Technostres to wewnętrzne napięcie związane z ciągłą interakcją z technologiami. Ale lęk odczuwamy również w związku z porównywaniem się ze sztuczną inteligencją, z życiem w kulturze produktywności, z zacieraniem granic między życiem prywatnym a sferą zawodową. Podpowiadamy, jak te problemy u siebie rozpoznać i jak z nimi walczyć.
Technostres po raz pierwszy zdefiniowano w 1984 roku, zanim jeszcze ktokolwiek przypuszczał, że za jakiś czas pracownicy będą nosić swoją pracę w telefonach, w kieszeniach, i rywalizować z umiejętnościami sztucznej inteligencji. O stresie cyfrowym pisano wówczas jako o „współczesnej chorobie adaptacyjnej spowodowanej niemożnością radzenia sobie z nowymi technologiami komputerowymi”. 40 lat później nowoczesne technologie bywają tak samo naszym sprzymierzeńcem, jak i wrogiem, zwłaszcza w kontekście zdrowia psychicznego.
Czy to dobrze, że zasypiamy i budzimy się z telefonem
Jak wynika z „Raportu o dobrym samopoczuciu. Praca w domu ‘22” przygotowanego przez NFON, już co czwarty Polak (25 proc.) odczuwa technostres, który dziś definiuje się jako wewnętrzne napięcie związane z ciągłą interakcją z technologiami. Zasypiamy i budzimy się z telefonem. Dzień zaczynamy od sprawdzenia powiadomień i najświeższych informacji ze świata. Ponadto za sprawą rosnącej popularności home office wielu z nas swoją pracę przenosi do życia prywatnego.
– Szczególnych problemów nastręcza nam fakt, że służbowy e-mail nosimy zawsze w kieszeni, czyli w swoim telefonie. Dodatkowo do komunikacji służbowej korzystamy z rozmaitych komunikatorów. To wszystko sprawia, że po pierwsze, tej komunikacji jest znacznie więcej niż dawniej, a po drugie, trudno nam mentalnie wyjść z pracy. Odbieramy maile po drodze do i z pracy, podczas spaceru, domowych czynności. Próbujemy odkopać się z nadprodukcji komunikacyjnej, smogu informacyjnego, w którym dzisiaj żyjemy – mówi Magdalena Bigaj, twórczyni i prezeska Fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa.
Czym jest higiena cyfrowa, jak ją osiągnąć, a potem utrzymać
Rozważając pojęcie technostresu, warto zastanowić się nad higieną cyfrową, czyli remedium na konsekwencje nadmiernego korzystania z technologii. – Dla naszego zdrowia psychicznego potrzebujemy stawiać wyraźną granicę pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym. Również po to, aby być coraz lepszymi w swojej pracy. Dlatego naczelną zasadą higieny cyfrowej w pracy jest ograniczenie liczby powiadomień do niezbędnych w czasie pracy i w czasie poza pracą. Polecam też nieodbieranie maili służbowych na telefonie. W rzeczywistości takie odbieranie nikomu nie służy. Pisząc na telefonie, jesteśmy mniej skoncentrowani, łatwiej dajemy ponieść się emocjom, czytamy pospiesznie i nieuważnie – mówi Magdalena Bigaj.
A jednak fakt, że spotkania ze współpracownikami odbywamy nierzadko na tym samym urządzeniu, z którego dzwonimy do naszych bliskich, skutecznie zaciera granicę między życiem prywatnym a sferą zawodową. Magdalena Bigaj zwraca uwagę również na inne zagrożenie, jakie niesie za sobą technostres związany ze środowiskiem pracy. Jest ono poniekąd analogiczne do problemu związanego z porównywaniem się do wyidealizowanych wizerunków osób, co obserwujemy w mediach społecznościowych. Tyle że odnosi się do sposobu pracy.
– Współcześnie zagadnienie technostresu polecam rozpatrywać także na gruncie samooceny. Obserwowanie w internecie tego, jak pracują inni, może prowadzić do przekonania, że nasza praca jest mało satysfakcjonująca, a my niewystarczający. Bo przecież na Linkedinie są sami zwycięzcy, a my znowu bez entuzjazmu weszliśmy do biura. W social mediach króluje podejście „do what you love, love what you do”, które w istocie jest bardzo szkodliwe. Nie ma takiej możliwości, by każdy mógł kochać swoją pracę. Gdybyśmy mieli do tego dążyć, wielu zawodów nie miałby kto wykonywać. Sens pracy nie zależy od tego, czy ładnie wygląda na Instagramie, tylko od tego, czy jest pożyteczna dla innych – dodaje Prezeska Fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa.
Media społecznościowe stworzyły jednak kulturę produktywności, która wmawia nam, że nasza praca ma wartość jedynie wtedy, gdy publicznie udowodnimy, ile jesteśmy w stanie wykonać. Gdy pokażemy obserwatorom, jak wygląda nasz dzień pracy i jak istotną część naszego życia stanowi aktywność zawodowa. W efekcie wpadamy w pułapkę – mylnie rozumiemy, że im więcej bezproduktywnej krzątaniny w naszym życiu, tym autentyczniejszy dowód na to, że faktycznie pracujemy.
Sztuczna inteligencja, czyli stresujący konkurent
Na temat stresu wynikającego z nadmiernego przywiązania do urządzeń cyfrowych mówi się od dawna. Ale czy dostatecznie zdajemy sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest porównywanie swoich możliwości do możliwości AI?
Pojęcie technostresu zmienia się tak szybko, jak rozwój technologii towarzyszących nam w środowisku pracy. I od stosunkowo niedawna mamy do czynienia z nowym rodzajem lęku – ze strachem, jaki rodzi się przy konfrontacji ze sztuczną inteligencją.
– Rośnie nam taki konkurent, z którym nie mamy dużych szans; nawet nie zdajemy sobie z tego w pełni sprawy. Sztuczna inteligencja, którą właściwie powinniśmy nazywać inteligencją obliczeniową, potrafi przetwarzać ogromne ilości danych w bardzo krótkim czasie, co prowadzi do znacznie większej efektywności niż ta, którą jest w stanie operować mózg ludzki. Każdego dnia dowiadujemy się, że sztuczna inteligencja coś odkryła, przeanalizowała, zidentyfikowała, zaplanowała i zrealizowała różne rzeczy. Wcześniej na świecie nie mieliśmy takiej sytuacji, konkurowaliśmy wyłącznie ze sobą nawzajem, co było motywujące. Z AI nie mamy większych szans – zauważa dr Konrad Maj, psycholog społeczny oraz kierownik Centrum Innowacji Społecznych i Technologicznych (HumanTech) na Uniwersytecie SWPS.
Rozwój sztucznej inteligencji powoduje stres nie tylko u osób, które już pracują w danym zawodzie, ale również u tych, które stoją przed wyborem kierunku studiów.
– Mamy również do czynienia z ogromnym stresem związanym z niepewnością co do przyszłości, zwłaszcza wśród młodych ludzi, którzy muszą podjąć decyzje dotyczące swojej przyszłej ścieżki zawodowej. Niektórzy z nich mogą zastanawiać się, czy warto angażować się w określone dziedziny, gdyż obawiają się, że ich zawód może zostać zdegradowany lub nawet całkowicie zastąpiony przez rozwój technologiczny. Nawet jeśli coś jest ich pasją. Na przykład graficy mogą odczuwać przerażenie, bo obserwują postęp w generowaniu realistycznych obrazów przez sztuczną inteligencję, co przecież zagraża tradycyjnym metodom ich pracy.
Jednakże nie należy przesadzać, a raczej poszukać nowoczesnych sposobów na integrowanie tych dziedzin w aktualną rzeczywistość. Warto podjąć debatę na temat tego, w jaki sposób powinna odbyć się ta integracja, aby umożliwić dalszy rozwój dziedzin kreatywnych. Nie można ignorować obecnego postępu technologicznego, dlatego ważne jest, aby programy nauczania uwzględniały nowe możliwości i przygotowywały studentów do zmieniających się warunków zawodowych – dodaje dr Konrad Maj.
Kto jest psychicznie gotowy na szybkie zmiany technologii
Magdalena Bigaj zaznacza, żeby w podejściu do nowych technologii uważać na chodzenie drogami na skróty. – Mózg jest jak mięsień, jeśli go nie używamy w odpowiedni sposób, jego sprawność będzie stopniowo maleć. Jeśli sztuczna inteligencja będzie pisać za nas teksty, musimy mieć świadomość, że coraz trudniej będzie nam samym tworzyć. Jeśli AI będzie wyciągać wnioski i przygotowywać argumentację za nas, z czasem staniemy się jedynie pojemnikiem na informacje dostarczane przez AI.
Dr Konrad Maj ostrzega z kolei przed tym, z czym mogą wiązać się nasze próby nadążania za rozwojem AI. – Chcę uniknąć przesadnego straszenia, ale faktem jest, że przyszłość wymagać będzie od nas ciągłego monitorowania, zrozumienia planów pracodawców czy dynamiki środowiska startupowego. Musimy być czujni. A ciągła chęć orientowania się w rzeczywistości może okazać się wyczerpująca.
Adaptacja jest kluczowa, jednak nie wszyscy są psychicznie gotowi na tak szybkie zmiany. Podążanie za sztuczną inteligencją może dodatkowo nas stresować, gdyż jesteśmy przyzwyczajeni do roli dyrygentów, a coraz częściej stajemy się jedynie wykonawcami zmuszonymi do obsługi coraz trudniejszych do opanowania instrumentów. I to sprawia, że czujemy się niepewnie.
Jak sprawdzić, czy cierpisz z powodu technostresu
Jakie sygnały mogą świadczyć o tym, że powinniśmy zwrócić większą uwagę na naszą cyfrową higienę? Magdalena Bigaj wskazuje, że powinny nas zaniepokoić problemy z koncentracją i snem, napięcie w relacjach czy obniżony nastrój. Mogą one być związane z tym, w jaki sposób używamy telefonu i internetu. – Oczywiście takie objawy mogą wynikać z czego innego, ale warto być uważnym i odpowiedzieć sobie na pytania: Czy nie skracam sobie snu scrollowaniem do poduszki? Czy nie jestem podenerwowana, bo ciągle przerywam swoje czynności sięganiem po telefon i w zasadzie nie mam chwili odpoczynku? Czy moje relacje z bliskimi są uważne czy może mijamy się, a każdy patrzy w swój ekran?
Po przeprowadzeniu badań nad higieną cyfrową osób dorosłych Magdalena Bigaj zdecydowała się wraz z dr Magdaleną Woynarowską udostępnić bezpłatnie opracowane przez nie narzędzie badawcze w formie Testu Higieny Cyfrowej. – Jest on o tyle ciekawy, że wypełniając go automatycznie, dowiadujemy się, jakie zachowania wchodzą w skład higieny cyfrowej. Chociaż trzeba mieć świadomość, że higiena cyfrowa nigdy nie będzie zamkniętym zbiorem zasad. Będzie się różniła u małego dziecka, u nastolatka czy seniora. Zachęcam jednak do zrobienia sobie takiego anonimowego testu na stronie www.higienacyfrowa.pl.
– W higienie cyfrowej nie chodzi o zestaw reguł, tylko o empatię i dogrzebanie się do swoich potrzeb, do tego, czego naprawdę potrzebuję i w jaki sposób to sobie zaspokajam. Internet może nam zaspokoić niektóre potrzeby, ale nigdy nie powinien być wyłączną strategią dla nich – podsumowuje badaczka.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.