Piekło kobiet może stać się faktem. W tych wyborach przeważający głos mają młode kobiety – mówi Ewa Kulik-Bielińska z Fundacji Batorego, która razem aktywistką klimatyczną i współtwórczynią Fundacji Inicjatywa Wschód Dominiką Lasotą oraz Anną Klamecką z agencji VMLY&R Poland i kilkunastoma innymi kobietami z Inicjatywy Głos Kobiet stworzyła kampanię Twój Wybór.
Badania CBOS od lat wykazują, że gdyby w wyborach głosowały wyłącznie młode kobiety, rozkład sił politycznych w Polsce wyglądałby zupełne inaczej. Co więcej, w najbliższych wyborach ich głos mógłby być bardzo znaczący. Jednak one same deklarują, że nie są zainteresowane polityką i głosować nie chcą. Co się stało?
Dominika Lasota: Wcale się im nie dziwię. Są zawiedzione i mają ku temu powody. Kiedy byłam nastolatką i mieszkałam jeszcze w Bydgoszczy, na Strajki Kobiet, które wybuchły w czasie pandemii, chodziłam codziennie. Widziałam, ile tam było zaangażowanych osób, dojrzałych kobiet, ale też moich koleżanek, które pierwszy raz w życiu poszły protestować. Nie wiedziały jeszcze, jak to się robi, ale były. I co się wydarzyło? Nasz głos nie tylko nie został usłyszany, ale zalała nas fala przemocy – ze strony polityków, a wtedy też często policji. – Jesteś nienormalna. Idź lepiej do szkoły. Jesteś zbyt emocjonalna. Siedź cicho – słyszałam wtedy i później, za każdym razem, kiedy angażowałam się w działania na rzecz obrony praw kobiet czy klimatu.
Anna Klamecka: Tu uruchamia się stały wątek – kobiety od pokoleń socjalizowane są do zajmowania się sprawami domowymi, które wciąż wydają się nam prywatne, mimo że feminizm od kilku dekad niszczy ten mit – to, co prywatne, jest polityczne.
Ewa Kulik-Bielińska: Dokładnie. Jest tak, jak mówi Ania. Polityka to nie kłótnie panów w telewizyjnym studiu czy na sali sejmowej. Polityka to ustawy i decyzje i sposób sprawowania rządów, które wpływają na każdy aspekt naszego życia. Przykłady są bardzo prozaiczne – na przykład liczba miejsc w przedszkolach czy żłobkach, która umożliwia lub blokuje powrót młodych mam do pracy. Albo decyzja o dofinansowaniu do zapłodnień in vitro lub jej brak, co w dobie epidemii niepłodności wielu parom młodego pokolenia otwiera lub przekreśla drogę do rodzicielstwa. Nie mówiąc o decyzji na polityczne zamówienie Trybunału Konstytucyjnego, zmuszającej kobiety do rodzenia niezdolnych do życia płodów.
Musimy mieć świadomość, że to są efekty decyzji polityków, których wybieramy. A nie biorąc udziału w wyborach, w prosty sposób pozbawiamy się wpływu na kształtowanie rzeczywistości. 2 miliony głosów, które może oddać grupa kobiet w wieku od 18 do 39 lat, to ogromna polityczna siła, grupa, która właśnie teraz może upomnieć się o swoje prawa.
Wydaje się jednak, że w tej kampanii, podobnie jak w poprzednich, politycy nie kierują swoich programów do kobiet.
E.K.-B.: Polemizowałabym. Donald Tusk od początku kampanii twardo komunikuje, że kobieta powinna mieć prawo do legalnej i bezpiecznej aborcji do 12. tygodnia ciąży, a dla przeciwników liberalizacji prawa nie ma miejsca na listach wyborczych partii. Lewica mówi o „legalnej aborcji bez kompromisów”, co oznacza aborcję również po 12. tygodniu w szczególnych przypadkach, na przykład wad rozwojowych. Wszystkie partie opozycyjne obiecują lepszą opiekę prenatalną, finansowanie in vitro i antykoncepcji, zapewnienie porodu ze znieczuleniem.
Na pewno jednak nie ma w tej kampanii gorącej debaty wokół praw reprodukcyjnych kobiet. Ani w ogóle na jakikolwiek inny temat związany z prawami kobiet – politycy nie licytują się na obietnice skierowane do kobiecego elektoratu. Ani nie kreślą szerokich planów. Propozycja KO fatalnie nazwanego „babciowego” (widać od razu, że wymyślił to facet) nie powala. W programach partii prawicowych nie ma właściwie nic dla kobiet. Wypowiedzi jej polityków i dotychczasowe działania wskazują raczej, że po ich ewentualnym zwycięstwie możemy się spodziewać jeszcze większego „przykręcenia śruby” w obszarze praw reprodukcyjnych. Konfederacja opowiada się nawet za zakazem aborcji w przypadku gwałtu, która formalnie wciąż jeszcze jest dopuszczalna, choć jak mówią statystyki, w 2022 roku oficjalnie w szpitalu nie wykonano żadnego zabiegu z tej przesłanki, co oznacza, że działa efekt mrożący, i Polki, nie mając zaufania do państwa, radzą sobie same.
A.K.: Bo główne postulaty nadchodzących wyborów, które według sondaży trafiają zarówno do kobiet, jak i mężczyzn, dotyczą rosnących kosztów życia. Trudna sytuacja ekonomiczna i recesja są przytłaczającym doświadczeniem i zmieniły tor debaty.
Dopiero jeśli przyjrzymy się dalszym punktom, wskazywanym przez respondentki, okaże się, że wątek zniesienia rejestru ciąż i całkowitego zakazu aborcji jest dla nich ważny. Niestety nie jest tak w przypadku mężczyzn w tym samym wieku, którzy problemu nie widzą tak wyraźnie, a są znacznie lepiej zmobilizowani i deklarują, że na wybory pójdą.
A co z kobietami w polityce? To one przecież mogłyby zmienić język i narrację. Włączyć do niej tematy ważne dla swojej grupy, odzyskać wyborczynie.
E.K.-B.: Partie w Polsce wciąż są wodzowskie i zarządzane przez mężczyzn. I choć kobiety pojawiają się w partyjnej polityce znacznie częściej niż przed laty, to nie mogą liczyć ani na wewnętrzną demokrację partyjną, która mogłyby przynieść zmiany, ani na wysokie stanowiska (nawet w Lewicy żadnej partii nie przewodzi kobieta). Kobiety w polityce uderzają w szklany sufit, nie udaje im się przeskoczyć poziomu drugiego czy trzeciego miejsca. W Polsce liderem partii wciąż jest mężczyzna. A kobiety wyborczynie niekoniecznie oddają swój głos na kobiety polityczki.
Myślę, że dobrą praktyką wymuszającą zmiany, również świadomościowe, jest wprowadzanie parytetów tam, gdzie udział danej grupy jest mały i niereprezentatywny. Kiedyś parytety wdrożono w Skandynawii, dziś okazuje się, że kobiety tak dobrze odnalazły się tam w polityce i na wyższych uczelniach, że należałoby pomyśleć o nowych parytetach dla mężczyzn.
W Polsce od 2011 roku obowiązuje zasada, że liczba osób kandydujących danej płci nie może być mniejsza niż 35 procent liczby wszystkich kandydatów na liście. Dzięki temu rozwiązaniu nastąpił skokowy przyrost kandydatek na listach wyborczych: z 23,1 proc. w 2007 roku do 43,5 proc. Jednak niewiele z nich było na miejscach biorących. W obecnych wyborach to się zmieniło. Na listach KO 41 proc. kobiet jest na pierwszym miejscu, w Lewicy 34,2 proc., w PiS i Trzeciej drodze po 20 proc., a w Konfederacji 2 proc. To jeden z ważnych probierzy stosunku tych partii do kobiet oraz ich roli w życiu publicznym.
Na szczęście, choć ciągle powoli, wyborcy i wyborczynie wymuszają zmiany na partiach i ich stosunku do kobiet. Kiedy dane z badań sondażowych pokazały, że o wyniku najbliższych wyborów zadecydują niezdecydowani, w tym w dużym stopniu niezdecydowane, polityczki Koalicji Obywatelskiej ruszyły w Polskę autobusem. Rozmawiają z kobietami z mniejszych ośrodków. Również posłanki Lewicy zaktywizowały się w promocji kobiecej agendy ich partii.
D.L.: Obserwuję posłanki w obecnej kadencji Sejmu, które pomimo skrajnie prawicowej władzy trwają na posterunku i walczą o zmianę. Jestem pełna podziwu dla nich. Zresztą w kampanii wiele osób postuluje: „Nie patrzcie na numerki z list, patrzcie na ludzi, to oni wnoszą pomysły i zaangażowanie, mogą coś zmienić”. Kobiety, których statystycznie jest sporo, wciąż trafiają na ostatnie miejsca list wyborczych ugrupowań zarówno po prawej, jak i lewej stronie. Mają też duży problem z finansowaniem swoich kampanii, znacznie trudniej jest im się przebić medialnie.
Więc może media powinny wykorzystać swoją moc i zmienić model debaty? Ton awantury, wiecznie ci sami rozmówcy, zmaskulinizowana perspektywa to formuła, która nic nie wnosi i męczy.
E.K.-B.: Media rzeczywiście powinny znacznie częściej zapraszać kobiety, zwłaszcza że jesteśmy większością. Przewaga kobiet w grupie wyborców to prawie półtora miliona, dlaczego więc nasze oczekiwania, opinie, głos i potrzeby nie wybrzmiewają w programach? Przecież to właśnie ta grupa bierze odpowiedzialność za pracę zawodową i organizację życia rodzinnego, a jeśli pojawiają się dzieci, to również za ich wychowanie.
A.K.: Doskonale radzimy sobie w tylu trudnych rolach na co dzień, nie mamy problemu z podejmowaniem szeregu odpowiedzialnych decyzji, dlaczego więc nie zajmuje nas polityka? Może dlatego, że nie wierzymy w swój wpływ. Nie poczułyśmy jeszcze, jaką mamy sprawczość w sprawach politycznych i wolimy angażować naszą energię w tematy, na które mamy bezpośredni wpływ. W końcu jak długo można się godzić na lekceważenie naszego głosu?
Swoją energię i niezadowolenie pokazałyśmy w protestach w trakcie pandemii. Od tego czasu minęło jednak parę lat i politycy zapomnieli, jaka siła stoi za kobietami, a bierność rządzących, podsycanie konfliktu w mediach publicznych i dyskredytowanie aktywistek, walczących o prawa kobiet, okazały się skuteczną metodą na wypalenie zaangażowania.
E.K.-B.: Protesty sprzed dwóch lat nie przyniosły efektów, bo nie mogły ich przynieść – manifestacje wpływają na polityków tylko w demokratycznych państwach. Są papierkiem lakmusowym nastrojów i czytelnym sygnałem, że potrzebna jest autonaprawa. A ustrój naszego państwa od kilku lat nabiera cech autorytarnych, w którym partia wybrana przez 1/3 uprawnionych do głosowania narzuca swoją wolę wszystkim Polkom i Polakom, traktując inaczej myślących jak wrogów narodu i państwa. I to właśnie najbliższe wybory są grą o najwyższą stawkę – albo postawimy tamę autorytarnym tendencjom, obronimy wartości demokratycznego państwa prawa, albo domknie się system. A to oznacza, że stracimy wolne media, niezależność wymiaru sprawiedliwości, swobodę tworzenia, nauki, prowadzenia badań, a być może i podróżowania, szansę na wolną demokratyczną szkołę dla naszych dzieci i równy dostęp do dobrej jakości usług społecznych. Tak jak przed 1989 rokiem władzę będzie miała jedna partia, która dostanie kolejne narzędzia, żeby dyktować swoje warunki i mówić obywatelkom i obywatelom, jak mają żyć. Trzeba sobie uświadomić, że to mogą być ostatnie wybory w demokratycznej Polsce. W kolejnych już żadna inna partia nie będzie mieć szansy na zwycięstwo.
A.K.: Jeśli przypomnimy sobie i uruchomimy ponownie zapał i zaangażowanie sprzed dwóch lat, możliwe, że strajki z opóźnieniem przełożą się na wyniki wyborów. To właśnie teraz jest realna szansa na zmianę. I jako kobiety mamy miliony głosów, które mogą o tej zmianie zdecydować.
– Nie identyfikuję się z żadną partią, nie chcę wybierać „mniejszego zła”. Nic się nie zmieni – mówi wiele wyborczyń i wyborców.
D.L.: Ja też nie wierzę, że nawet jeśli wygra opozycja, to od 16 października Polska będzie innym krajem. Zmiana, o której marzymy, nie zadzieje się w miesiąc czy rok. Ale wprowadzenie nowej władzy to pierwszy krok. Chyba już wszystkie jesteśmy zmęczone aktualną polityką, jest nam w tym kraju duszno. Dlatego potrzebujemy przewietrzyć Sejm, wprowadzić nowe, odważne osoby. A po tym będziemy dalej wywierać presje, dopominać się o konkretne sprawy, walczyć o zmianę. To konkretny plan.
E.K.-B.: Organizacje społeczne od kilkunastu miesięcy pracują nad „agendą społeczeństwa obywatelskiego na wybory i na po wyborach”. Przygotowały zestaw gotowych rozwiązań, niekiedy wręcz w formie założeń lub projektów konkretnych ustaw. Rozwiązania te dotyczą na przykład praworządności – jak uzdrowić Trybunał Konstytucyjny, wymiar sprawiedliwości i prokuraturę, nadzór nad służbami specjalnymi i inwigilacją, dostęp do informacji publicznych. Przygotowały Obywatelski Pakt na rzecz edukacji, pokazujący, jak przeprowadzić ewolucyjną, a nie rewolucyjną reformę, która wprowadzi do szkoły standardy nauczania odpowiadające wyzwaniom XXI wieku. Chodzi na przykład o umiejętność korzystania z zasobów, a nie wkuwania, zdolność krytycznego myślenia. Ale też o troskę o zdrowie psychicznie młodych osób.
Organizacje mają konkretne pomysły, dotyczące energetyki, ochrony środowiska, kultury, mediów, w tym szczególnie mediów publicznych, praw kobiet, praw osób z niepełnosprawnościami, polityki migracyjnej, autonomii samorządu lokalnego i – last but not least – rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.
Jednak ważna jest również atmosfera rozmowy. Te propozycje, przygotowane przez specjalistki i specjalistów, praktyczki i praktyków z organizacji pozarządowych, to narzędzia, które oferujemy politykom, by włączyli je do ich wyborczej i powyborczej agendy i dopracowali w drodze publicznych dyskusji i konsultacji. To też pomysł na odnowienie demokracji, uspołecznienie procesów decyzyjnych i zwiększenie obywatelskiej partycypacji w tworzeniu prawa, które jest dla nas wszystkich.
A.K.: W kampanii nie opowiadamy się za żadną partią. Podkreślamy wagę – według nas historyczną – momentu, w którym się znajdujemy, i siłę pojedynczych głosów. To kobiety, używając swojego głosu, zdecydują, jaka wizja świata zostanie zrealizowana. Czy utrzyma się partia, która ogranicza nasze prawa i nie słucha kobiet, czy pojawi się ktoś nowy, rozumiejący konieczność zmian i dążący do nich. Dlatego przeanalizuj program partii, znajdź ważne dla siebie punkty i reprezentanta albo reprezentantkę, która angażuje się w ich realizację. Pomyśl, w jakiej rzeczywistości chciałabyś żyć, i wybierz mądrze – tak, jak na co dzień.
Więcej o inicjatywie Twój Wybór na stronie twojwybor.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.