
W czwartej części przygód Bridget Jones, „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”, wieczna singielka zostaje wdową i samodzielną matką dwójki dzieci. Jak radzi sobie w tej roli? Nie sądziłam, że znów tak łatwo będzie mi się z nią utożsamić.
Roxster czy pan Wallaker? Komedia romantyczna „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” powtarza schemat z poprzednich części, każąc tytułowej bohaterce wybierać między niespełna trzydziestoletnim toy boyem (Leo Woodall) a zasadniczym nauczycielem i wiecznym kawalerem (Chiwetel Ejiofor). Trójkąt miłosny nie budzi jednak emocji. Wiadomo, że uroczy chłopiec pojawił się w życiu owdowiałej pani Darcy po to, by ją rozbudzić (przed wszystkim seksualnie, ale i dać odrobinę radości), a stateczny rówieśnik ostatecznie nie zajmie miejsca Marka, ale do pewnego stopnia wypełni pustkę po wielkim uczuciu.
Jako czterdziestolatka, żona i matka dwójki dzieci utożsamiłam się już nie z Bridget szalejącą za facetami (ten etap zaliczyłam przy pierwszej części), lecz Bridget usiłującą wychować Billy’ego i Mabel na porządnych ludzi. Choć trudno mi wyobrazić sobie samodzielne macierzyństwo, wiele sytuacji, w których znajduje się filmowa mama, przydarzyło mi się już nieraz.
Bridget każdy dzień podporządkowuje dzieciom. O jej planach decyduje harmonogram ich dnia. Pobudka, mycie zębów, czasem szalony taniec, śniadanie, pakowanie, bieg do szkoły. Potem czas dla siebie, a w każdym razie względny spokój, i znowu – odbieranie po lekcjach, obiad, zabawa. Gdy po czterech latach przerwy bohaterka postanawia powrócić do pracy, randek i spotkań towarzyskich, musi znaleźć wsparcie. Zatrudnia nianię, która wie o dzieciach wszystko, prosi o pomoc w opiece Daniela (Hugh Grant), usiłuje przygotować się do projektu, podczas gdy dzieci robią to, co zawsze – hałasują, kłócą się, przekrzykują. Zdarza jej się tracić cierpliwość – wtedy zamyka się w łazience, błaga o ciszę, załamuje ręce. W tych nieidealnych momentach wzrusza jeszcze bardziej.
Czułość, empatia, humor – nawet w najtrudniejszych momentach Bridget na pierwszym miejscu stawia dobrostan dzieci
Bridget nie próbuje zastąpić im ojca, ale daje z siebie sto, a pewnie i dwieście, i trzysta procent, by czuły się kochane. Tworzy niezapomniane chwile, które staną się wspomnieniami definiującymi dla Billy’ego i Mabel dzieciństwo ich doświadczenie dzieciństwa. Co roku w urodziny Marka wysyłają mu do nieba listy. A codziennie wieczorem wypatrują białej sowy, powtarzają wierszyk, przytulają się do snu. Te rytuały – wielkie i całkiem małe – budują tożsamość dzieci, ich relację z mamą, ich rozumienie rodziny. Bridget łączy w sobie cechy, które Billy i Mabel kochają – potrafi odnaleźć w sobie dziecko, gdy skaczą po łóżku, a jednocześnie zapewnia im poczucie bezpieczeństwa, daje pewność, bo wie, co robi, tworzy dla nich cały świat z jego najważniejszym, centralnym punktem – domem pełnym bliskich. Patchworkowa rodzina z Danielem, aktualnym partnerem, starymi i nowymi przyjaciółmi, nie zastępuje na siłę rodziny nuklearnej, ale staje się dla dzieci ważnym punktem odniesienia – ich lekcją miłości.
Wszystkie cechy Bridget Jones, które do tej pory przysparzały jej kłopotów, uczyniły z niej świetną mamę
Urok osobisty pomaga „zaczarować” dzieci, gdy bardzo czegoś nie chcą. Wrażliwość pozwala zrozumieć emocje, których dzieci same jeszcze nie rozumieją. Dystans do siebie każe myśleć przede wszystkim o ich dobrostanie. Przy tym wszystkim Bridget nijak nie wpisuje się w schemat soccer mum czy helicopter parentingu, który widać chociażby w szkole jej dzieci. Gdy nie zdąża się ubrać, po prostu narzuca sweter na piżamę. Gdy nie uda jej się ułożyć równiutko w pudełeczku śniadania, wyciąga z szafki to, co jest. Gdy dzieciaki wespną się na drzewo, pospieszy im z pomocą, choć zupełnie sobie z tym nie radzi. Ja na palcach jednej ręki mogę policzyć dni, w których w przedszkolu mojej córki widziano mnie w innym stroju niż dres. Nie mam serca do śniadaniówek, więc szykuję dla dzieci wielkie obiady i kolacje. Na drzewa nawet nie próbuję się wspinać.
W filmie, jak w życiu liczą się te chwile, które już w momencie ich przeżywania są niezapomniane
Bridget zawsze swoje dzieci przytula i nigdy ich nie oszukuje. Zawsze traktuje poważnie, a jednocześnie nie traci poczucia humoru. Daje im wszystko, choć dba, by nie zatracić też samej siebie. I codziennie po prostu wstaje z łóżka, daje radę i wie, że nie ma w życiu nic ważniejszego, niż to, co tu i teraz – ona i jej dzieci.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.