Znaleziono 0 artykułów
03.03.2024

Naszych babć nie uczono ani o kobiecym ciele, ani o seksie

03.03.2024
Fot. Getty Images

„Poród domowy dominował w Polsce do lat 50. Jeszcze na początku tej dekady, podobnie jak przed wojną, to kobieta ponosiła niemal pełną odpowiedzialność za jego przebieg. Zalecano, by mieszkanie, w którym miał się odbyć, było posprzątane, podłogi wypucowane gorącą wodą i mydłem, a dywany i firany – usunięte”, czytamy w książce „Ludowa historia kobiet”. Zaskoczenie przy pierwszej miesiączce, brak edukacji seksualnej, strach przed ciążą – oto surowe realia życia codziennego w powojennej Polsce.

Pułapki powszechnej (nie)wiedzy

Jednym z głównych zagadnień dotyczących zdrowia reprodukcyjnego jest jednostkowa wiedza o seksualności człowieka. Agata Ignaciuk i Natalia Jarska, które analizowały wspomnienia oraz przeprowadzały wywiady z kobietami i mężczyznami na temat ich doświadczeń związanych z seksualnością i cielesnością w PRL, podkreślają, że w Polsce kluczowym źródłem wiedzy w tym zakresie były przekazy ekspertów: lekarzy i seksuologów. Jednocześnie ich badania wyraźnie wskazują, że drogi upowszechniania tej wiedzy były kręte, a w pierwszych dekadach powojennych, szczególnie w latach 50., ale także 60., brak podstawowych informacji miał często bolesne i dalekosiężne konsekwencje biograficzne, na przykład w postaci niechcianej ciąży. Autorki cytują między innymi wspomnienie mieszkanki wsi urodzonej tuż po zakończeniu wojny, która jako dziewczynka nie miała pojęcia o tym, jak funkcjonuje kobiece ciało. W rezultacie traumą stała się dla niej pierwsza miesiączka, na którą była zupełnie nieprzygotowana. Wiedzy takiej nie otrzymała ani w szkole, ani w domu – od matki, siostry czy babki. „W dniu, w którym po raz pierwszy krwawiła, jej matka obiecała, że porozmawiają o tym, gdy wróci do domu ze szkoły: rozmowa nigdy się nie odbyła” – relacjonują badaczki[1].

Jeśli wierzyć badaniom Hanny Malewskiej, doświadczenie to kobieta dzieliła ze sporą liczbą Polek ze swojego pokolenia – i to nie tylko mieszkankami wsi. Co czwarta kobieta, która brała udział w prowadzonych na przełomie lat 50. i 60. badaniach, przyznała, że nie miała wiedzy o menstruacji, zanim sama jej nie doświadczyła. Z kolei 36% kobiet zwierzyło się współpracowniczkom Malewskiej, że przed podjęciem współżycia ich wiedza na temat stosunku seksualnego była również niewielka. Badaczka odnotowała także, że same rozmowy z – podkreślmy – zamężnymi kobietami, które oczekiwały dziecka, wymagały przełamania ogromnego tabu. Warto w tym miejscu wspomnieć, że badania Malewskiej były rewolucyjne, biorąc pod uwagę czas i kontekst ich przeprowadzenia. Najczęściej odczytywane przez pryzmat książki Kulturowe i psychospołeczne determinanty życia seksualnego, stanowiącej ich podsumowanie, są wciąż niedostatecznie docenionym przykładem bardzo wczesnych polskich badań nad kobiecym doświadczeniem seksualności, a także ciekawą refleksją na temat kobiecej narracji na ten temat. Wzorem czy może raczej inspiracją dla Malewskiej były raporty Alfreda Kinseya, oczywiście głównie ich drugi tom, wydany w 1953 roku. W artykule z 1961 roku Malewska pisze o tym wprost:

Badania empiryczne nad życiem seksualnym zyskały sobie prawo obywatelstwa w nauce stosunkowo późno, gdyż właściwie dopiero od czasu wielkich badań prowadzonych w Stanach Zjednoczonych przez Kinseya i współpracowników. Badania, których wyniki publikujemy, są próbą badań nad podobnymi zagadnieniami na terenie polskim[2].

Jednym z najbardziej wyraźnych wątków wskazujących na pójście tropem zespołu Kinseya była między innymi koncentracja na biografii seksualnej i orgazmie. Niestety inaczej niż w wypadku Kinseya badania Malewskiej nie spotkały się z szerokim społecznym odzewem. W swoim czasie nie zostały faktycznie zauważone, chociaż dzisiaj są ważnym źródłem empirycznej wiedzy o seksualności kobiet u progu poststalinowskiej Polski.

Nie dysponujemy badaniami z tego okresu, które różnicowałyby dostęp do wiedzy z zakresu seksualności i cielesności kobiet w kontekście klas społecznych. Widzimy jednak te różnice w drugim wyróżnionym przez Jarską i Ignaciuk okresie, to znaczy w dobie późnego socjalizmu, szczególnie w latach 70., kiedy to podejmowano szersze próby upowszechnienia edukacji seksualnej w szkołach powszechnych.

Badanie z 1978 roku wykazało że [edukacja seksualna – przyp. aut.] została wdrożona tylko w 60% liceów ogólnokształcących i 17% szkół zawodowych. W prawie 50% miejskich i 70% wiejskich szkół podstawowych nie było w ogóle edukacji seksualnej. Badanie wyraźnie wykazało ogromne różnice klasowe w dostępie do wiedzy seksualnej zapewnianej przez system szkół publicznych[3].

Od ciała błogosławionego do ciężarnego[4]

Poród domowy dominował w Polsce do lat 50. Jeszcze na początku tej dekady, podobnie jak przed wojną, to kobieta ponosiła niemal pełną odpowiedzialność za jego przebieg. Zalecano, by mieszkanie, w którym miał się odbyć, było posprzątane, podłogi wypucowane gorącą wodą i mydłem, a dywany i firany – usunięte[5]. Zanim jednak te restrykcyjne zasady udało się wpoić przyszłym matkom, tradycja porodów domowych niemal zupełnie zniknęła z polskiego kraj­obrazu. W znakomitej większości przypadków domowych porodów wiejskich matce towarzyszyła „babka”, czyli osoba, która cieszyła się zaufaniem kobiet i miała wiedzę wynikającą z praktyki:

U nas we wsi żyła jeszcze jedna z […] babek. Miała już niezłą praktykę, bo nie przy jednym porodzie była. Mieszkała niedaleko nas. Ojciec poszedł i poprosił żeby przyszła do nas. Za kilka minut przyszła. Po chwili urodziło się dziecko. „Ładną masz córeczkę” – rzekła. Wykąpała, owinęła i podała mi malutkie zawiniątko. Córeczka była bardzo maleńka. Sąsiadka chwilę posiedziała, wytłumaczyła jak mam kąpać i przewijać i poszła[6].

W wypadku komplikacji matka i/lub dziecko nie miały najczęściej większych szans na przeżycie, ponieważ babki nie przestrzegały podstawowych zasad higieny, a rodzące nie zdawały sobie sprawy z możliwości zakażenia. Nieudane porody przypisywano raczej woli bożej niż niekompetencji kobiet.

W okresie stalinizmu na polskiej wsi toczył się rodzaj wojny cywilizacyjnej, której ważnym elementem był rozwój opieki zdrowotnej, w tym sieci przychodni i izb porodowych. Misjonarkami „nowego” były w praktyce przede wszystkim wykształcone położne, które oferowały profesjonalną opiekę w ramach szerszej, państwowej polityki pronatalistycznej. Bezpośredni kontakt z rodzącą matką mógł także dawać nadzieję na zyskanie zaufania i szerzenie tą drogą oświaty zdrowotnej w rodzinie. Kampania okazała się ostatecznie sukcesem. Pomimo początkowego oporu kobiety wiejskie, podobnie jak miejskie, coraz częściej wybierały pomoc profesjonalnych położnych. Kolejne 10 lat wystarczyło, by z wiejskiego krajobrazu wyprzeć także porody domowe. Najpierw – przejściowo – triumf święciły specjalnie do tego przeznaczone izby. Udało się przezwyciężyć lęk kobiet przed obcym miejscem, sztywnymi regulaminami, a przede wszystkim długą izolacją. Poród w izbie skutkował bowiem czasowym zwolnieniem od codziennych obowiązków, na co rodzina, szczególnie zaś mąż, godziła się z wielkim trudem. W pamiętnikach kobiet znaleźć można dziesiątki dowodów na potępianie w edukacyjnych broszurach i filmach praktyki intensywnej pracy fizycznej w zaawansowanej ciąży oraz po przebytym porodzie:

Chwycił pierwszy przymrozek. Wyszliśmy z mężem okrywać kopiec z kartoflami. Dzień krótki, więc spieszę się, ale pojawiające się bóle zmuszają mnie do przerw w pracy. Skończyliśmy robotę lecz czeka jeszcze obrządek inwentarza. Bóle coraz częstsze. Cierpię strasznie. Wieczorem wprost turlam się z bólu. Zdaje mi się, że cierpię od trzech lat bez przerwy – tak mi się tamte porody i bóle zlały w jedno[7].

Po 1956 roku liczba izb porodowych zaczęła systematycznie spadać na rzecz oddziałów szpitalnych, na których dominował hierarchiczny układ władzy. Zresztą ofiarami hierarchizacji padały nie tylko kobiety w ciąży, ale także położne, które w systemie szpitalnym utraciły zawodową niezależność. Postępująca w latach 70. i 80. specjalizacja oraz rozkwit wiedzy medycznej, idące w parze z rozwojem technologicznym, dodatkowo podnosiły głównie prestiż lekarza.

Porodówki – szczególnie w latach 60. i 70. – były miejscem spotkania klas. Tu, pomimo identycznych pidżam i szlafroków, kobiety wiejskie odczuwały bardziej niż kiedykolwiek – i zwykle boleśnie – odmienność własnej sytuacji społecznej. Dotyczyło to nie tylko ciała („opalone, nogi zniszczone, zęby też nie każda ma w porządku”[8]), ale także organizacji pracy:

Te, które pracują, zaraz obliczają, ile to będą miały urlopu, a ja z góry wiedziałam, że tyle mam wolnego, ile będę w szpitalu, bo gdy wrócę do domu, to już trzeba będzie coś robić, bo przecież nie miałam nikogo, kto by mnie zastąpił, a na polu znowu żniwa[9].

Polska Ludowa jest świetnym przykładem obszaru działań o charakterze biopolitycznym. Centralizacja władzy ułatwiała administracyjne zarządzanie cielesnością w imię dobra zbiorowości (silny liczebnie naród). W świetle współczesnej, bardzo szybko rozwijającej się wiedzy na temat cielesności, seksualności i zdrowia reprodukcyjnego w powojennej Polsce wiemy jedno: zdrowie kobiet pozostawało niezmiennie w samym centrum uwagi władz tworzących programy polityki zdrowotnej, przede wszystkim w kontekście – zależnie od okresu – pronatalistycznych lub umiarkowanie antynatalistycznych stawianych sobie celów. Płeć odgrywała zatem rolę kluczową, ale wydaje się, że drugim elementem różnicującym polityki była tu klasa zapośredniczona przez miejsce zamieszkania adresatek tych polityk. Wyraziste propozycje modernizacji, jak w przywołanym filmie oświatowym, trafiały na grunt społecznej mentalności wsi, naturalnie dużo trwalszy niż w wypadku migracyjnego społeczeństwa miejskiego. Niemniej źródła historyczne, przede wszystkim zaś pamiętniki autorstwa kobiet, ukazują nam dzisiaj cały wachlarz zróżnicowanych zachowań i wewnętrznych napięć, jakie pojawiały się w społecznościach lokalnych w reakcji na dyskurs publiczny o zdrowiu i reprodukcji, co dowodzi wagi tej często lokalnie tabuizowanej problematyki.


[1]   A. Ignaciuk, N. Jarska, Unawareness and expertise: acquiring knowledge about sexuality in postwar Poland, „Journal of the History of Sexuality” 2023, no. 32.2, s. 128.

[2]   H.E. Malewska, Z badań nad życiem seksualnym, „Kultura i Społeczeństwo” 1961, nr 2, s. 89.

[3]   A. Ignaciuk, N. Jarska, dz. cyt., s. 126.

[4]   Zob. szerzej B. Klich-Kluczewska, P. Perkowski, Obiekty biopolityki? Zdrowie, reprodukcja i przemoc, [w:] K. Stańczak-Wiślicz, P. Perkowski, M. Fidelis, B. Klich-Kluczewska, Kobiety w Polsce: 1945–1989. Nowoczes­ność, równouprawnienie, komunizm, Kraków 2020, s. 479–497.

[5]   L. Grabowiecka, S. Kochańska, Higiena kobiety ciężarnej i niemowlęcia, Warszawa 1953, s. 45–46.

[6]   Pamiętnik nr 823, lat 45, dzieci troje, woj. podlaskie, [w:] D. Gałaj (wybór), Być matką, Warszawa 1986, s. 432.

[7]   Pamiętnik nr 780, lat 60, dzieci pięcioro, woj. pilskie, [w:] D. Gałaj (wybór), dz. cyt., s. 216.

[8]   Pamiętnik nr 621, lat 41, dzieci troje, woj. rzeszowskie, [w:] D. Gałaj (wybór), dz. cyt., s. 453.

[9]   Tamże.

Fot. Materiały prasowe

 

 

Barbara Klich-Kluczewska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Naszych babć nie uczono ani o kobiecym ciele, ani o seksie
Proszę czekać..
Zamknij