierzęta, z kolorem, detalami. Były charakterystyczne, miały spójną estetykę, tworzyły odrębny świat.
– Dopiero kiedy profesorowie zwrócili uwagę, że to ciekawa ścieżka, zaczęła śmiało wykorzystywać ją jako metodę szukania pomysłów. Jej swobodne, kolorowe szkice z ręki łatwo zamieniały się w funkcjonalne formy. I to nie tylko w idealistycznym świecie uczelni, lecz także w realnym życiu zawodowym. Opracowana jeszcze na studiach seria ptasich grafik zamieniła się w projekt serwisu kawowego, wyprodukowanego przez znaną hiszpańską markę Lladró . W 2022 r. trafił do butików marki na całym świecie. Podobną ilustracyjną genezę miały imponujące ceramiczne żyrandole, figurki psów i kotów czy organiczne dyfuzory, zaprojektowane też dla Lladró.
Projekty Aleksandry Żeromskiej: bajkowe, fantazyjne, niecodzienne
– Jak określiłabym swój styl? Autentyczny. Odkąd posługuję się rysunkiem, przestałam obawiać się kopiowania, wiem, że moje projekty są rozpoznawalne – mówi, po czym przytakuje na „bajkowy”, „surrealistyczny”, „fantazyjny” – przymiotniki, którymi staram się opisać charakter jej projektów.
To wszystko słowa, które podkreślają niecodzienność i niezwykłość, cechy rzadko podkreślane we współczesnym designie. – Ekonomia i funkcjonalność są szalenie ważne, ale czy najważniejsze, jak przyjęło się dziś sądzić? – pyta Aleksandra, która jest w swojej drodze konsekwentna, od roku mieszka w Walencji i pracuje pod własnym nazwiskiem, dzięki czemu może realizować projekty, w które wierzy, których idea pokrywa się z jej wartościami – Czy naprawdę potrzebujemy posiadać tak wiele przedmiotów, jakich na co dzień albo nie używamy, albo nie zauważamy? Myślę, że w dobie katastrofy ekologicznej warto zmienić hierarchię wartości, postawić na trwałość i jakość. A jakością są również estetyka czy emocje, jakie przeżywamy w związku z przedmiotem. Chciałabym, żeby filiżanka albo lampa mogły stać się bajkowe – podkreśla.
Po więcej inspiracji zapraszamy do drugiego wydania „Vogue Polska Living”; magazyn można zamówić online z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.