Znaleziono 0 artykułów
02.01.2025

Jacek Dehnel: Niesamowity czworobok w willi „Atena”, część I: Taniec wokół milionów Eiserta

02.01.2025
Pałac Eisertów w Łodzi / Fot. NAC

Podupadły szlachcic Stefan Grudzielski wszedł do zamożnej rodziny z posiadłościami w Warszawie i w Łodzi. Historia jego miłości do Jadwigi skończyła się jednak tragicznie. Hulaszczym stylem życia zraził do siebie ukochaną. Zdradzony, w końcu zabił kochanka żony. Tym skandalem żyła przed wojną warszawska i łódzka socjeta.

3 października 1928 roku około godziny dziesiątej wieczorem przed luksusową willą w Konstancinie pojawia się zdenerwowany młody człowiek. Lokaj wpuszcza go do środka, prowadzi do gabinetu, gdzie gość przez chwilę rozmawia z drugim, starszym od niego mężczyzną. Prosi go o pozwolenie na zobaczenie się z dziećmi, ale słyszy odmowę. W ciszy wieczora rozlegają się cztery strzały z rewolweru. Brzmi dobrze? Dobrze: bogactwo, wyższe sfery, konflikt rodzinny, trup. Ale to jeszcze nic. Ta sensacyjna sprawa będzie przykuwała uwagę warszawskiej i łódzkiej publiczności jeszcze przez kilka lat.

Historia łódzkich fabrykantów, rodziny Eisertów, mogłaby się pojawić na kartach powieści „Ziemia obiecana”

Konstancińska willa „Pallas Athene” należała do rodziny łódzkich fabrykantów, Eisertów. Ten pochodzący z Saksonii ród należał do pionierów przemysłu „Ziemi obiecanej”, bo trafili do Łodzi już w latach 20. XIX wieku. Karol i Emil Eisertowie to trzecie pokolenie lodzermenszów – Karol przejął rodzinną firmę i jego majątek oceniano na dwa i pół miliona rubli, ale i Emilowi dobrze się wiodło: kupił zakład produkcji wstążek Rudolfa Kellera przy Gdańskiej (ze stojącym po dziś dzień, acz nieco podupadłym pałacykiem) i wszedł w spółkę z braćmi Schweikertami, z którymi założył fabrykę „Tasiemka” w Zduńskiej Woli. Poślubił córkę przemysłowca warszawskiego, Jadwigę Neumannównę[1], więc kupili eleganckie siedmiopokojowe mieszkanie przy Pięknej i wspomnianą willę.

Całe ich imperium wstążek, pończoch i koronek miał odziedziczyć syn – niestety niedługo po zakończeniu I wojny światowej młody Karol zmarł nagle na atak serca w wieku niespełna osiemnastu lat. Tym samym ogromny majątek miał docelowo trafić w ręce jego siostry, Melanii, która tym bardziej zyskała na rynku matrymonialnym.

Prospekt reklamowy fabryki Eisertów w Łodzi / Fot. archiwum

Wyszła za mąż w roku 1922, a jej wybrańcem został poznany na kompletach tanecznych, wyposażony w kawaleryjski temperament, piękną sylwetkę i ogładę dwudziestosiedmiolatek, Stefan Grudzielski. Grudzielscy herbu Korab to nieco podupadła wielkopolska szlachta (dziadek młodzieńca był rządcą majątku Chłapowskich w Turwi), więc Stefan w poszukiwaniu źródła utrzymania poszedł w ślady stryja i wstąpił do pruskiej armii[2]. Bił się w I wojnie światowej i – jako że z czasem, podobnie jak stryj, został oficerem w wojsku odrodzonej Polski – w wojnie z bolszewikami. Po śmierci matki odziedziczyli wprawdzie z bratem mająteczek, ale szybko go przepuścili, więc dziarski rotmistrz musiał się rozejrzeć za nowymi funduszami.

Stary łódzki fabrykant nie był głupi i kazał córce podpisać intercyzę, ale po ślubie z posażną panną życie Grudzielskiego i tak nabrało finansowych rumieńców. Jak pisał „Tajny Detektyw”: służba wojskowa, trwająca czas dłuższy, nie pozostała bez wpływu na ukształtowanie się jego charakteru. Przyzwyczaiła go ona do lekkiego chleba, nie dając jednocześnie żadnego przygotowania do zawodu i pracy w normalnych warunkach. Nawykł za to do picia, zabawy i gier hazardowych.

Wszedł jednak do rodziny przedsiębiorców i wypadało mu czymś się zająć. Z pomocą teścia wziął w dzierżawę folwark Czołowo, zbankrutował (wyprzedał nawet inwentarz należący – zgodnie z intercyzą – do żony); potem wydzierżawił drugi, Petrykozy, z takim samym skutkiem, bo, jak się zdaje, czas spędzał głównie z ułańską fantazją na hulankach i grze w karty[3]. Młode małżeństwo z dwójką dzieci musiało wprowadzić się do apartamentów teściów.

Klasycystyczna „Pallas Athene”, willa projektu Mariana Lalewicza, wzniesiona (według różnych źródeł w roku 1905, 1906 lub 1909) w Konstancinie przy ul. Piasta 32 dla Leona Raczkowskiego. W 1912 roku sprzedana Eisertom, po 1979 roku przebudowana przez słynnego specjalistę od pałaców, Andrzeja Grzybowskiego (Fot. Express Poranny) 

Podupadły szlachcic, Stefan Grudzielski, przehulał majątek swojej zamożnej żony

Ale wokół rodziny przemysłowców kręcił się cały czas cień Grudzielskiego: starszy od niego o lat kilkanaście, pochodzący z kresowej Żółkwi major Józef Klob. Byli to – jak to potem ujął w mowie prokurator – dwaj tancerze dookoła milionów Eiserta.

„Tajny Detektyw” podaje, że Klob pojawił się jako „mąż opatrznościowy”, by pomóc w likwidacji drugiego z dzierżawionych przez rotmistrza folwarków, ale to nieprawda. W styczniu 1922 roku figuruje w akcie ślubu Grudzielskich jako świadek, musiał być zatem blisko z państwem młodymi, a już jesienią 1921 roku zajmował dwa frontowe pokoje w mieszkaniu Eisertów przy Pięknej 2[4]. Poznali się przez siostrę pani Eisertowej, a żona fabrykanta ponoć szybko zaproponowała majorowi, żeby się do nich wprowadził, co pozwoli uniknąć dokwaterowania przez państwo jakichś obcych oficerów (praktykowano to bowiem nie tylko po II wojnie światowej, lecz – ze względu na braki mieszkań w stolicy – także po I wojnie).

        „Tajny Detektyw” pisał, że pan domu bywał w Warszawie rzadko, widocznie zajęty łódzkimi interesami, i Klob powoli stawał się centralną figurą w mieszkaniu. Wprawdzie nie miał nieposzlakowanej opinii – został przez sąd oficerski zdegradowany i wydalony z wojska za nadużycia przy dostawach, a także opowiadano o nim, że jest brutalem i kłamcą, który w Karlsbadzie oszukał dentystę na 300 dolarów, a Eisertowi z biurka wykradł złoty zegarek. Jednak na pani Eisertowej to, że był wielokrotnie odznaczonym oficerem „bohaterem Dardanelów”, robiło takie wrażenie, że wkrótce bez najmniejszego wstydu urządzali sobie orgje erotyczne na oczach zgorszonej służby.

       Na tym jednak Klob nie poprzestał. W roku 1925 Grudzielski jako rotmistrz rezerwy musiał na kilka tygodni wyjechać na ćwiczenia do II pułku szwoleżerów do Suwałk – po czym jego małżeństwo błyskawicznie się rozpadło. Wedle jednej wersji wydarzeń ignorował żonę, która go odwiedziła, a w dodatku puścił w obieg podpisany przez nią in blanco weksel, którym pokrył długi karciane. Według drugiej zaś – tak zeznała później pokojówka – kiedy Grudzielski był w wojsku, Klob zaczął się umizgać do Grudzielskiej.

       Młoda mężatka, która czuła się zaniedbywana przez męża hulakę, teraz była zachęcana do umizgów czterdziestoletniego majora przez oddaną mu duszą i ciałem własną matkę. Oboje o jej mężu mówili jak najgorzej, chadzali we trójkę do teatrów i na dancingi, a Klob nawet robił Melanii wyrzuty, że nie nosi pereł, które jej sprezentował.

Kiedy Grudzielski wrócił z manewrów, zobaczył, co się święci, i zażądał wyrzucenia Kloba z mieszkania, ale nic nie wskórał[5]. Więcej, żona z nim zerwała i to on musiał opuścić dom: złożywszy papiery rozwodowe, wyjechał do Poznania, a stamtąd do Gdańska. I to właśnie tam po pewnym czasie odszukał go teść, który potrzebował kogoś, kto pomoże mu w przeprowadzeniu rozwodu[6]. Dał mu posadę i mieszkanie, a Grudzielski wyszukiwał mu świadków w procesie rozwodowym i zbierał dowody. W dawnym domu przy Pięknej był, co oczywiste, niemile widziany – w końcu oficjalnie zakazano służbie go wpuszczać, odcinając go od dzieci, Jureczka i Jadwini. W dodatku zdawało się, że Melania jest w ciąży, a nie mogło być to dziecko jej ślubnego męża…[7]

       Klob bowiem przywiązał ją do siebie, zapewnił ją, że kiedy tylko uzyska rozwód ze Stefanem, zostanie jej drugim mężem – i tym samym był traktowany jako pełnoprawny narzeczony. Zresztą oświadczył się o rękę panny Melanii jej rodzicom.

Miał wszakże jeden mały felerek: nikomu nie przyznał się, że sam był żonaty.

Jadwiga Grudzielska, matka dwójki dzieci, została oszukana przez kochanka

       Wydawało się, że rotmistrz Grudzielski miał teraz chwilę, by okrzepnąć. Pracował w ubezpieczalni „Piast”, miał dziewczynę, Zofię Świderską, mieszkał u rozwiedzionego już teścia[8], który usiłował go pogodzić z żoną (zajmującą tymczasem, wspólnie z „narzeczonym” Klobem, willę w Konstancinie, która po rozwodzie przypadła jej matce). Ale, zupełnie jak bohater Dostojewskiego w typie Dymitra Karamazowa – skądinąd również byłego oficera z bohaterską kartą – robił wszystko, żeby tę chwilę stabilizacji stracić. Była to seria niewytłumaczalnych działań, wynikających, jak powiedzieliby jedni, z głupoty lub, jak stwierdziliby inni, z tendencji autodestrukcyjnych (Bawić się! Szaleć!!! – woła wszystko w Grudzielskim Dancing! Jazz! Szampan! Kobiety! – ekscytował się dziennikarz „Kurjera Porannego”). Najpierw wyniósł i sprzedał należące do Eiserta futro i maszynę do szycia, za co został wyrzucony z domu; potem stracił posadę; przenosił się z kochanką z hotelu do hotelu, nie płacąc nigdzie rachunków, więc długi rosły; pożyczał pieniądze od znajomych i nie oddawał, wreszcie zaczął wystawiać weksle ze sfałszowanym żyrem teścia.

Była to prawdziwa spirala upadku.

Otoczyli go przygodni znajomi niewiadomej profesji i niewiadomego pochodzenia – donosił „Tajny Detektyw” – których utrzymywała przy nim wyłącznie chęć zysku. Podobno to właśnie za ich namową skontaktował się z majorem Klobem, któremu zaproponował wycofanie z konsystorza skargi rozwodowej, wzięcie winy na siebie, notarialne zrzeczenie się praw do żony i dzieci oraz zgodę na rozwód w zamian za kwotę dwunastu tysięcy złotych. Ale nawet te pieniądze, okupione tak głębokim upokorzeniem, przepuścił: oddał jednemu ze wspomnianych kompanów, który je zmalwersował.

       Jesienią 1928 roku Grudzielski jest zupełnie zrujnowany: wpada w stan depresji moralnej, rozważa samobójstwo, pożycza pistolet od znajomego, który mówi mu: Użyć go możesz tylko dla dobrej sprawy.

Grudzielski na ławie oskarżonych / Fot. Express Poranny

Zdradzony mąż zabił kochanka żony, wywołując skandal w warszawskiej i łódzkiej socjecie

       Tragicznego wieczoru dodał sobie kurażu wódką (a przy okazji nieco się dogrzał, bo płaszcz zastawił był w lombardzie) i pojechał do Konstancina. Kiedy lokaj zaanonsował jego przybycie, Klob po namyśle odpowiedział, że należy go wpuścić przez drzwi frontowe. Zaprowadzono go do gabinetu, major zapalił cygaro (obie jego przyjaciółki, matka i córka, podsłuchiwały za kotarą).

Rozmowa między rywalami była niedługa; Grudzielski prosił, żeby pozwolono mu na widywanie się z dziećmi, ale w odpowiedzi usłyszał ostrą odmowę. Różne tytuły podają rozmaite jej wersje: Nie masz pan prawa do dzieci, bo one nie są pańską własnością (lub też, co brzmi bardziej dwuznacznie: …bo one nie są pańskie), a nawet: Pan dzieci swoich nie zobaczy, bo to są nasze dzieci. Tak czy owak, wystarczyło to, żeby rotmistrz wyjął pistolet i krzycząc: „Masz, masz!” czterokrotnie wystrzelił, kolejnymi kulami przeszywając ciało padającego Kloba[9].

Wtedy zza kotary wypadły obie kochanki postrzelonego, które próbowały go ratować, do gabinetu wbiegli służący, którzy zaraz ruszyli, aby sprowadzić policję. Sam sprawca zachowywał się osobliwie; z jednej strony wołał: Ratujcie prędzej, połóżcie na otomanę!, z drugiej dodawał, że jeśli Klob nie skona, to strzeli do niego po raz kolejny.

Ten łobuz, skrytobójca tyle kul mi wsadził – wyszeptał major – umieram…

Jeśli masz za mało – odpowiedział rotmistrz – to ci dodam, a żonie rzucił, że nie opłaci się go ratować.

Po trzech kwadransach Klob wyzionął ducha, Grudzielski zaś krążył po całym domu. Stanął przed drzwiami pokoju dziecięcego, chcąc tam wejść, ale się rozmyślił i mruknął: Dam spokój, może się mnie przestraszą, niech śpią sobie. Następnie kazał służbie podać sobie herbaty i ciastek, opowiadając szczegółowo o przebiegu zajścia. Kiedy żona syknęła: Milcz, ty łajdaku, odparł: Ja wiem, że to dla was straszny wieczór, ale musiałem rozprawić z tym łajdakiem.

Policja przybyła dopiero koło pierwszej w nocy. Eskortującemu go na posterunek funkcjonariuszowi Grudzielski miał powiedzieć:

– Żałuję tylko, że jeszcze jednej osoby… – i tu urwał.

       Tymczasem w Warszawie dziennikarze smacznie spali, nie wiedząc nawet, że czekają ich prawdziwe żniwa.


[1] Hugo Neumann miał fabrykę tkanin metalowych w Warszawie i tkalnię w Zgierzu.

[2] W roku 1919 Kazimierz Grudzielski, podówczas już w stanie spoczynku, był organizatorem i dowódcą dywizji w powstaniu wielkopolskim, za co został odznaczony krzyżem Virtuti Militari.

 

[3] Przy tej okazji był nawet oskarżony o próbę działania na szkodę wierzycieli i podpalenie stodoły w celu wyłudzenia odszkodowania – doniesienie to złożył major Klob, przy okazji oskarżając go również o kradzież biżuterii matki i zorganizowanie napadu na własną ciotkę.

[4] Wiadomo to, bo taki adres widnieje w ogłoszeniu, że szuka zaginionej suki, dobermanki. A w maju roku następnego „Gazeta Poranna” zapytywała publicznie ministra skarbu, czy major Klob zapłacił daninę od posiadanego niewojskowego samochodu oraz czemu mieszka sam z gospodynią w siedmiopokojowym mieszkaniu, gdy innym rekwirują mieszkania znacznie szczuplejsze i gęściej zamieszkałe. Przy okazji pytano, czy powodem jest to, że właścicielka jest Żydówką, i czy to na mocy traktatu o „przywilejach” mniejszości narodowych. Nawiasem mówiąc, wydaje się, że rodziny Eisertów i Neumannów były po prostu niemieckimi luteranami.

[5] Więcej, Klob złożył doniesienie, że Grudzielski przy okazji bankructwa działał na szkodę wierzycieli i podpalił stodołę w celu wyłudzenia odszkodowania. Przy okazji oskarżył go również o kradzież biżuterii matki i zorganizowanie napadu na własną ciotkę.

[6] Chronologia jest niejasna: Eisertowie mieli się rozwieść w 1926 roku, a Eisert miał sprowadzić zięcia do Warszawy w 1927 roku, więc coś tu się nie zgadza.

[7] W czasie rozpraw pojawiły się sugestie, że ciążę tę usunęła. Z kolei lekarz zeznawał, że była to operacja nowotworowa, i wystawiał jej na to dokument, żeby uniknąć pomówień o aborcję.

[8] Na Polnej 62, w kamienicy (obecnie nieistniejącej), która po przemianowaniu części ulicy nosiła adres Noakowskiego 8.

[9] Późniejsze badania lekarskie wykazały, że śmierć poniósł za sprawą pierwszej kuli, która rozerwała tętnicę pod obojczykiem.


 
Jacek Dehnel
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Jacek Dehnel: Niesamowity czworobok w willi „Atena”, część I: Taniec wokół milionów Eiserta
Proszę czekać..
Zamknij