Czwórka nastoletnich chłopców zawiera pakt. Obiecują sobie, że stracą dziewictwo przed zakończeniem liceum. Kultowa komedia „American Pie” z 1999 roku oglądana po 25 latach od premiery okazuje się być – choć może w niezamierzony sposób – całkiem niezłą lekcją edukacji seksualnej.
Milenialsi wychowani na „American Pie” z 1999 r. przypomnieli sobie o kultowej komedii za sprawą okrągłej rocznicy premiery (w tym roku mija 25 lat, odkąd film Paula i Chrisa Weitzów trafił na amerykańskie ekrany – w Polsce zadebiutował wiosną 2000 r.). Do fali nostalgii przyczyniła się także Taylor Swift, która w piosence „So High School” z nowej płyty „The Tortured Poets Department”, rzekomo napisanej dla Travisa Kelcego, śpiewa o filmie. Powracając do przełomu mileniów, przypomina sobie seans filmu („I’m watching American Pie with you on a Saturday night”). Zapewne skojarzenie z komedią młodzieżową pojawia się też za każdym razem, gdy słyszymy „American Pie” Dona McLeana. Podczas gdy wciąż nie ustalono, o jakim placku z jabłkami śpiewał muzyk w swoim hymnie na cześć Ameryki, wszyscy wiemy, do jakiego ciasta odnosi się tytuł filmu z 1999 r.
Ta scena masturbacji z udziałem Jima (Jason Biggs) przeszła do historii kina. Na dobre i na złe. W „American Pie” to, co złe, przewyższa to, co dobre. Nagranie przez Jima sekstaśmy z udziałem Nadii (Shannon Elizabeth) bez wiedzy i zgody dziewczyny (o konsencie się jednak wtedy nie mówiło) już wtedy uchodziło za dosyć skandaliczne (i niejako prorocze, bo w 2001 r. ujrzało światło dzienne wideo z Paris Hilton, a dwa lata później z Kim Kardashian). Po złej stronie należy też oczywiście umieścić mizoginię, stereotypizację dziewczyn, przedmiotowe traktowanie kobiet (i absolutną heteronormatywność przedstawionego świata – nie ma tu mowy o związkach jednopłciowych, a określenia „gej” wciąż używa się jako obelgi).
Występ Jennifer Coolidge to jedna z najlepszych scen „American Pie”
Jim, Oz (Chris Klein), Kevin (Thomas Ian Nicholas) i Finch (Eddie Kaye Thomas), którzy zawierają pakt o utracie dziewictwa, wydają się dziś trudni do zakwalifikowania. Nie do końca można ich zaliczyć do kategorii nerdów – w końcu Oz gra w drużynie lacrosse’a, a Kevin chodzi z uroczą Vicky (Tara Reid). Żaden z nich nie uprawiał jeszcze seksu, a chciałby spróbować, żeby opuścić liceum jako mężczyzna. Każdy z nich ucieknie się do mniejszego lub większego oszustwa, by zaciągnąć dziewczynę do łóżka, co należy od razu uznać za czerwoną flagę. Jim pod pretekstem wspólnej nauki zaprosi do siebie Nadię, Oz poszuka dziewczyny „spoza puli”, zapisując się na chór, Kevin używając „biblii” pozostawionej mu przez starszych kolegów, spróbuje „dojść do trzeciej bazy” z nieprzekonaną do końca Vicky, a Finch rozpuści plotki o swoich podbojach.
Po drodze okaże się jednak, że choćby chłopcy tego nie chcieli, ani nie zauważali, równouprawnienie w ich szkole ma się całkiem dobrze. Nadia okaże się świadomą swojej seksualności młodą kobietą, podobnie jak dziewczyna, z którą Jim wybierze się na bal maturalny. Poznana przez Oza niewinna Heather (Mena Suvari) sama podejmie decyzję, na co jest gotowa. Vicky za radą doświadczonej przyjaciółki, Jessiki (Natasha Lyonne), przestanie traktować seks i licealny związek ze śmiertelną powagą. A Finch napotka godną siebie przeciwniczkę, realizując fantazję erotyczną o uwiedzeniu starszej kobiety. Jeśli jakaś scena może konkurować z tą z „American Pie”, jest to oczywiście obecność ekranowa Jennifer Coolidge. Jako mama Stiflera ucieleśnia marzenie o MILF-ie, cougar, pani Robinson. Czy to fantazja niebezpieczna? Być może. Ale dzięki talentowi aktorki ten wątek po 25 latach od premiery wciąż ujmuje lekkością.
Dla bohaterów „American Pie” seks jest pożegnaniem z naiwnością
W tle twórcy filmu zadają pytanie o edukację seksualną. Skąd ją czerpać? Jak ją przekazywać? Czy lepiej mówić za mało, czy za dużo? Trudnego zadania „uświadomienia” dziecka podejmuje się tata Jima (Eugene Levy). Zamiast opowiadać synowi o pszczółkach i kwiatkach, ofiaruje mu „Playboya” i „Hustlera”. Czy to wiarygodne źródło informacji o erotyce, kobietach i relacjach? Niekoniecznie, ale rodzicielska rozmowa o seksie (a w każdym razie jej próba) i tak jest na wagę złota. Od rówieśników pozyskuje się bowiem wiedzę niesprawdzoną (pamiętajmy, że chłopcy z „American Pie” nie korzystali jeszcze w dużym stopniu z internetu) – czy to z tajemnej książki, która każe dawać kobiecie rozkosz, by uzyskać własną, czy z szeptanek na szkolnych korytarzach, czy z przechwałek w szatni po wuefie.
Dla bohaterów „American Pie” seks oznacza rytuał przejścia, wejście w dorosłość, pożegnanie z naiwnością. Nie mają narzędzi, by w taki sposób potraktować związki z kobietami. Jeśli już, to kobiety muszą ich poprowadzić, oswoić z emocjami. Uczucia, które towarzyszą młodym mężczyznom, to presja, wstyd, zmęczenie. – Nienawidzę seksu, choć nigdy go nie uprawiałem – mówi w pewnym momencie jeden z bohaterów. Takie nastawienie może stanowić zapowiedź rodzącej się kultury inceli. Samych bohaterów tym mianem nie określimy – są na to za młodzi, nieźle funkcjonują społecznie, ich „celibat” wkrótce się zresztą skończy. Ale pewne zachowania należałoby zdusić w zarodku – myślenie o kobietach jako o złu koniecznym, obiektach pożądania, niezrozumiałych istotach, które należy okiełznać.
Przed popadnięciem w obsesję seksu ostatecznie ochroni ich przyjaźń. „American Pie” to nie komedia romantyczna, a bromance – opowieść o wspólnym przeżywaniu trudnych doświadczeń dorastania w gronie kumpli. I jako pochwała męskich więzi „American Pie” wciąż się broni.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.