Filipka w wielkim mieście podróżuje po Teneryfie, Maderze i Azorach. Wakacje na wyspach pozwalają jej lepiej poznać samą siebie. Zapraszamy na performans Filipki Rutkowskiej „Kobieta z… czornygo wungla”, organizowany przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, który będzie można zobaczyć na Festiwalu Open’er w Gdyni w strefie Dom Qultury o godz. 17.00 w dniach 3-6 lipca.
Większość życia spędziłam w głębi kontynentu z dala od wielkiej wody. Morza i oceany pobudzają zatem moją wyobraźnię bardziej niż pola i lasy. Skrywają w sobie coś, czego nigdy nie miałam szansy w pełni oswoić. W przeciwieństwie do lądu ocean potrafi drastycznie zmienić swój stan. Z leniwego i niepozornego przeradza się w nieokiełznany żywioł. Takie usposobienie uwodzi mnie zarówno w ludziach, jak i w przyrodzie.
Nieprzewidywalna przyroda na Teneryfie
Gdy marzyłam o zmianie, odległe miejsca zaczęły pojawiać się na moim horyzoncie. Na Teneryfie zachłysnęłam się monumentalną naturą. Nad wyspą góruje wulkan o wysokości 3715 m n.p.m. Pewnego dnia spontanicznie spakowałam plecak i bez sprawdzenia pogody ruszyłam z letnią kurtką i cienką bluzą na eksplorację księżycowego krajobrazu.
Kiedy wyskoczyłam z autobusu, przywitała mnie śnieżyca. Na własne życzenie musiałam skonfrontować się z koszmarnym zimnem w bajecznym otoczeniu. W pierwszej godzinie ze stresu zjadłam cały prowiant. W momencie kiedy dogryzałam ostatni batonik, wyszło słońce i temperatura podniosła się o 10 stopni. Moje przerażenie zamieniło się w błogie ukojenie.
Moją radosną eksplorację Teneryfy kontynuowałam następnego dnia w górach Anaga z domami wbudowanymi w jaskinie. Jeśli kogoś interesuje ucieczka od świata, to jest to miejsce warte uwagi. Zarówno wulkan, jak i jaskiniowe konstrukcje uświadomiły mi, że pewnego rodzaju emocji można doświadczyć tylko z dala od miasta.
Nuda i niebezpieczeństwo na Maderze
Madera, równie skalista, choć bardziej zielona, okazała się dla mnie bardziej przewidywalna. Ten spokój ulotnił się, gdy zobaczyłam trasę, jaką rozpędzony autobus pokonywał w drodze do Levada do Rei, jednego z licznych górskich kanałów. Myślałam, że to będzie już moja ostatnia podróż.
W stolicy wyspy, Funchal, znanej z licznych kasyn oraz zawilgotniałych fasad XVIII-wiecznych domów, podczas śniadania na mieście podszedł do mnie pewien Anglik, który zaczął narzekać, że na wyspie niewiele się dzieje. Udzieliłam mu reprymendy.
Spotkanie przeszłości z przyszłością na Azorach
Podczas mojej ostatniej wyprawy na wyspę São Miguel na Azorach zakochałam się w jej mieszkańcach, ciekawych przybyszów z daleka. Kiedy przedstawiłam miejscowym moje plany wycieczek przygotowane na podstawie Google Maps, łapali się za głowę, po czym dzielili się ze mną całą serią wskazówek.
Ale są też negatywne strony życia na odludziu. Wiele osób ogłasza swoje domy w internecie jako pensjonaty, po czym zapomina o rezerwacji gości. Wylądowałam więc bez noclegu. Przygarnęła mnie pewna babcia, która położyła mnie w łóżku swojej wnuczki Sandry, która akurat wyjechała na wakacje. Zasypiałam w otoczeniu zdjęć nieznanej mi nastolatki.
W drodze powrotnej na lotnisku natrafiłam w internecie na film, w którym pewna Polka opowiada o przeprowadzce na Azory. Poczułam się, jakby Sandra była moją przeszłością, a ona, Ewa, przyszłością. Stałam się dla siebie na chwilę odległa niczym ocean.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.