Tindera przeglądasz jak ubrania w sklepie online – zawsze wydaje ci się, że dalej znajdziesz coś lepszego. Flirt jest dla ciebie jak mierzenie drogich butów, których nie zamierzasz kupić, a romans ze „złym chłopcem” niczym kupowanie słodyczy – wiesz, że szkodzą, ale nie potrafisz się im oprzeć. Konsumpcyjny styl życia sprawił, że szukając miłości, zachowujemy się tak, jakbyśmy były na zakupach.
Bywa, że sama nie wiesz, czego szukasz, i przeglądasz portale randkowe ot, tak sobie – z nadzieją, że coś się trafi. Czasem dokładnie wiesz, czego potrzebujesz, i na to polujesz. Na przykład na wysokiego bruneta bez zobowiązań, z dobrą pracą i fajnym hobby, a najlepiej jeszcze – z delikatnym zarostem. Raz na jakiś czas zdarza ci się nietrafiony „zakup”, od którego boli cię głowa, ale mimo to ciągle liczysz na korzystny pakiet (fajny facet z supersiostrą w zestawie? Dlaczego nie!). W dobie konsumpcjonizmu wybieranie partnera do życia niczym nie różni się od wybierania produktu, który stoi na sklepowej półce – każdy jest inny, a gdy masz za duży wybór, nie wiesz, na co się zdecydować. Paul Oyer, profesor ekonomii ze Stanford Graduate School of Business i autor poradnika „Everything I Ever Needed to Know about Economics I Learned from Online Dating” („Wszystkiego, co kiedykolwiek musiałem wiedzieć o ekonomii, nauczyłem się z randkowania online”), twierdzi, że portale randkowe i sklepy typu Ebay.com to jedno i to samo. „Oczywiście jest różnica pomiędzy kimś, kto próbuje sprzedać używaną miskę na eBay.com, a kimś, kto szuka miłości w sieci, ale podstawowe założenie jest takie samo – ten, kto sprzedaje miskę, musi umieć ją korzystnie zaprezentować, żeby dostać to, co chce, czyli najprawdopodobniej pieniądze. Użytkownicy aplikacji randkowych też muszą zaprezentować siebie tak, żeby dostać to, czego chcą, czyli w większości przypadków partnera, czasem okazjonalny seks. To nie jest wielka różnica”, napisał w swojej książce profesor Paul Oyer.
Mąż à la carte
Psychologowie już dawno dostrzegli podobieństwo pomiędzy robieniem zakupów a szukaniem partnera. Jedno i drugie wymaga od nas czasu. W supermarkecie najpierw chodzisz alejkami i patrzysz, co stoi na półkach, w sklepie online oglądasz setki rzeczy, które są w ofercie. W randkowej rzeczywistości ten etap to oglądanie setki profili potencjalnych partnerów, żeby zobaczyć, jaki masz wybór. Najczęściej myślisz, że dostępne jest absolutnie wszystko, ale rzeczywistość często to weryfikuje. Później zastanawiasz się, czego tak naprawdę potrzebujesz. W randkowaniu to czas spotykania się z wieloma osobami bez zobowiązań, a w sklepie – przymierzania wszystkiego, co wpadnie ci w oko. Zwykle masz nadzieję, że w sklepie obok (czyli na innym portalu lub w innej aplikacji) znajdziesz coś bardziej atrakcyjnego, w lepszej cenie albo w pakiecie 1+1 (wspomniany facet z własnym mieszkaniem), aż w końcu i na zakupach, i w miłości przychodzi moment, kiedy trzeba podjąć decyzję. Bierzesz to, co jest dostępne, czy szukasz dalej? Randki i zakupy wyzwalają w nas te same uczucia: pożądanie, podniecenie, radość, oczekiwanie i przyjemność, ale też rozczarowanie, gdy nasze oczekiwania rozmijają się z rzeczywistością. – Kobiety są coraz bardziej wybredne i coraz szybciej się nudzą. Lubią być zaskakiwane i mieć duży wybór. Zarówno w przypadku modowych zakupów, jak i wyboru mężczyzny – twierdzi Clara Bizien, International Marketing Manager portalu Zaadoptujfaceta.pl, który wygląda jak sklep, profile mężczyzn dzieli na kategorie („brodaci”, „wytatuowani” „okularnicy”, „podróżnicy”, „cudzoziemcy”), a kobietom pozwala ich „kupować” poprzez wkładanie do wirtualnego koszyka. Drugą sprawą jest to, że w dzisiejszych czasach coraz więcej kobiet nie szuka po prostu „dobrego partnera”. Liczy się dla nich to, co ma on w pakiecie: wykształcenie, dobra praca, mieszkanie własnościowe, samochód, brak kredytu. – Nie możesz wybierać sobie przyszłego męża à la carte. Chcę trochę tego, trochę tego, dodatkową porcję tego i może jeszcze to. Uświadomienie sobie tego to nie pójście na ustępstwo, ale oznaka dojrzałości – tłumaczy Lori Gottlieb, amerykańska pisarka i terapeutka małżeństw.
W poszukiwaniu ideału
„Opisy na profilach randkowych są podobne do reklam w internecie albo opisów produktów w sklepach online. Jedne i drugie są trochę podkręcone, żeby przyciągnąć uwagę do produktów”, twierdzi profesor Paul Oyer. Ale o ile na OLX czy Allegro możesz poprosić o więcej zdjęć przedmiotu, żeby zweryfikować, w jakim jest stanie, lub sprawdzić wiarygodność sprzedawcy, czytając opinie innych klientów o nim, o tyle portale randkowe nie dają takiej możliwości. Co prawda w Chinach funkcjonuje aplikacja, która wymaga dosłania dokumentu tożsamości, zaświadczenia z uczelni czy pracy, żeby zweryfikować, czy użytkownik nie kłamie w opisie. Pozwala też kobietom po spotkaniu potencjalnego kandydata na żywo zamieścić opinię o nim. Ale nie ma jeszcze portalu, w którym na czyimś profilu zamieszczone byłyby referencje od osób, z którymi w przeszłości użytkownik był w związku.
Co w takim razie robić, żeby się nie rozczarować zakupem? Profesor Oyer radzi podchodzić do szukania partnera tak, jak podchodzimy do… kupowania mieszkania. „Powiedzmy, że marzy mi się takie z ładnym widokiem, trzema pokojami, łazienką i osobnym WC, w nowym bloku i maksymalnie 10 km od mojej pracy. Szukałem przez agencję nieruchomości, w internecie, nawet obejrzałem kilka na żywo. Widziałem już wiele fajnych mieszkań, ale żadne nie jest idealne. Szukam dalej czy wybieram z tego, co jest? Jaki będzie koszt szukania kolejnego mieszkania? Jeśli zacznę jeździć i oglądać kolejne, nie zrobię w tym czasie czegoś innego. Ale przecież ten następny dom może być tym wymarzonym”, wylicza. Jeśli ktoś lubi spędzać weekendy na oglądaniu domów albo jest naprawdę wybredny i nie potrafi być szczęśliwy w nieperfekcyjnym domu, to będzie szukać, aż znajdzie ideał. Jednak różnica pomiędzy mieszkaniem a partnerem do życia jest taka, że mieszkanie nie musi cię kochać i wybierasz je, jeśli masz wystarczająco dużo pieniędzy. Natomiast gdy chodzi o ustatkowanie się, najlepszego partnera na życie wybierasz spośród tych, którzy wybrali również ciebie.
To z kolei bardziej przypomina proces szukania pracy. Szuka każda ze stron, zarówno pracodawca, jak i pracownik. Obydwie wiedzą, kogo szukają i co mają do zaoferowania. Każda rozważa też inne opcje, ale jeśli chcą osiągnąć cel, muszą dokonać jakiegoś wyboru, żeby nie zostać z niczym. Firma musi zdecydować się na najlepszego kandydata z tych, którzy się zgłosili. Osoba szukająca pracy na najlepszą firmę z tych, które są nią zainteresowane. Oczywiście można odmówić i szukać dalej. Być może za jakiś czas trafimy na pracę marzeń, ale istnieje też ryzyko, że zostaniemy z niczym. W obydwu przypadkach cena bycia wybrednym jest wysoka. Ci, którzy odmawiają ustatkowania się, kończą jako osoby samotne. Ci, którzy nie zdecydują się na żadną pracę, kończą jako bezrobotni. Może więc jeśli to, co jest dostępne, jest w porządku, lepiej się zdecydować, niż zostać z pustym koszykiem? Przecież do sklepu też czasem przychodzimy po nowe buty, a wychodzimy torebką…
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.