Nasz partner czy partnerka jest osobą, która spodobała nam się także dlatego, że ma konkretną historię. Jest sumą swoich doświadczeń, także seksualnych. Nie wiemy, czy podobałby nam się tak samo, gdyby jego albo jej przeszłość była inna. Ale czy to znaczy, że musimy znać tę historię w najdrobniejszych szczegółach? – mówi psycholożka Ewa Błaszczuk-Malik. Rozmawiamy o tym, czy dzielić się z partnerami opowieściami o swoich doświadczeniach erotycznych z poprzednich związków i relacji.
Opowiadać osobie partnerskiej swoją historię seksualną czy nie?
Najpierw warto zadać sobie pytanie, po co chcielibyśmy to robić. Czy to wynika z jakiegoś rodzaju ekshibicjonizmu psychicznego? Chęci wzbudzenia w partnerze zazdrości albo podziwu? Czy może z potrzeby bliskości, zaufania, chęci podzielenia się czymś, co w naszej historii jest szczególnie ważne? Jeśli z jakiegoś powodu zdecydujemy się mówić, dobrze zastanowić się nad sposobem, w jaki chcemy to zrobić.
Jakiego sposobu nie polecasz?
Takiego, w którym podajemy szczegóły współżycia z byłymi partnerami, opowiadamy o ich preferencjach i o tym, co każdy z nich wniósł do naszego życia seksualnego. Krótko mówiąc, nie opowiadajmy, z kim, kiedy i w jakich okolicznościach przyrody – to zupełnie niepotrzebne i może przynieść wyłącznie negatywne skutki.
Poza tym, że takie opowiadanie jest bardzo niedyskretne, wręcz przemocowe.
Zwykle traktujemy takie opowieści jak śmieszne anegdoty, rozrywkę, a nie przemoc – „ta była dzika, tamta drewniana, ale miała dobry biust”. Albo: „z nim nigdy nie doszłam, bo jego penis jest za mały, a poza tym jest uzależniony od pornografii”.
Ujawnianie takich szczegółów przekracza granice osób, o których mówimy.
Nie należy tego robić. Kluczem do opowiadania swojej historii seksualnej jest mówienie o doświadczeniu, a nie konkretnych osobach oraz ich preferencjach. Tylko wtedy rozmowa jest otwarta i powoduje, że z aktualnym partnerem możemy zastanowić się nad tym, jak nasze życie erotyczne wygląda teraz.
Chyba trudniej nam mówić wprost o potrzebach i fantazjach, zasłanianie się za historiami z przeszłości jest łatwiejsze.
Czym innym jest komunikat: „chciałabym spróbować seksu analnego”, a czym innym opowiadanie, jak to robiłam z poprzednim chłopakiem. To drugie jest tworzeniem pola do rywalizacji – mój aktualny partner może zacząć wyobrażać sobie szczegóły życia erotycznego osoby, której nawet nie zna! Tylko dlatego, że była ze mną w związku.
I porównywać się z nią.
A potem ją śledzić – oglądać zdjęcia w mediach społecznościowych i tworzyć własne interpretacje, tylko dlatego, że daliśmy pretekst. Obie strony zaczynają wtedy inaczej na siebie patrzeć, trudno myśleć o partnerze tak samo, znając szczegóły jego historii.
Miejsce przeszłości jest w przeszłości?
Nasz partner czy partnerka jest osobą, która spodobała nam się także dlatego, że ma konkretną historię. Jest sumą swoich doświadczeń, także seksualnych. Nie wiemy, czy podobałby nam się tak samo, gdyby jego czy jej przeszłość była inna. Ale czy to znaczy, że musimy znać tę historię w najdrobniejszych szczegółach? Nie sądzę. Dlatego jestem za otwartością w relacji, ale taką, która wychodzi od opisywania potrzeb i pragnień. A nie od wspomnień, osadzonych w konkretnym miejscu i czasie.
W opowiadaniu swojej historii jest też takie ryzyko, że narażamy się na ocenę. Zwłaszcza kobiety są oceniane za swoją przeszłość seksualną.
To się na szczęście zmienia, niestety bardzo powoli. Wciąż pokutują w nas liczne stereotypy na temat kobiet, które mają bogate życie seksualne – nie będę używała przymiotników, które w ich kontekście padają – myślę, że obie wiemy, jakie to są słowa. Takie stereotypy dotyczą też kilku innych tematów związanych z kobiecą seksualnością.
Na przykład macierzyństwa.
Wczoraj przeczytałam artykuł o parze, która kilka miesięcy po narodzinach dziecka ułożyła sobie życie tak, że matka od poniedziałku do piątku pracowała bardzo intensywnie w korporacji, w sobotę dziecko jechało do dziadków, a niedziela to był dzień matki i dziecka.
Rozumiem, że przez resztę tygodnia zajmował się nim ojciec?
Tak. Zresztą bardzo to lubił, spełniał się w tym. Tym, co mnie zaskoczyło, była reakcja ludzi na postawę kobiety: „To po co ona w ogóle rodziła dziecko?!”, „Niedzielna matka!” – przywołuję oczywiście najmniej agresywne komentarze. Niestety kobiecość, seks, macierzyństwo i – jak się okazuje – praca kobiet to wciąż tematy, które w naszym społeczeństwie obciążone są stereotypami.
Ostatnio przeczytałam, że kobieta pracująca, która ma dziecko, jest postrzegana jako bardziej wspólnotowa, ale mniej kompetentna. Gdy mężczyzna pracujący ma dziecko, zyskuje na wspólnotowości, nie tracąc na kompetencjach.
Nie wiem, czy to bardziej narodowe, czy katolickie, ale wciąż powszechne jest przekonanie, że macierzyństwo to powołanie. Wiem natomiast, że mit Matki Polki ma się świetnie. Myślimy, że kobieta tylko przez macierzyństwo może być spełniona, co jest oczywiście bardzo niesprawiedliwe w kontekście kobiet, które nie chcą albo nie mogą mieć dzieci – komentarze wobec nich nierzadko są okrutne. A wynikają właśnie z tych przekonań, że bycie matką to dominująca rola w życiu kobiety.
Kobiety też czasem patrzą z pogardą na inne kobiety z bogatą przeszłością seksualną.
Nie potrafimy rozmawiać o seksie ze swoimi partnerami albo partnerkami. Wstydzimy się, krępujemy, często mamy poczucie winy. Wolimy wyszydzić swojego partnera w rozmowie z przyjaciółką niż powiedzieć mu wprost, czego chcemy, o czym marzymy, a co nam się nie podoba. Więc jeśli już któraś kobieta to potrafi – robi w łóżku to, na co ma ochotę i nie wstydzi się o tym mówić – często jej zazdrościmy. Ale zwykle nie bierzemy odpowiedzialności za nasze życie erotyczne, myślimy, że jeśli będziemy zakochane, seks sam się ułoży.
Mam wrażenie, że w wielu parach panuje taki styl: w pierwszych miesiącach, czasem latach przeżywamy szał ciał, wielką namiętność, potem ona znika, jesteśmy zaskoczeni, trochę smutni, ale nic z tym nie robimy, po czym prawie całkowicie przestajemy uprawiać seks i poddajemy się, uznając, że już nigdy nie będzie tak jak na początku.
A najgorsze w tym jest przekonanie, że ten pierwotny etap zawsze będzie trwał. Ludzie by się przecież wykończyli! Widzę to po moich parach w gabinecie, czasem ktoś powie: „My wiemy, że już nigdy nie będzie tak jak na samym początku…”, ale jednocześnie widzę, że mówi to z nadzieją, że jednak da się do tego wrócić!
I że to się po prostu stanie.
Tak, według nich namiętność sama powinna wrócić. Bardzo mało jest świadomości, że o relację, także seksualną, należy dbać. Samo się tu nic nie wydarzy. Żeby seks miał się wydarzać pomiędzy partnerami, muszą być dla siebie intrygujący, dlatego tak ważny jest balans między zależnością a niezależnością. Między tym, co wspólne, a tym, co indywidualne.
Duże znaczenie ma zatem to, co Esther Perel zauważa w „Inteligencji erotycznej”.
Na początku jest potrzeba przebywania non stop z partnerem, w którym właśnie się zakochałam, i przez pierwsze miesiące najchętniej nie wychodzilibyśmy z domu, tylko na siebie patrzyli, wzdychając – to dość naturalny etap. Zlanie jest krok dalej: jesteśmy z kimś kilka, kilkanaście lat i wszystko robimy razem. A jeśli mamy dokładnie tych samych przyjaciół, tę samą pracę i wszędzie wychodzimy razem, nie możemy się dziwić, że przestajemy partnera pożądać. Bo on od dawna jest częścią nas, a nie można pożądać siebie.
Co jeśli jednak nasz partner domaga się opowieści o naszym życiu seksualnym?
Ja bym go zapytała o powód – po co mu to, dlaczego chce wiedzieć. Bo jeśli chce się porównywać, to bardzo masochistyczne. A może chciałby czegoś ze mną spróbować i sprawdza, czy mam to już za sobą? A jeśli nie, to czy jestem tego ciekawa? Zależy jaka jest motywacja, bo na jego potrzebę mogę przecież odpowiedzieć w inny sposób, niekoniecznie opowiadając szczegółowo o byłych partnerach.
Pojawią się w twoim gabinecie pary zazdrosne nawzajem o swoją przeszłość?
Zdarzają się. Powiem o jednej: oboje opowiedzieli sobie dość otwarcie o swojej przeszłości i ona ciągle wraca do myśli, że ma inną figurę niż reszta jego partnerek. W tym widzi problem, zwłaszcza kiedy zaczynają mieć trudności w seksie. Ta para faktycznie ma problem z pożądaniem, ale z zupełnie innych powodów. Zauważyłam, że mężczyźni częściej mają tendencję do zbywania tematu, kobiety szukają winy albo przyczyny w sobie.
Kobiety często opierają poczucie wartości na swoim wyglądzie.
A mężczyźni na sprawności seksualnej. Tym bardziej takie opowiadanie może mieć negatywne skutki: inwazyjne, zbyt intymne szczegóły dryfują potem po wyobraźni partnera, wyłażąc w newralgicznych momentach. Podkreślę jeszcze raz: to zupełnie niepotrzebne, zwłaszcza że nasze preferencje też się zmieniają. To, co lubiłam, mając dwadzieścia pięć lat, może mnie teraz mało interesować. Z drugiej strony, jeśli czegoś z kimś nie chciałam dziesięć lat temu, nie znaczy, że nigdy już nie będzie mnie to ciekawić.
Co jeśli partner negatywnie zareaguje na naszą historię? I poczujemy się jednak oceniane?
Jeśli w szale dzielenia się powiemy coś, co drugiej stronie wyda się zbyt intymne, dajmy partnerowi czas na oswojenie się z tą informacją. Kiedy opadną emocje, delikatnie możemy wrócić do tematu, zapytać, dlaczego ta historia tak bardzo go rusza? Co w nim obudziła? Czy zmieniła jego spojrzenie na mnie? Czy zareagowałby podobnie, gdyby to samo opowiedział mu przyjaciel? I jakie to są emocje? O co chodzi z tym zdziwieniem i niesmakiem?
Taka rozmowa może bardzo zbliżyć.
Pod warunkiem, że obie strony są otwarte. Dla tej zniesmaczonej strony taka rozmowa może być wręcz rozwijająca – wyobraźmy sobie mężczyznę, który dowiaduje się o bogatej przeszłości partnerki i dzięki temu zdaje sobie sprawę ze swoich patriarchalnych przekonań i stereotypów, jakie ma w głowie.
Temu też służy terapia: uczeniu się refleksyjnego myślenia o samym sobie.
Nie jest dobrze płynąć z nurtem, bez refleksji. Poza przepracowaniem różnych trudności możemy nauczyć się krytycznie patrzeć na swoje zachowania i zrozumieć, z czego one wynikają. A z czasem podważać przekonania, nad którymi wcześniej w ogóle się nie zastanawialiśmy, przyjmując je za normę.
Możemy zadać sobie pytanie: skąd we mnie taka myśl? I czy ona na pewno jest moja?
To bardzo przydatne – zastanawianie się, dlaczego chcę dowiedzieć się czegoś o partnerze, dlaczego czuję, że muszę mu coś powiedzieć. Co mi to da? Czy to jest konieczne? Zanim zaczniemy opowiadać swoją historię seksualną, zadajmy sobie te pytania. One są kluczowe.
Ewa Błaszczuk-Malik: psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka. Zajmuje się terapią par. Prowadzi Gabinet Psychoterapii i Seksuologii w Chrzanowie, w Krakowie pracuje w Centrum Terapii Synteza.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.