Ślub w duchu DIY: Suknia własnego projektu i wesele w ogrodzie dziadków
Lesei Bourke i Andrew Berry zorganizowali wesele w duchu DIY. Panna młoda miała na sobie suknie własnego projektu, do których sama wcześniej kupiła materiał, a przyjęcie odbyło się w ręcznie udekorowanym domu jej dziadków.
Początkowo ślub Lesei Bourke i Andrew Berry’ego miał się odbyć 2 maja 2020 roku, w domu babci panny młodej w Jupiter Island na Florydzie. Jednak 14 marca 2020 stało się jasne, że trzeba go będzie przełożyć z powodu pandemii.
Para zorganizowała więc małe wesele w Maine, a wielką uroczystość przełożyła na 13 listopada 2021 roku. Oboje byli wtedy ze sobą już osiem lat. – Poznaliśmy się przez przyjaciół, którzy przedstawili nas sobie na imprezie w college’u – mówi Lesea, która pracuje teraz w marketingu mody. – Andrew był wtedy na ostatnim roku studiów, ja na drugim. Po ukończeniu college’u Andrew przeprowadził się do Nowego Jorku, więc zanim Lesea mogła do niego dołączyć, żyli w związku na odległość. W końcu oświadczył się jej w czasie rodzinnej wycieczki do St. Lucia.
Gdy tylko pojawia się taka możliwość, Lesea i Andrew uciekają do domu jej dziadków w Jupiter Island, więc decyzja, by ich wesele odbyło się właśnie tam, była tego naturalną konsekwencją. – Ceremonia odbyła się w ogrodzie za ich domem – mówi Lesea. – Ma on włoską fasadę, której estetykę wykorzystaliśmy jako motyw przewodni weekendu. Skupiliśmy się na malowniczości włoskiego ogrodu, a głównym elementem wystroju były drzewka cytrynowe.
Wesele DIY
Para pracowała z Jessicą i Michaelem Masi z Masi Events. – W czasie rozmów z wedding plannerami byliśmy bardzo konkretni, ponieważ zarówno ja, jak i moja mama uwielbiamy DIY i miałyśmy już pewną wizję – mówi Lesea. – Potrzebowaliśmy kogoś, kto nie tylko zasypie nas pomysłami, ale pomoże wcielić je w życie. Jessica i Michael byli bardzo zorganizowani i trzymali się planu.
Zastanawiając się, w co się ubrać, Lesea najpierw wybrała welon. – Zaczęłam od końca – mówi. – Ale wiedziałam, że chcę, by był z Monvieve. Alison, dyrektor kreatywna, robi niesamowicie skomplikowane, oszałamiające włoskie welony. Pamiętam, jak powiedziała mi, żebym się nim nie martwiła, bo będzie naturalnie pięknie się układał, i właśnie tak było.
Szukając sukni, Lesea odwiedzała nowojorskie atelier, gdzie przymierzyła wiele projektów w różnym stylu i o różnych krojach, ale w końcu postanowiła, że zaprojektuje ją sama. – Na Święto Dziękczynienia pojechałam z rodziną do Londynu, więc skorzystałam z okazji, by poszukać odpowiedniej tkaniny – wspomina. – Razem z mamą znalazłyśmy w sklepie za miastem wytworny brokat. Kupiłam około 18 metrów, a żeby zabrać go ze sobą do domu, musiałam sprawić sobie nową walizkę.
Gdy była już z powrotem w Stanach, spędziła wiele godzin, szukając inspiracji na Pintereście, Instagramie i w bibliotece, gdzie przeglądała książki o historii mody. –Ostateczny szkic zawierał wszystko, co chciałam: suknia była seksowna, elegancka i ponadczasowa – wyjaśnia Lesea. – Była dopasowana w pasie, miała skromne rękawy i dwie długie odczepiane peleryny udrapowane na ramionach. Gdy przymierzyłam pierwszą muślinową wersję próbną, rozpłakałam się, bo wiedziałam, że to ta jedyna.
Inspiracją dla drugiej sukni była aktorka Ginger Rogers. Lesea projektowała ją z myślą, że ma pięknie poruszać się w tańcu. Zaprojektowała też kwiatowy haft mający odzwierciedlać symbol ich ślubu. Finałowym lookiem wieczoru była sukienka mini z cekinami, uszyta z tego samego brokatu z Londynu.
Jeżeli chodzi o urodę, Lesea zakochała się w tym, co stworzyła Daniela Gozlan, gdy wykonała dla niej próbny makijaż. – Wcześniej próbowałam go z dwójką innych makijażystów, którzy pokryli całą moją twarz ciężkim podkładem, a tego nie chciałam – mówi. – Z Danielą okazało się to proste, szybkie i łatwe. Sprawiła, że czułam się i wyglądałam jak ja. Użyła bardzo lekkiego podkładu z filtrem SPF, błyszczyka do powiek – o którym nigdy wcześniej nie słyszałam, a teraz nie mogę bez niego żyć – różu, rozświetlacza, bronzera i własnego produktu do makijażu ust. Czułam się bardzo naturalnie, a właśnie taki był mój cel.
Coś niebieskiego
Pan młody i jego drużbowie ubrali się w szyte na zamówienie niebieskie marynarki londyńskiej marki New & Lingwood. – Andrew ma dziewiątkę rodzeństwa, w tym siedmiu braci – wszyscy byli jego drużbami – mówi Lesea. – Wszyscy razem pojechali na przymiarkę do sklepu New & Lingwood w Nowym Jorku. Każdy mógł wybrać, jaką chce mieć podszewkę, co było zabawnym sposobem na t0, by poczuli się wyjątkowo.
W dniu ceremonii poranek był piękny i słoneczny. Grał kwartet smyczkowy, pastelowe kwiaty umieszczono w dużych koszach, a do ołtarza prowadził dywan z płatków róż. Przybyciu Andrew towarzyszył zespół dudziarzy. Lesea podeszła do niego, trzymając pod rękę ojca, w tle grała piosenka „Can’t Help Falling in Love with You”.
Ślubu udzielił im najstarszy z braci Andrew, Michael, któremu udało się sprawić, że ceremonia była zabawna, a jednocześnie sentymentalna. Zaraz potem goście zebrali się na trawniku, gdzie podano szampana, tuńczyka wasabi na chrupiących pierożkach wonton, ziołowe bułeczki z karczochem i parmezanem oraz inne zakąski. – Najbardziej magiczną niespodzianką tego dnia było niespodziewane pojawienie się gromady motyli przelatujących z kwiatka na kwiatek – wspomina Lesea. – Fantastycznie było obserwować, jak wokół nas latają.
Słodkie cytryny
Po koktajlach nowożeńcy udali się na przyjęcie łodzią, którą wyremontował dla nich dziadek Lesei. W miejscu wesela pod sufitem wisiała tkanina, na której namalowane były drzewka cytrynowe, zielone gałązki i lampiony w koszach. Na usianych kwiatami stołach również znalazły się drzewka cytrynowe. – Razem z mamą i mężem spędziliśmy wiele godzin, kopiując motyw przewodni naszego wesela na sto tamburynów, które wisiały za oparciami krzeseł – mówi Lesea. – Wokół namiotu znalazło się dwadzieścia 2,5-metrowych paneli, na których moja niesamowita mama ręcznie namalowała drzewka cytrynowe.
Po obiedzie para młoda pokroiła tort z confetti z polewą z maślanki, ozdobiony jadalnymi kwiatami. – Towarzyszyło mi surrealistyczne uczucie, gdy myślałam, że w końcu do tego doszło i że są z nami wszyscy nasi przyjaciele i cała rodzina – mówi Lesea. – Imprezę rozpoczęliśmy od tańca do „You and Me” Penny and The Quarters. Ja nie mogłam przestać się śmiać, ale Andrew naprawdę się starał. Wtedy poczułam, że to najlepszy początek nowego rozdziału.
Impreza trwała całą noc. – W pewnej chwili zobaczyłam, jak mój dziadek, klęcząc na jednym kolanie, udaje, że gra na gitarze – mówi Lesea. – Sultans of Swing mieli niesamowitą energię i zagrali wszystkie nasze ulubione taneczne kawałki. Parkiet ciągle był pełen ludzi!
Po przyjęciu nowożeńcy udali, że opuszczają imprezę. W deszczu płatków kwiatów pobiegli do rolls-royce’a Silver Dawn z 1952 roku należącego do dziadków Lesei, w którym oni odjeżdżali ze swojego wesela 60 lat wcześniej. – Weszliśmy do niego jednymi drzwiami, długo całowaliśmy się w środku, po czym wyszliśmy drugą stroną i poszliśmy na after party do dużego baru przylegającego do namiotu, w którym odbyło się przyjęcie – wspomina panna młoda. Było w nim pełno balonów, a DJ Colin Jamieson grał przeróżną muzykę, od Abby po Sofi Tukker. – Podano wieczorne przekąski, takie jak frytki, minicheeseburgery, grillowany ser oraz mac and cheese serwowany w rożkach – mówi Lesea. – Nasze after party było wisienką na torcie tej nocy!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.