24 września 1992 roku 28-letni wówczas aktor pojawił się na premierze filmu „Ostatni Mohikanin” w Los Angeles. Zaledwie rok wcześniej do kin trafiło „Moje własne Idaho”, które uczyniło go idolem pokolenia X. Chociaż kariera Reevesa miała się rozwijać systematycznie do końca lat 90., gdy unieśmiertelnił go ostatecznie „Matrix”, sukcesy przeplatały się w jego życiu z tragedią.
Keanu Reeves na początku swojej drogi w Hollywood nie rozumiał, dlaczego stał się obiektem pożądania. Przecież nie był uśmiechnięty jak Tom Cruise, grzeczny jak Jason Priestley ani umięśniony jak Patrick Swayze, z którym zagrał w „Na fali” z 1991 roku. Smukły, z poczochranymi włosami i figlarnym spojrzeniem wyglądał jednocześnie jak chłopak z sąsiedztwa i poeta przeklęty. Na zdjęciu z 24 września 1992 roku uchwyconym przed premierą „Ostatniego Mohikanina” ma trzydniowy zarost, podartą koszulę i przybrudzone spodnie. Wygląda raczej jak kumpel Kurta Cobaina niż nadzieja Hollywood, grał w końcu w grunge’owym zespole Dogstar. Razem z Johnnym Deppem i swoim najlepszym kumplem, Riverem Phoenixem, wpisywał się więc w marzenia pokolenia X o zbuntowanym nonkonformiście, który nie może znaleźć swojego miejsca w życiu.
Taki był Scott Favor, jego bohater z „Mojego własnego Idaho” Gusa van Santa z 1991 roku. Niedopasowany dzieciak z Portland, podobny do tysiąca młodych Amerykanów, poszukujących głębszego sensu w konsumpcjonistycznym świecie. Phoenixowi nie było dane osiągnąć harmonii. W 1993 roku przedawkował valium, kokainę i heroinę w klubie Viper Room. Reeves stracił przyjaciela. Cień melancholii zdawał się jednak nigdy nie opuszczać aktora.
Urodzony w Bejrucie w 1964 roku, a wychowany w Nowym Jorku, Australii i Toronto, Reeves zaczął grać w wieku 15 lat. Jego rodzicami byli projektantka kostiumów i tancerka Patricia Taylor oraz pochodzący z Hawajów geolog Samuel Reeves. Ojciec zostawił matkę, gdy chłopiec był jeszcze malutki, a niedługo potem zmarł. Keanu miał kilku ojczymów, wciąż się przeprowadzał, w szkołach się dusił. Z kilku wyleciał, żadnej nie skończył.
Lepiej czuł się na planie. W filmie „W zakolu rzeki” z 1986 roku zagrał licealistę, który morduje swoją przyjaciółkę. W hokejowym „Youngblood” wystąpił u boku równie obiecującego Roba Lowe’a. A Stephen Frears zobaczył w nim kawalera Danceny w swoich „Niebezpiecznych związkach” z 1989 roku. Po „Moim własnym Idaho”, „Draculi” Francisa Forda Coppoli z 1993 roku i „Speedzie” z 1994 roku z Sandrą Bullock jego pozycja była już na tyle ugruntowana, że Bernardo Bertolucci zaproponował mu rolę w „Małym Buddzie”.
Jednak największym piętnem na jego życiu odcisnął się rok 1999. Dwadzieścia lat temu zagrał Neo w „Matrixie”, filmie, który odwrócił bieg historii kina. Gdy marzyciel we flanelowej koszuli stał się jednym z najbardziej ikonicznych (super)bohaterów odzianych w czerń, Reevesa też pochłonął mrok. Rok wcześniej zakochał się w Jennifer Syme. Podczas zdjęć do filmu braci Wachowskich narzeczona urodziła martwe dziecko. Półtora roku później sama zginęła w wypadku samochodowym. – Od tego czasu unikam związków i dzieci – mówi. – Cierpienie nigdy się nie kończy. Nie podnosisz się po tragedii. Gdy ludzie, których kochasz, odchodzą, zostajesz sam – mówił szczerze.
Polubił tragicznie złamane postaci. Po Neo byli jeszcze John Constantine i John Wick. Ten ostatni, uważany za równie enigmatycznego jak Neo, najczęściej w czerni, za ciemnymi okularami, z nieprzeniknioną miną, pojawia się teraz na dużym ekranie po raz trzeci. Ten komiks w klimacie neo-noir o zabójcy ze złamanym sercem nakręcił dawny kaskader z „Matrixa”. Reeves, który we wrześniu skończy 55 lat, swoją mroczną naturę wykorzystał też na potrzeby gry „Cyberpunk 2077” polskiego studia CD Projekt RED. Kontynuacja klasycznej gry „Cyberpunk 2020” opowiada historię zemsty głównego bohatera za śmierć jego przyjaciela. Aktor większość czasu spędza, jeżdżąc na motorze po wzgórzach Hollywood, paląc papierosy w hotelu Chateau Marmont albo grając na gitarze. Jaśniejszą stronę swojej osobowości pokazał w netfliksowym filmie „Chyba na pewno ty”. Zagrał własne alter ego – hollywoodzką legendę, której kult wyznają kolejne pokolenia. Ale podczas gdy Keanu z komedii jest pretensjonalnym bubkiem, Reeves ma w sobie pokorę człowieka, który przeżył już wszystko.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.