Jolanta Owidzka tworzyła fiber art, czyli sztukę włókna. Polska artystka doceniana przez galerie na całym świecie, wykonała szereg tkanin do biur LOT-u, do wnętrz samolotów, do hoteli. Chciała, by jej dzieła sztuki żyły w przestrzeni użytkowej.
Inspirację stanowiła dla Jolanty Owidzkiej natura, którą odmalowywała przeróżnymi surowcami. Z akademii sztuk pięknych wyniosła zamiłowanie do tych naturalnych, jak wełna, len, jedwab, sizal, konopie. Dołożyła do nich jednak skórę, drewniane listewki, elementy metalowe, a z czasem, dzięki plenerom organizowanym w Lubniewicach przez Art Stilon, włókna sztuczne. Początkowo wydawały się Owidzkiej odpychające, jednak z czasem nie wyobrażała sobie swoich prac bez nich, doceniając to, jak wspaniale się barwią i jak inaczej niż włókna naturalne odbijają światło. Artystka nie walczyła nigdy z tworzywem ani warsztatem, a efekty były oszałamiające. Gdy określenie „gobelin” nie mogło już pomieścić tego, co oferowały prace artystów tkaniny, nowojorskie Museum of Modern Art zaprosiło literatów, krytyków, a nawet poetów do wymyślenia nowej nazwy. Tak powstało określenie „fiber art”, czyli sztuka włókna.
Jolanta Owidzka tworzyła fiber art, czyli sztukę włókna
Od 1960 roku artystka otrzymywała zamówienia z Polski i z zagranicy na tkaniny do wnętrz użyteczności publicznej. Przyznawała, że projektowała i wykonywała je z większą przyjemnością niż prace przeznaczone na wystawy. Bardziej interesowało ją, aby tkanina żyła w określonym otoczeniu i była istotnym elementem wnętrza niż tylko jednym z obiektów do oglądania w muzeum. Zrobiła chociażby szereg tkanin do biur LOT-u na świecie, a nawet do wnętrz samolotów. Jej ulubioną pracą była ta na ścianie w warszawskim hotelu Victoria pt. „Biele”, wykonana w 1975 roku, mająca 19 metrów długości i 2,3 metra wysokości. Niestety została w którymś momencie zdjęta i umieszczona w magazynie. Zalała ją woda, w wyniku czego rozpadła się lniana osnowa. Zachowała się jedynie część, która znajdowała się w środku olbrzymiego rulonu. Hotel ofiarował tkaninę twórczyni, a ona fragment, który udało jej się uratować, przekazała w depozyt Centralnemu Muzeum Włókiennictwa w Łodzi.
Więcej inspirujących treści znajdziecie w nowym wydaniu „Vogue Polska Living”. Do kupienia w salonach prasowych oraz online z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.