Odkąd miasto oczarowało ją na tyle, że postanowiła się z nim związać nie tylko prywatnie (mąż), lecz także zawodowo (marka zainspirowana modernistyczną architekturą), minęła przeszło dekada. Po latach życia na dwa kraje, Polskę i Izrael, na stałe zamieszkała w Tel Awiwie. Jak żyje się tam na co dzień, co poza miejscami z przewodników koniecznie trzeba zobaczyć i gdzie zjemy najlepszy hummus – opowiada Hanna Ferenc, współzałożycielka polskiej marki Balagan.
Jak to się stało, że Ty, warszawianka, zamieszkałaś w Tel Awiwie?
Do Tel Awiwu przywiodła mnie, jak to często w takich historiach bywa, miłość. Dekadę temu zakochałam się w tym miejscu podczas wymiany studenckiej na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, gdzie poznałam mojego męża. Jest producentem muzycznym, urodził się w Kanadzie, a wychował w Izraelu. Przez długi czas dzieliliśmy życie pomiędzy Polskę a Izrael. Decyzja o przeprowadzkach za każdym razem nie była prosta – wiele razy zmienialiśmy zdanie, gdzie osiądziemy na stałe. Przez trzy lata nieprzerwanie mieszkaliśmy w Polsce, gdzie miałam przestrzeń, żeby skupić się na mojej firmie i rodzinie w Warszawie. Od dwóch lat żyjemy w Tel Awiwie, postanowiłam, że kolej na pierwszeństwo dla męża. Staramy się wsłuchiwać w swoje potrzeby i dostosowywać do siebie nawzajem. Wymaga to kompromisów i godzin negocjacji, nie zawsze łatwych. Każdy, kto jest w międzynarodowej relacji, na pewno dobrze to rozumie.
Czy życie w Tel Awiwie bardzo różni się od tego, jakie prowadziłaś w Warszawie?
Często idealizujemy miejsca odwiedzane w wakacje, a mieszkanie w nich na stałe zawsze ma plusy i minusy. Styl życia w mieście, w którym jest plaża, jest naturalnie zupełnie inny – swobodniejszy niż w rozpędzonej Warszawie, w której się wychowałam. Do różnic zaliczyłabym na pewno panujące Tel Awiwie hałas i ogólny luz, któremu blisko do chaosu. Istny bałagan! (śmiech) Czasem mocno mnie denerwuje to, że ludzie nie zdają sobie sprawy z potrzeby czystości w przestrzeni publicznej. Dużym minusem życia w Izraelu są też koszty życia – Tel Awiw jest naprawdę drogi. Biurokracja jest zawiła, ale na przykład usługi publiczne, jak np. opieka medyczna, są na wysokim poziomie. Doceniam również to, że kraj jest tak mały i w ciągu kilku godzin można przemieścić się na jego drugi koniec.
Czujesz, że sytuacja polityczna w Izraelu i nastroje społeczne jakoś odbijają się na tobie?
Przyznam, że czasem odczuwam z tego powodu ogromny niepokój. Obecnie w Izraelu protestujemy w sprawie obrony systemu sądownictwa, który – podobnie jak w Polsce – rząd próbuje obalić. Chodzi o zachowanie trójpodziału władzy, praworządności gwarantującej wolność wszystkim obywatelom. Przyznam, że tym uczuciom często towarzyszy też zupełna bezradność, bo poza protestowaniem nic innego nie mogę zrobić. Staram się po prostu jak najczęściej chodzić na protesty przeciw niesprawiedliwości polityków, czyli zupełnie jak w Polsce. Ale nadal wierzę w opór społeczny i pozytywny odzew.
Widzisz jakieś podobieństwa w mentalności Polaków i Izraelczyków?
Bardzo dużo! Jesteśmy bardzo ciepli i rodzinni i mamy identyczne, sarkastyczne poczucie humoru. Zaskoczyła mnie tu otwartość ludzi i to, jak są pomocni w codziennych sytuacjach. Nawet na ulicy jest dużo interakcji, nie pozostaniesz niezauważony, jak w Polsce – ktoś się zawsze się uśmiechnie, zagada.
Z jakimi reakcjami najczęściej się spotykasz, gdy mówisz, że jesteś z Polski?
To zwykle bardzo pozytywne reakcje i wycieczki sentymentalne, pełne różnych emocji, śmiechu, wzruszeń. Opowieści o babci lub dziadku, którzy pochodzili z Polski. To najczęściej bardzo poruszające historie rodzin, które uciekały przed wojną i Holocaustem oraz po wojnie, kiedy nastroje antysemickie nadal były tam mocno odczuwalne, zresztą w całej Europie.
Czy jest coś, za czymś szczególnie tęsknisz, co kojarzy ci się z Polską?
Tęsknię za moją rodziną, latem nad Wisłą i lumpeksami. Brakuje mi tu całej kultury kupowania z drugiej ręki. W Polsce to niesamowicie popularne, a w Tel Awiwie – jeszcze nieodkryty obszar, choć to też się zmienia. Ale skoro nie mogę w second-handzie, to czasem kupuję rzeczy lokalnych marek, jak Tres i Ata. Lubię ich jakość i minimalizm.
Jak ci się prowadzi firmę zdalnie, z innego kraju?
Muszę przyznać, że nie jest to łatwe i wymaga gimnastyki. Dlatego staram się jak najczęściej przyjeżdżać do Warszawy, żeby mieć kontakt na bieżąco z produktami, doglądać modeli, prototypów. To nie udałoby się bez zaangażowanego i zaufanego teamu, a taki udało mi się zbudować. Jestem w takim momencie w życiu, że staram się odpuszczać kontrolę, oddawać odpowiedzialność i dawać sobie więcej przestrzeni na cieszenie się i zbieranie plonów z tego, co przez te osiem lat udało się mnie i Agacie, współzałożycielce Balaganu, zbudować. W takim systemie warto zadbać o higienę pracy – dom to dla mnie azyl, najlepiej pracuje mi się z coworku niedaleko miejsca, gdzie mieszkam, na południu miasta.
Jak wygląda twój typowy dzień w Tel Awiwie? Wychodzisz do pracy i…
Na poranną kawę wpadam do Cafelix lub Tony Ve Esther. Wieczorem chodzę na jogę lub spacer z psem nad morze. Kocham fakt, że to miasto nigdy nie śpi. Prawdziwy odpoczynek jest w szabat, czyli po zachodzie słońca w piątek, kiedy wszyscy spotykają się z rodziną na kolację, jadą do rodziców za miasto, a Tel Awiw pustoszeje. Z kolei w sobotę wszyscy wychodzą na zewnątrz, organizują pikniki w parkach (szczególnie polecam park Mesila). W piątek robimy zakupy na weekend na Shuku Levinsky niedaleko domu. Można tu kupić świetne lokalne ryby, przyprawy, tańsze lokalne warzywa. Czwartek to dzień, kiedy najwięcej Izraelczyków wychodzi wieczorem. To taki europejski piątek – bary, kluby tętnią życiem. Inni, jak ja, wybierają wernisaże i wystawy w galeriach. Zwykle kończymy wieczór z grupą znajomych w Nilus na Allenby, przy winie i doskonałym menu. W weekendy często wybieramy naturę. Jeździmy na wycieczki (trasy do strumieni w górach na północy lub trasy w parkach narodowych na pustyni znajduję w aplikacji Alltrails albo zbieram polecenia od znajomych) albo po prostu idziemy na miejską plażę.
Co dobrze jest wiedzieć przed przyjazdem do Tel Awiwu?
Na pewno warto wiedzieć, gdzie zjeść. Tel Awiw to zagłębie dobrego jedzenia i klimatycznych restauracji. Panuje tu kultura ucztowania i spotkań ze znajomymi na zewnątrz. Moja koleżanka, Anna Kopito, prowadzi na Instagramie wspaniałe konto @telavivian, z którego dowiaduję się o najaktualniejszych miejscówkach.
Do których sama chodzisz najchętniej?
Jednym z moich ulubionych jest Romano (Derech Jaffa 9). To takie klimatyczne miejsce odwiedzane przez lokalsów, zupełnie ukryte, o którym trzeba wiedzieć, żeby tam trafić. Port Said uwielbiam za obłędną pieczoną kapustę duszoną w przyprawach i winie i widok na Wielką Synagogę, jeden z moich ukochanych budynków w całym mieście. Warto też zajrzeć do Teder, Yaffa Knafeh (przepyszne arabskie słodycze), Pizza Lila, Dallal, Cafe Noir w klasycznym eleganckim stylu starego Tel Awiwu, unikatowe Dok, Ha Achim z przemiłym ogródkiem i najlepszymi lokalnymi winami. A najlepszy hummus na świecie jadłam w Abu Hassan w Jaffie (Shivtei Israel 14).
Co warto zobaczyć w Tel Awiwie oprócz miejsc z przewodnika?
Tutaj najlepszym sposobem poruszania się jest rower. Tel Awiw jest małym miastem i wszędzie można się dostać w maksymalnie 30 minut. Szczególnie polecam spacer po starej północy. Punktem obowiązkowym powinny też być Muzeum Bauhausu, Liebling House i ulice Bialik i Zamenhoff, plac Dizengoff z piękną architekturą i kultową fontanną Ognia i Wody, którą zaprojektował lokalny artysta Ja’akow Agam. Poza tym na liście do zobaczenia i doświadczenia w Tel Awiwie powinna znaleźć się też: Uganda, Shaffa i Lou Lou Roma – to artystyczne pop-upy, Dvir Gallery i 333 Gallery, Barby i Teder FM polecam na koncerty. Uwielbiam takie alternatywne miejsca dla lokalsów, z niepowtarzalnym klimatem. Zawsze odkrywam tu nową muzykę, czuję się zainspirowana i na nowo zakochuję się w tym mieście.
Więcej inspiracji takich jak przewodnik po Tel Awiwie Małgosi Minty znajdziecie w trzecim wydaniu „Vogue Polska Living”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.