
Czy to nie niezwykłe, że inspirująca się wilkami i otaczająca je troską marka Jack Wolfskin otworzyła pierwszy sklep w Polsce w 1998 roku, kiedy te duże drapieżniki objęto w kraju ochroną? Coś z magii miała też nasza wyprawa z brandem do serca Beskidów Śląskich, gdzie w outdoorze mieliśmy możliwość przetestować jego zaawansowane technologicznie ubrania i akcesoria.
Mówi się, że w Ulrichu Dausienie na długo przed założeniem marki Jack Wolfskin, dojrzewała myśl o zmodernizowaniu niemieckiego rynku podróżniczo-turystycznego. Pomysł ten zbiegł się w czasie z ukonstytuowaniem ruchu ekologicznego, protestami przeciwko bezwzględnej eksploatacji natury, z coraz powszechniejszą chęcią odkrywania świata.

W latach 80. XX w. dwudziestokilkuletni wówczas Ulrich udał się w podróż – z rodzinnego Hanau wraz z przyjaciółmi wyruszył do Kanady. Za dnia grupa przemierzała malownicze tereny Jukonu, o zmroku rozbijała biwak nieopodal brzegu rzeki Klondike i, by złagodzić szalejący mróz, rozpalała ognisko. Któregoś wieczoru pstrykanie żywicy i gwar rozmów przerwało niosące się między drzewami wycie wilków. Mężczyźni na te zwierzęta nigdy się nie natknęli, ale już samo wyobrażenie o nich przemierzających okoliczne lasy, podsunęło Dausienowi myśl, że wilcza skóra to tworzywo niezwykłe: nie tylko wodoodporne, ale także chroniące przed chłodem, wytrzymałe, silne. Tak powstał pierwszy człon nazwy brandu – Wolfskin. Jack zaczerpnięto od rozsławionego Jacka Londona, który przemierzając ten szlak co mężczyźni, w 1903 roku napisał powieść „Zew krwi”.


I my – po pokonaniu z Warszawy do Szczyrku ponad 400 km oraz przeprawieniu się kolejką krzesełkową na Skrzyczne, najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego – właściwą podróż rozpoczęliśmy więc od ogniska rozpalonego pod gwiezdnym niebem.
Po sąsiedzku z wilkami
Towarzyszyły mu prelekcje przy oscypkach i miodowym piwie zorganizowane w sąsiednim schronisku PTTK Skrzyczne powstałym w 1933 roku. W ich trakcie poznaliśmy historię miejsca (zgodnie z XVIII-wiecznym zapiskami, nazwa góry pochodzi od skrzeczenia żab, które tłumnie zamieszkiwały nieistniejące dziś jeziorko), a badacz dużych drapieżników Michał Figura przybliżył nam zwyczaje wilków i misję marki, by o naturze uczyć oraz uświadamiać.

Okazuje się bowiem, że wilki wcale nie żyją w watahach, ale grupach. Nie dochodzi w też nich do walk o przywództwo, bo na czele stoją rodzice (pod nimi są w hierarchii za małe jeszcze, by stworzyć własną rodzinę, dzieci). I że jedna taka familia (zazwyczaj sześć osobników) pilnuje terytorium o powierzchni porównywalnej do tej, na którą rozlewa się dziś Warszawa (według danych telemetrycznych z 2023 roku, ponad dwa miliony mieszkańców).
Grupą, którą przyszło nam tropić następnego dnia, była Grapa. Pod okiem Michała czytaliśmy las porastający Koronę Gór Polski – szliśmy za śladami pozostawionymi w topniejącym śniegu (choć większymi ekshibicjonistami niż wilki pod tym względem okazały się być sarny, łosie, jelenie i borsuki) czy błocie. Ta metoda pozwalała je policzyć, zobaczyć, gdzie i na co polują, a gdzie odpoczywają.

Wilcza skóra
Przedzieraliśmy się przez pasma sosen, wdrapywaliśmy na wysypane kamieniami szlaki, szliśmy pod prąd. Wszystko, by na własnej skórze przetestować właściwościach outdoorowej odzieży marki, zrozumieć zamknięte w niej technologie. By przekonać się, że bielizna termoaktywna, to najlepsza warstwa bazowa (dzięki rozwiązaniu Infinite light szybko schnie, a Microban – chroni przed nieprzyjemnymi zapachami) i że pasowana do ciała kurtka Routeburn Pro Insulated z tkaniny pochodzącej z recyklingu, prócz wygody, niczym najinteligentniejsza torebka, zapewnia cały szereg skrytek, kieszeni i kieszonek. Przeciwdeszczowa kurtka Prelight 2.5 zachwycała, jak sama nazwa wskazuje, lekkością, a plecak z tej samej linii – Prelight Vent 25 S L – możliwością indywidualnego dopasowania do ciała (nie tylko bioder, ale i wzrostu), wbudowanym systemem wsparcia kręgosłupa oraz ekologiczną certyfikacją.
Wciąż rozwijając ofertę, Jack Wolfskin niestrudzenie troszczy się bowiem o całą linię produkcji i planetę. W tym celu zapewnia bezpieczne i uczciwe warunki pracy w zakładach, dba o transparentny łańcuch dostaw, ogranicza szkodliwe substancje powstające w procesie produkcyjnym, korzysta z prądu ekologicznego (który zresztą częściowo sam wytwarza), stosuje tkaniny z recyklingu i odcina się od PFC, futer czy wełny angorskiej. A ponadto część dochodów przeznacza na ochronę lasów i projekt ReWilding, w ramach którego przywraca wilki na ich naturalne siedliska. Wspiera prowadzące badania naukowe nad dużymi drapieżnikami Stowarzyszenie Dla Natury „Wilk” czy „Fundację Mysikrólik – Na Pomoc Dzikim Zwierzętom”, gdzie ratunek znajdują zwierzęta pokrzywdzone w wypadkach drogowych, w efekcie kłusownictwa, osierocenia czy uderzenia w szybę.

W sercu Beskidów
Naszą wyprawę, jakżeby inaczej, zakończyło ognisko i poprzedzające je spotkanie z kulturą góralską. Kapela Zbójnicy przez pryzmat instrumentów muzycznych (trombity, rogu czy piszczały szałaśniczej, której odgłosy mogą nieść się nawet 10 km) opowiedziała o dawnych dźwiękach Karpat i Beskidów. Tych współczesnych wysłuchaliśmy z kolei podczas hipnotyzującego koncertu zespołu Vołosi, budowanego przez górali z Beskidu Śląskiego oraz muzyków klasycznych z akademii.
Potwierdziło się więc wszystko to, co zapowiadała tablica znaleziona na szczycie Skrzycznego, że „jeszcze można tu usłyszeć echa śpiewu zbójników, odgłosy dawnych góralskich trombit i rechot żab, które żyły w małym jeziorku zarośniętym sitowiną”.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.