Emily Blunt gra w „Oppenheimerze” Kitty, żonę tytułowego bohatera. I choć to on stoi na pierwszym planie, aktorka nie pozwala sprowadzić swojej bohaterki do roli kury domowej, która zajmowała się dziećmi, gdy wybitny mąż błyszczał wśród naukowców pracujących nad bombą atomową. Tuż przed premierą filmu rozmawiamy z aktorką.
Emily Blunt gra Kitty tak, że raz drażni, a innym razem imponuje. Zwłaszcza w partiach, w których oskarżony o komunizm Oppenheimer staje przed Komisją Energii Atomowej, Blunt ma szansę pokazać targające nią złość, krzywdę i poczucie niesprawiedliwości. Gdy w klaustrofobicznym pomieszczeniu pojawia się w charakterze świadka, wystarczą jej minimalne środki aktorskie, żeby siedzących naprzeciwko niej mężczyzn sprowadzić do parteru.
Emily Blunt opowiada o swojej bohaterce, Kitty Oppenheimer
– Kitty to postać, która rozmawia jedynie o ważnych sprawach, nigdy o błahostkach. Ma osobowość dość skomplikowaną i niestabilną, ale jednocześnie jest czarująca. Zafascynowała mnie w niej idea kobiety, która odrzuca przymus dostosowania się do kobiecego ideału swoich czasów. Czasów, kiedy ambicją kobiety było wyjście za mąż, urodzenie dzieci i wspieranie męża. Kitty miała w sobie niezgodę na ten system, dlatego wydaje się tak nowoczesna – mówiła Emily Blunt podczas wirtualnego spotkania z dziennikarzami.
Robert Oppenheimer był czwartym mężem Katherine. Nie miała nawet 30 lat, kiedy w 1939 roku spotkali się na przyjęciu w San Francisco. Bardzo szybko zaiskrzyło uczucie, zaszła w ciążę. Ślub wzięli w 1940 roku, dzień po tym, jak Kitty dostała rozwód z poprzednim mężem.
– Czuję, że w Robercie Oppenheimerze spotkała mężczyznę, który dorównywał jej intelektem. W tej relacji był prawdziwy szacunek. Kitty była jego powierniczką, jego głównym sprzymierzeńcem i wsparciem przy podejmowaniu ważnych decyzji. Polegał na niej, a jej opinia była dla niego niezwykle ważna. Ona sama była naukowcem, ale wtedy kobiety o genialnym umyśle nie mogły w pełni rozwinąć skrzydeł. Kitty w pewnym sensie roztrwoniła swój kapitał przy desce do prasowania. Dlatego tak cierpiała – tłumaczy Emily Blunt.
Kim był tytułowy bohater filmu Robert Oppenheimer?
Kiedy Oppenheimer dostał propozycję objęcia dowodzenia nad Projektem Manhattan, Kitty nie miała wątpliwości, że powinien ją przyjąć. Wiązało się to z wyprowadzką całej rodziny do zbudowanego na pustyni miasteczka Los Alamos, gdzie najtęższe umysły świata główkowały, jak opracować broń atomową, która dałaby szansę na zwycięstwo nad nazistami. Kitty jechała tam nie tylko jako żona Oppenheimera, ale też jako specjalistka – na miejscu pracowała przy pomiarach medycznych mających sprawdzać wpływ promieniowania na organizm człowieka. Nie był to dla niej szczęśliwy czas – zmagała się z trudnym macierzyństwem (w 1944 roku urodziła drugie dziecko), samotnością i uzależnieniem od alkoholu.
Reżyser Christopher Nolan sprawnie miesza napięcia związane z budową bomby atomowej z ponurą codziennością Oppenheimera. Genialny w laboratorium, w życiu ulega kochance, krzywdzi bliskich. Emily Blunt jednak nie gra ofiary.
– Jeśli aktorsko konfrontuję się z kimś, kto jest nacechowany pewnym rodzajem niestabilności, agresji czy twardości, zawsze szukam tego, co jest ukryte pod spodem. Zastanawiam się, skąd wzięły się takie cechy i co się kryje za silnymi emocjami złości. Domyślam się, że w przypadku Kitty za fasadą agresji i uzależnieniem mogą stać ból, upokorzenie, wystawienie na widok publiczny. Starałam się zgłębić wszystkie te elementy, a podczas pracy na planie czułam, że mam twórczą wolność, aby dać im wyraz – opowiada Blunt.
Spotkanie tuzów aktorstwa na planie „Oppenheimera
Aktorzy grający w „Oppenheimerze” podkreślają, że Christopher Nolan dawał im dużą wolność w kreowaniu emocji postaci. Mogli w nie wchodzić na własnych zasadach i interpretować poprzez swoją wrażliwość. Kiedy spotykają się na planie takie tuzy, jak Cillian Murphy, Robert Downey Jr., Matt Damon, Kenneth Branagh i Josh Hartnett, to można oczekiwać, że reżyser pochwali ich za pracę.
– Mówiłam do Roberta Downeya: „Pamiętaj, Chris jest Brytyjczykiem, więc będzie chwalił twój występ po brytyjsku, bez komplementów”. Tak było – opowiada Emily Blunt. – Gdy Nolan był zadowolony ze sceny, po prostu przechodziliśmy do pracy nad kolejną. Ale taki system pracy jest super! Dzięki temu na planie było spokojnie, nie poddawaliśmy się emocjom. To było bardzo uwalniające doświadczenie.
Komfort pracy zapewniła jej także znajomość z Cillianem Murphym, odtwórcą tytułowej roli J. Roberta Oppenheimera. Znali się już z planu „Cichego miejsca 2”. – W obu filmach grałam z kimś, kto nie eksponuje ego, nie ma ukrytych celów, kimś, kto po prostu chce stworzyć coś dobrego i prawdziwego razem z tobą – mówi.
Ekipa mogła się ze sobą zżyć, bo Nolan chciał kręcić w miejscach, gdzie pracowano nad Projektem Manhattan. Aktorzy i techniczni spędzili więc dwa miesiące na pustyni w Nowym Meksyku. – Ten krajobraz pozwolił mi zrozumieć, dlaczego Oppenheimer tak bardzo lubił tam przebywać – mówi Emily Blunt.
Czego nauczyła się dzięki udziałowi w „Oppenheimerze”? – Nie wiedziałam, że w momencie detonacji bomby atomowej naukowcy nie mieli pewności, że nie dojdzie do reakcji łańcuchowej. Niebezpieczeństwo było na to bliskie zeru, ale nie zerowe. Mogli więc, odpalając ładunek, unicestwić całą planetę. A jednak zdecydowali się wcisnąć czerwony przycisk. To pokazuje, jak bardzo byli opętani ideą bomby atomowej. To było dla mnie szokujące odkrycie! – odpowiada Emily Blunt.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.