Jedno wspólne zdjęcie Cameron Diaz i Drew Barrymore wywołało niedawno poruszenie – fotografia wtulonych w siebie przyjaciółek, jakich na Instagramie tysiące, ale wyjątkowa, bo bez retuszu. W XXI w. oznacza to zdjęcie maski ochronnej, dorabianej przez marketingowców i menedżerów. Gwiazdy zmęczone są udawaniem, że upływ czasu ich nie dotyczy. Oto 14 ikon kina, które otwarcie mówią o starzeniu się.
Podziwiają je miliony, a one przyznają, że przez presję wyglądania wciąż młodo, czują się źle, niewystarczająco ładnie. Sprzeciwiają się ageizmowi w branży, otwarcie mówią o kurzych łapkach, ale też o zabiegach medycyny estetycznej, jeśli z takich korzystały. Udowadniają, że czterdziestka, pięćdziesiątka, a także siedemdziesiątka to nowe początki, wyzwania, rozdziały.
Jamie Lee Curtis
Jamie Lee Curtis, której sławę przyniosły role atrakcyjnej trenerki fitness w „Być doskonałym” (1985) i uwodzicielskiej Helen Tasker w „Prawdziwych kłamstwach” (1994), w 2002 r. postanowiła zerwać z idealnym wizerunkiem wykreowanym przez filmy. W sesji zdjęciowej dla magazynu „More” wystąpiła w sportowej bieliźnie i nie zgodziła się na retusz. Zdjęcia stały się przeciwwagą dla powszechnego wtedy kultu perfekcyjnego ciała pokazywanego na fotografiach kobiet w prasie i na billboardach. Jak przyznała po latach w wywiadzie dla portalu „GH”, to była także terapia dla niej samej, próba powiedzenia: „ja też codziennie walczę z niską samooceną”. Nigdy nie byłam dziewczyną z okładki. Na fotografiach w „More” pozwoliłam, by moje boczki i zmarszczki były widoczne. Chciałam poczuć się wolna. Dziś, w wieku 62 lat, jest także wsparciem dla kobiet – mówi w mediach o ageizmie, polemizuje z powszechnym określeniem „przeciwstarzeniowy”. „Jestem zbulwersowana, że w XXI w. dialogowi o starzeniu się towarzyszy hasło „anti-aging”. Jest wiele rzeczy, którym jestem przeciwna – dyskryminacja, ucisk, ale lubię być też „za” – jestem za wolnym słowem, za pro-teinami i probiotykami (szczególnie tymi w naturalnych jogurtach)” – pisała w eseju dla „The Huffington Post”. „Starzenie się to rozwój. Mam tyle lat, ile mam, i nie zamierzam wyglądać jak dawniej”.
Andie MacDowell
W lipcu 2021 r., na przekór wszechobecnemu kultowi młodości i wbrew zaleceniom menedżerów, Andie MacDowell, która w pamięci wielu zapisała się jako piękna brunetka z filmu „Cztery wesela i pogrzeb” (1994), na canneńskim czerwonym dywanie wystąpiła z burzą siwych loków. Internet zawrzał, a zwiastowane przez producentów filmowych załamanie kariery, okazało się jej odrodzeniem. Jak przyznała w rozmowie z amerykańskim „Vogiem”, to lockdown stał się dla niej pretekstem do zmian w rutynie pielęgnacyjnej. – Po 23 latach pieczołowitego farbowania każdego srebrzystego pasemka, przestałam to robić. – mówiła. – Gdy dostałam nowe zlecenie, musiałam szybko zdecydować, czy wrócić do kasztanowego odcienia. Moi menedżerowie powiedzieli, że to jedyna słuszna opcja, ale ja uznałam, że się mylą. Dzięki siwym włosom poczułam się silniejsza. Tłumaczy, że to wrażenie wiąże się ze szczerością wobec siebie samej i świata. – Ktoś kiedyś zapytał mnie, jak to jest tracić piękno. Oburzyłam się. Utarło się, że mężczyźni z wiekiem stają się bardziej interesujący, a my przeciwnie. To szkodliwy stereotyp, w który kobiety uwierzyły – mówi w wywiadzie dla październikowego wydania „Vogue Polska”. A dla „W Magazine”: – Czasu nie oszukasz. Nie oglądaj się za siebie, chyba że chcesz zobaczyć, jak daleko zaszłaś.
Penélope Cruz
Kiedy dziennikarze po raz pierwszy zapytali Cruz o lęk przed starzeniem, miała 22 lata. Skończyła zdjęcia do „Drżącego ciała” (1997), które zapewniło jej rozpoznawalność. Z kruczoczarnymi włosami do ramion, pełnymi ustami i tytułem muzy Pedra Almodóvara szykowała się do podboju Hollywood, tymczasem prasa niejako sugerowała, że niebawem jej czar pryśnie. – To niedorzeczne kierować takie pytanie do 22-latki. Nawet dziś, mając 42 lata, osłupiałabym, gdybym je usłyszała – mówiła w 2016 r. – Moi rodzice zbyt ciężko pracowali, by zapewnić mi edukację i dodać siły, żebym mogła ulegać tego rodzaju sugestiom. Dziś, jako ikona kina, pytana o „lęk przed starzeniem”, odpowiada lakonicznie: „nie dam ci nawet minuty na zajmowanie się takim pytaniem”. Tę kwestię poruszyła tylko raz, podczas przyjacielskiego wywiadu przeprowadzanego przez Gwyneth Paltrow. – Starzenie się jest czymś, co należy świętować. Bo w końcu wiąże się z kolejnymi urodzinami – powiedziała
Jada Pinkett Smith
Gwiazda „Matriksa” (1999) i „Zakładnika” (2004) – a obecnie przede wszystkim współprowadząca międzypokoleniowy talk-show „Red Table Talk”, w którym wraz z córką Willow Smith oraz mamą Adrienne Banfield-Norris dzielą się refleksjami na tematy społeczne – mówi, że proces starzenia się jest dla niej wyzwalający. – Wiąże się z nim swego rodzaju wolność, której brakuje młodym ludziom. Wreszcie dorastasz do momentu, kiedy nie przejmujesz się opinią innych. Z wiekiem uczysz się też coraz to nowych rzeczy – tłumaczyła Jada Pinkett Smith w rozmowie z „ET”. – W wieku 50 lat czuję się najseksowniejszą wersją siebie i jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Pytana o zmarszczki, odpowiada, że zaakceptowała oznaki upływu czasu, po czym zaraz dodaje: – Moja mama ma 67 lat i wygląda znakomicie. Mam nadzieję, że odziedziczyłam po niej odpowiedzialne za to geny. Zobaczymy.
Kate Winslet
W filmach losy kobiet po pięćdziesiątce często są lekceważone, uważa się, że są pozbawione wątków, które mogłyby zelektryzować widzów. Bohaterki w tym wieku występują w tle – jako nudne, bez życia uczuciowego. Podobnie mogło być z postacią detektywki Sheehan z nagradzanego serialu HBO „Mare z Easttown”, granej przez Kate Winslet. Gdy podczas montażu reżyser zasugerował, by wyciąć fragment, w którym widać „nieidealny” brzuch bohaterki, Kate zaprotestowała. – Miałam przecież być małomiasteczkową policjantką, matką i babcią, kobietą, która po wyczerpującym dniu wypoczywa przy butelce piwa, a nie poci się na siłowni. I ma raczej poważniejsze zmartwienia niż fragment zwiotczałego brzucha, wylewający się z dżinsów – argumentowała gwiazda. W rozmowie towarzyszącej ogłoszeniu jej ambasadorką L’Oreal Paris mówiła także, że to lockdown skłonił ją do refleksji nad procesem starzenia i zmian zachodzących w ciele. – Miałam w pandemii więcej czasu dla siebie niż wcześniej. I dostrzegłam, że zmieniła się moja skóra, jestem w wieku, w którym wszystko ewoluuje. Przyznała, że od kilku miesięcy przeprowadza ciche rozmowy przed lustrem z samą sobą. I stwierdza: – Młode kobiety nieustannie słyszą: „teraz dobrze wyglądasz, ale poczekaj na to, co się stanie z tobą za 30 lat”. Czego miałybyśmy się obawiać? Po tych 30 latach robi się tylko bardziej ekscytująco.
Winona Ryder
Widzowie znają Winonę Ryder jako Lydię kontaktującą się z istotami nadprzyrodzonymi w „Soku z żuka” (1988) lub uroczą Kim, zakochaną w Edwardzie Nożycorękim (w filmie z 1990 r.). Krótko mówiąc – wieczną nastolatkę. Na początku lat 2000., w wieku 27 lat, niemal całkowicie zniknęła z kina. Dziś, po wielkim powrocie (w 2018 r. zagrała u boku Keanu Reevesa w „Weselnym przeznaczeniu”, a od 2016 r. gra w netfliksowym serialu „Stranger Things”), przyznaje, że zmarszczki są jej wybawieniem. – Uwielbiam obserwować, jak moje ciało się zmienia. Myślę, że ma to związek z tym, że mimo 47 lat jestem wiecznym dzieckiem na planie – mówiła na łamach „The Edit”. – Kiedy producenci sugerują, żebym coś zrobiła z tym, co mam na czole, wskazując na moją dumną lwią zmarszczkę, odpowiadam: „nie ma takiej opcji, zbyt długo na nią czekałam”. To dziwne, że w przemyśle filmowym urodziny traktowane są tak pogrzebowo – dodała w rozmowie z amerykańskim „Vogiem”.
Diane Keaton
Filmowa Annie Hall ponad 40 lat po premierze filmu Woody’ego Allena wciąż nosi kamizelki, niczym podebrane z męskiej szafy, luźne spodnie garniturowe, krawaty i duże kapelusze z czarnego filcu. Jak dodaje z humorem, „nie zmienił się również jej ukochany deser (orzechowe ciasteczka See’s Candies), a dłonie wciąż lubią czuć temperaturę świeżo zaparzonej kawy. Ale Diane Keaton dostrzega też zmiany. – Moje opadające powieki zaraz sięgną podłogi. Nos stał się nieco bulwiasty. Ludzie na ogół boją się starości, odwracają wzrok od mankamentów. Ale ja do moich jestem przyzwyczajona, co mogę zrobić? – mówiła w wywiadzie dla „Chicago Tribune”. W książce „Let’s Just Say It Wasn’t Pretty” pisała także na temat liftingu i botoksu, przyznając, że wszystko jest dla ludzi, ale ona sama nigdy się nie zdecydowała na takie zabiegi. – Usuwają blizny po stoczonej bitwie. Ja chcę nosić swoje.
Cher
Jej płyty sprzedały się w co najmniej 100 mln egzemplarzy, zdobyła statuetkę Oscara dla najlepszej aktorki za rolę we „Wpływie księżyca” (1987). Mimo niemal 60 lat w show-biznesie, na koncertach porywa tłumy. Podczas gdy prasa zastanawia się, jak ona to robi, Cher mówi, że bywają dni, w których staje przed lustrem, „widzi patrzącą na siebie starszą panią i nie ma pojęcia, jak się tu znalazła”. O ingerencjach chirurga w poprawianie jej urody opowiada bez owijania w bawełnę. – Owszem, przeszłam lifting, ale kto tego nie robił? – powiedziała w rozmowie z „Daily Mail”. A jeśli wierzyć branżowym plotkom, prywatnie tytułuje siebie „dziewczyną z plakatu chirurga plastycznego”. Jednocześnie zaznacza, że to nie kosmetyczne poprawki utrzymały ją na szczycie: – Jeśli jesteś dobry, w tym, co robisz, ludzie nie dbają o twój wygląd. W końcu nie płacisz dolców za koncert, by tylko stać wśród tłumu i patrzeć na kogoś na scenie. Są 20-letnie dziewczyny, które nie potrafią tego, co ja. O samym procesie starzenia wypowiada się z rezerwą. – Widzę upływający czas na twarzy mojej mamy (95-latki, która twierdzi, że ma 75 lat, przewrotnie – tyle co ja) i to mnie denerwuje. Wciąż walczę z akceptacją swojej dojrzałości. Ale – jak przyznała w książce „Fifty on Fifty: Wisdom, Inspiration, and Reflections on Women’s Lives Well Lived” – wystarczy, że ktoś zasugeruje, że jest za stara na gwiazdę rock’n’rolla: – Wówczas odpowiadam: Lepiej pogadaj z Mickiem Jaggerem.
Cate Blanchett
W kinie jest jak kameleon. Jest tak samo doskonała w roli królowej Anglii, jak było w „Elizabeth” (1998), jak w świecie superbohaterów – jako Hela w „Thor: Raganarok” (2017). Ale gdy w 2008 r. Cate Blanchett w „Ciekawym przypadku Benjamina Buttona” wcieliła się w ukochaną mężczyzny, którego zegar biologiczny biegnie w przeciwną stronę, podczas konferencji prasowych pytano ją niemal wyłącznie o stosunek do starzenia się. Pełnej odpowiedzi udzieliła na łamach „Vanity Fair” w 2009 r. – Moje ciało zmieniło się już z powodu ciąż. Czas po tych zmianach przypomina budowanie nowej filmowej opowieści. Podoba mi się ewolucja. Nie szukałam nigdy pomocy u chirurga plastycznego, ale kto wie… – mówiła. – Na pewno nie zdecyduję się na zabieg ze strachu przed wykluczeniem czy zapomnieniem. Bo ten strach i tak byłby widoczny w oczach.
Sharon Stone
Scena przesłuchania ze Stone jako Catherine Tramell w „Nagim instynkcie” (1992) przeszła do historii kina jako jedna z najbardziej skandalizujących i rozbudzających zmysły. Dlatego Sharon Stone nietrudno byłoby utknąć w wizerunku związanym z tą jedną rolą. Ale dziś, w wieku 63 lat, oprócz kontynuowania kariery aktorskiej, realizuje się jako aktywistka – między innymi działa na rzecz osób chorych na AIDS. – Ludzie boją się starzeć, bo obawiają się zmian. Nie rozumieją, jak wiele mogą zyskać z upływem lat – mówiła na łamach „New You”. – Pomyśl, że gdy wybija ci magiczna pięćdziesiątka, masz szansę na drugą karierę, kolejną miłość, inne życie. To nowy rozdział. Co chcesz zrobić? Z kim? Jaką pracę chciałbyś wykonywać? To pytania, które powinieneś sobie zadać. Według Stone to też czas „na poprawki kosmetyczne, o których marzysz”. – Nie sądzę, by w chirurgii plastycznej było coś złego. Choć w sztuce dobrego starzenia się powinna się mieścić zgoda na niedoskonałości. To zmysłowe.
Helen Mirren
Gdy miała 23 lata, wróżka powiedziała jej, że sukces osiągnie dopiero, kiedy będzie dwa razy starsza. – Miała rację – mówi dziś 76-letnia Helen Mirren, dodając, że w tych przepowiedniach nie znalazła się informacja o tak wielu – ponad 80 – różnych wcieleniach w kinie i teatrze (w tym ról Elżbiety II w „Królowej” czy Marii Altmann w „Złotej damie”). – Wcześniej na myśl o skończeniu 60 lat skrzywiłabym się. Teraz wiem, że ten czas to najlepszy okres mojego życia – mówiła w jednym z wywiadów. – Na ogół wyjścia są dwa: umrzeć młodo, unikając pierwszych zmarszczek, lub się zestarzeć. Pierwsza to dość romantyczna opcja, ale omija cię tyle zabawy.
Judi Dench
Nieustraszona M, szefowa agenta 007, właśnie powróciła na wielki ekran w najnowszej opowieści o Bondzie „Nie czas umierać”. 86-latka proponuje odpowiedni zamiennik dla określenia „starzejący się”. – W moim słowniku najbardziej niegrzecznym słowem jest „emerytura”, razi mnie dźwięk słowa „stary”. Wolę „entuzjastyczny”. I uwielbiam słyszeć „cięcie”, bo oznacza, że właśnie skończyliśmy grać scenę znakomitego projektu – mówiła Judi Dench w jednym z wywiadów. Jeśli nie pracuje na planie filmowym, stara się i tak być aktywna. Tak to tłumaczy: – Kiedyś słyszałam w radiu wywiad ze 105-letnią kobietą. Po zapowiedziach jej występu spodziewałam się usłyszeć wątły głosik, a w studiu zjawiła się postać z głosem jak dzwon. Po czym powiedziała: „Nigdy się nie zatrzymuj, jeśli coś zaczynasz, zawsze to dokończ”. To przesłanie wystarczyło mi na całe życie.
Jane Fonda
Określenie „ikona” nie jest w jej przypadku nadużyciem. Jane Fonda jest laureatką Oscara dla najlepszej aktorki za filmy „Powrót do domu” (1978) i „Klute” (1971), obrończynią praw kobiet, królową fitness lat 80. (choć i w 2010 r. wydała płytę z treningiem dla osób dojrzałych), gwiazdą październikowego wydania „Vogue Polska”. Doskonale zna sekrety dobrego starzenia się. – Dawniej ludzie zwykle myśleli: rodzisz się, osiągasz szczyt w średnim wieku, a potem rozpadasz się. Ale można też spojrzeć na starzenie się jak na wchodzenie po schodach. Wtedy dostrzegasz w sobie mądrość, hart ducha, które są nieodłącznymi elementami upływu czasu – mówiła w rozmowie z „Forbes Woman”. Wśród zasad, których warto się trzymać, wymienia: ruch, uwolnienie się od perfekcjonizmu, nierezygnowanie z miłości. Pytana o poprawki chirurgiczne, przyznaje, że przeszła m.in. operację plastyczną linii szczęki i korekcję opadających powiek. – Z tymi wadami też czułam się znakomicie, ale zawsze wyglądałam na zmęczoną, co powodowało dodatkowe zmęczenie – żartuje. I przyznaje, że humor jest najlepszym kluczem do długowieczności.
Wywiady z Jane Fondą i Andie MacDowell – w październikowym wydaniu „Vogue Polska”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.