Znaleziono 0 artykułów
06.12.2024

„Wicked” to triumf kina. Po seansie musicalu w magię z Oz uwierzą nawet sceptycy

06.12.2024
Filmowy musical „Wicked” z Arianą Grande to jeden z najlepszych i najbardziej kasowych filmów 2024 (Fot. materiały prasowe)

Musical „Wicked” z 2003 roku zarobił na Broadwayu ponad miliard dolarów. 20 lat później historię przyjaźni Glindy i Elfaby – czarownic z Krainy Oz – przeniesiono na duży ekran w reżyserii Jona M. Chu. Główne role zagrały Ariana Grande i Cynthia Erivo. 

Piosenka „Defying Gravity” z musicalu Stephena Schwartza i Winnie Holzman (napisanego na podstawie powieści Gregory’ego Maguire’a, inspirowanej, oczywiście, „Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz”) stała się hymnem wszystkich buntowników, dziwaków i wyrzutków. Po raz pierwszy usłyszałam utwór w 2009 roku w piątym sezonie serialu „Glee” w wykonaniu Kurta, Mercedes i Rachel. Właściwie cała ich paczka składała się z oryginałów, więc nic dziwnego, że pragnęli przeczyć prawom grawitacji. Wkrótce później w Londynie kupiłam bilety na „Wicked”.

Z teatru wyszłam oczarowana, odnajdując w musicalu nie tylko echa legendarnego filmu z Judy Garland (swoją drogą piosenka „Over the Rainbow” towarzyszyła mi całe życie), lecz także moich ulubionych angielskich powieści dla dzieci i młodzieży, z sagą o Harrym Potterze, „Mrocznymi materiami” czy „Opowieściami z Narni” na czele. Każdy spektakl z West Endu i Broadwayu potrafi mnie urzec, ale „Wicked” trafił w czuły punkt. Chłonę wszystkie teksty kultury na temat szkoły (zwłaszcza z internatem), skomplikowaną dziewczęcą przyjaźń uważam za temat ciekawszy niż meet cute z rom-comów (patrz: chociażby „Wredne dziewczyny”), a wątek wybrańca czy – jak w tym wypadku – wybranki, na których barkach spoczywają losy świata, zawsze wydawał mi się nośny. 

Kocham musicale i pokochałam „Wicked” z Arianą Grande

Tak, należę do „Wicked-heads”, czyli zagorzałych fanów musicalu. Filmowa adaptacja przedstawienia nie zawiodła moich oczekiwań. Mam tylko jeden zarzut – na drugą część muszę czekać aż do listopada 2025 roku. Dobrze, że przynajmniej znam zakończenie. Widzowie, którzy w świat „Wicked” zanurzają się po raz pierwszy, już w pierwszej scenie poznają finał historii. A w każdym razie tak każe im sądzić Glinda (Ariana Grande), ogłaszająca wszem wobec, że Zła Czarownica z Zachodu nie żyje. Elfabę (Cynthia Erivo – obie z Grande grają zresztą dziewczyny z krwi i kości, a nie baśniowe czarownice) wysłanniczka Czarnoksiężnika z Oz (Jeff Goldblum) traktowała niegdyś jak przyjaciółkę. I to ona snuje opowieść o losach dwóch dziewczyn, których z pozoru nic nie łączyło.

Nie, Elfaba nie jadła trawy. Tak, właśnie taka się urodziła. Od stóp do głów zielona. Jej ojciec, a właściwie ojczym, bo biologiczny tata pozostaje nieznany, wyrzekł się córki natychmiast po jej narodzinach. Matka umarła, wydając na świat jej młodszą siostrę. Elfaba od dziecka wykazywała niezwykły talent, który rodzina uznawała za przekleństwo. Nessarose (Marissa Bode) pragnęła się od starszej siostry jak najszybciej uwolnić, wyjeżdżając do szkoły Sziz, by uczyć się różnych rzeczy, w tym magii, ale razem z nią jedzie Elfaba. Do prestiżowej instytucji trafiła także Galinda (później nazwała się Glindą na cześć Dr Dillamonda), typowa mean girl, która w zwykłym liceum zostałaby z pewnością szefową cheerleaderek. W różu, blondzie i falbankach Galinda szła do tej pory przez życie, przeświadczona o swojej doskonałości. Ale nauczycielka Madame Morrible (Michelle Yeoh) na swoją protegowaną wybrała Elfabę, w której dostrzegła potencjał.

Koleżanki ze szkolnej ławy, które poróżniło podejście do magii, popularności („Popular” to drugi najbardziej kultowy utwór z musicalu) i… mody, ostatecznie się zaprzyjaźniły. Elfaba – ta „dziwna” – polubiła Glindę, tę pozornie „normalną”. W obu zadurzył się Fiyero (uwodzicielski i przekorny Jonathan Bailey z „Bridgertonów”). Którą książę wybierze, dowiemy się dopiero w drugiej części ekranizacji. Na razie w roztańczonej szkole (musicalowe numery popychają akcję do przodu, ale film i tak trwa niemal trzy godziny) rządzi Glinda, która łaskawie dopuściła do łask Elfabę. Obie marzą, by poznać Czarnoksiężnika z Oz – hojnego władcę, który roztoczył magiczną opiekę nad całą krainą.

„Wicked” to najlepszy film roku?

Szkolne intrygi, rywalizacja między „zieloną” a „różową” i pierwsze miłości nie przysłaniają jednak widzowi przesłania tej opowieści. Ulubiony nauczyciel Elfaby, Dr Dillamond (Peter Dinklage), to ostatni w ciele pedagogicznym przedstawiciel zwierząt. Do niedawna ludzie żyli ze zwierzętami w zgodzie, ale według najnowszych doniesień mówiące, czujące i myślące zwierzęta znikają bez wieści. Gdy Elfaba postanawia rozwikłać zagadkę ich zaginięcia, nie może się nawet spodziewać, że stanie w szranki z totalitarnym reżimem. Inność nie jest w cenie, Czarnoksiężnik nie chroni słabszych, a dyskryminacja gatunkowa, rasizm i wykluczenie nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 

Miłośnicy „Czarnoksiężnika z Oz” docenią detale – w filmie pojawiają się pantofelki, które potem nosiła Dorotka, pola mienią się tęczowymi barwami, czcionka, której użyto przy napisach, odwzorowuje tę z 1939 roku. Ale Chu składa hołd także złotej erze kina z jej hipnotyzującym technikolorem, uniwersalnymi opowieściami o walce dobra ze złem, rozmachem, który wymaga tego, żeby film zobaczyć w kinie, a nie w domu. „Wicked” to więc nie tylko triumf kina w starym stylu, lecz także jego pochwała. Od pandemii filmowcy próbowali zachęcić widzów, by powrócili do sal kinowych. „Wicked”, „Gladiator II” i „Vaiana 2”, które Amerykanie oglądają od Święta Dziękczynienia, biją rekordy popularności. Nie tylko o wyniki finansowe się tu jednak rozchodzi. Magii dają się porwać nawet sceptycy. Czy tak działają czary Elfaby? 

Anna Konieczyńska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Wicked” to triumf kina. Po seansie musicalu w magię z Oz uwierzą nawet sceptycy
Proszę czekać..
Zamknij