Wigilia w izolacji może być koszmarem albo wielką szansą. – Bez awantur i wyłamywania się możemy sprawdzić, czy rodzinna relacja to coś, co nas karmi i wzmacnia, czy raczej wpędza w nerwicę i bezsenność – mówi psycholożka Marta Niedźwiecka i doradza, jak odnaleźć prawdziwe wartości płynące ze świąt, a przy okazji odnowić rodzinne tradycje. W przyszłym roku ta szansa może się nie powtórzyć.
Czemu służą święta?
Boże Narodzenie, Gwiazdka, czy jak to chcemy nazwać, z założenia mają budować wspólnotę, wzmacniać więzi z rodziną.
Rytuał, celebracja podkreślają sakralne aspekty ludzkiego życia, a powtarzalna data jego cykliczność. Niestety we współczesnych świętach niewiele zostało z tych ważkich jakości. Dziś to festiwal komercji. Dlatego tak trudno nam udźwignąć ciężar oczekiwań. Dla wielu zostają tylko presja i rozczarowanie.
Ze swojej perspektywy mogę powiedzieć, że grudzień to zaraz po wrześniu drugi najcięższy miesiąc w gabinecie psychoterapeuty. Objawy kryzysów są widoczne gołym okiem: lęk, poczucie przytłoczenia, zachowania unikowe i kompulsywne, na przykład obsesyjne zakupy, sprzątanie czy gotowanie.
Oglądamy świąteczne filmy, słuchamy świątecznych piosenek – rozpływamy się w ciepłym i łagodnym świecie, tymczasem powrót do rodzinnego domu to często zimny prysznic oczekiwań, wyrzutów i niezrozumienia.
Starsze pokolenie, określmy je 50+, ma bardzo sztywne oczekiwania wobec tego, jak powinny wyglądać święta. Żelazny punkt na liście zobowiązań brzmi: przyjedź. Nawet jeśli nikt nie ma z tego przyjemności, trzeba odhaczyć się na liście obecności. Tymczasem dla młodszego pokolenia przerwa między Wigilią a Nowym Rokiem to szansa na porządne wakacje, np. wyjazd do ciepłych krajów. Dwutygodniowe wakacje w środku zimy, które kosztują nas tylko pięć dni urlopu, mają sens. Zatem przyjazd do domu na święta nie wszystkim przynosi radość. Dla wielu osób jest odtwarzaniem traum albo przynajmniej trudnym czasem bycia rozliczanym z życia i dokonań. Mało w tym bliskości, dużo więzów.
Rozumiem, że według twojej obserwacji zdrowe rodziny mają ze sobą stały kontakt, więc wyjazd w czasie świąt nie jest wykroczeniem, tylko efektem kompromisu.
W zdrowych rodzinach starsze pokolenie wie, że młodsze ma swoje aspiracje, marzenia i drogę do poszukiwania szczęścia, więc daje szansę wolności i autonomicznym decyzjom. Kiedy młodzi wpadają, jest miło, ale to nie może być obowiązek. Rodzina to nie praca, w której trzeba stawić się o odpowiedniej porze w garniturze i z uśmiechem znosić wszystko.
Wygląda na to, że covidowe święta bez rodziny albo w bardzo okrojonym składzie stają się szansą na wypracowanie nowej jakości.
Tak, bo nawet godzinne połączenie na Skypie nie jest tak kosztowne emocjonalnie jak kilkudniowy wyjazd. Stajemy więc przed wyjątkową szansą, bez awantur i wyłamywania się, możemy sprawdzić, czy rodzinna relacja to coś, co nas karmi i wzmacnia, czy raczej wpędza w nerwicę i bezsenność.
Możemy wreszcie zmienić schemat i zrobić coś na własnych zasadach.
Z doświadczenia wiem, że ludzie, którzy zdecydowali się choć raz na nietradycyjny model spędzania świąt i zrobili to świadomie, mieli szansę przeżyć ten dzień głęboko. Często odkrywali wzniosłość tego czasu i sens wymiany emocjonalnej, w którą się angażujemy.
Formuła jest dowolna. To może być zamknięcie się w górskiej chacie w kameralnym gronie przyjaciół albo uroczysta kolacja dla dwóch osób w domu. Co komu w duszy gra.
Ale z tego, co mówisz, wynika, że pozbywając się tradycyjnej oprawy, nie powinniśmy rezygnować z odświętności. Tymczasem od znajomych słyszę, że w planach mają maratony filmów na Netfliksie, wycieczkę do lasu albo domowe spa.
Specjalne ubranie, jedzenie czy przemyślane prezenty dla ludzi, którzy są w naszym życiu ważni to zasadnicze elementy celebracji. Podobnie muzyka, dekoracje, tworzenie nastroju. Ja, jak słyszysz, mam dystans do świąt, ale wiem, że są niezwykle cenne. Dobrze przeżyte przywracają nam poczucie wyjątkowości naszych relacji, tworzą ważne, godne zapamiętania momenty w historii rodziny, budują wspomnienia oparte na wzruszeniach, a nie na konsumpcji. Celebracja takich momentów w roku jest nam niezbędna dla poczucia stałości.
Dobrze, czyli jak? Możesz stworzyć jakiś prosty przepis dla niezaawansowanych?
Podobne artykułyCo robi porno Marta Szarejko Wyhamujmy. Zapomnijmy o pracy i zwróćmy się do sacrum. I mam na myśli zarówno religię, jak i duchowość. Są rodziny, dla których będą ważne pasterka i czytanie Biblii, a innym posłuży podzielenie się przed kolacją tym, co najważniejsze mamy sobie do powiedzenia. Zadbajmy też o więzi, mówienie ważnych rzeczy, przebaczanie, wspomnienia o tych, którzy odeszli, podziękowanie za to, że jesteśmy dla siebie. I piękną, nie odpustową, ale naprawdę piękną oprawę. Wtedy świętowanie może być niesłychanie karmiące, bo nasza psychika potrzebuje tzw. ważnych momentów. To kamienie milowe w roku, które zapisują się w pamięci. Dlatego ważne jest, żeby święta były szczególnym czasem, a nie tylko relaksem przypominającym ferie zimowe czy weekend ze znajomymi.
A co z nostalgią? W domu moich rodziców zawsze sięga się po te same elementy, które nagle i we mnie zaczęły wyzwalać wspomnienia. Te same wigilijne potrawy od czasów dzieciństwa, półmiski babci, te same winylowe płyty z kolędami. Może święta to pożegnanie z krewnymi, którzy ich nie doczekali?
I opowieści! Ludzka psychika stoi narracją i choć dzieci tego nie znoszą – nie wolno zanudzać osób poniżej 25. roku życia wspomnieniami o tym, jak byli mali – to dorośli wiele czerpią z przypominania sobie dawnych historii. Odtwórzmy, kim była ciotka Grażyna w systemie rodzinnym. Wróćmy do jej dzieciństwa albo czasów studiów. Obejrzyjmy albumy ze zdjęciami. Dzięki temu możemy zrozumieć rodzinne relacje i dowiedzieć się czegoś o sobie. Czasami to będą trudne rzeczy, innym razem piękne odkrycia.
To jest też okazja, żeby dać starszemu pokoleniu przestrzeń na wzruszenie. I co jeszcze bardziej poruszające, możliwość odkrycia, że nasza uwaga jest dla nich tak cenna.
Ale żeby te skrypty napisać od nowa, ktoś musi stać się reżyserem nowej świątecznej ceremonii, ktoś potrzebuje zerwać z przekonaniem, że jest tylko jeden możliwy sposób spędzenia świąt. I wymyślić taką formułę, która pracuje dla tego właśnie systemu rodzinnego.
Wigilia to też koniec roku, czas podsumowań. Składanie życzeń mogłoby się stać formą rozmowy o przyszłości.
Tak, o ile będzie to obdarzanie ludzi życzliwością, a nie obowiązkami na nowy rok. Zamiast planowania podboju świata postawmy sobie pytanie: co jest dla nas ważne? Co nas buduje? Usiądźmy i dajmy sobie czas na odpowiedzi. Ponieważ jesteśmy w środku zimy, z natury stajemy się bardziej retrospektywni, a skupienie sprzyja namysłowi.
A może właśnie powinniśmy zrobić to razem, w odświętnej atmosferze. Skoro tak modne stało się rozmawianie o śmierci przy kolacji, dlaczego nie porozmawiać o życiu, które może się wydarzyć?
Jest tylko jeden warunek. Żeby móc publicznie podzielić się czymś tak delikatnym jak marzenia, plany i nadzieje, trzeba czuć się naprawdę bezpiecznym psychicznie. Myślę, że bardzo wiele osób obawia się, że jeśli powiedzą głośno, co czują i czego pragną, to przy stole wigilijnym zostaną najpierw ocenieni, później osądzeni od czci i wiary, a na końcu naprostowani w „jedynym i słusznym” w kierunku. To jest najlepszy dowód na to, że w naszych polskich świętach zgubiliśmy istotę świętowania, czyli umiejętność bycia ze sobą. Przy wigilijnym stole nie umiemy już przebaczać, słuchać ani wspierać.
Wcześniej potrafiliśmy?
Przecież gest łamania się opłatkiem to rytuał zerowania rachunku, odpuszczania win i oczyszczenia. Teoretycznie to symbol, że zanim usiądziemy do wieczerzy, pozbywamy się balastu, który nagromadził się przez ostatnie 12 miesięcy.
Na przykład dzieci, którym rodzice wchodzili przez cały rok na głowę, mogłyby w tym momencie poprosić, żeby już tego nie robili, bo to je obciąża. Co nie zmienia faktu, że bardzo tych rodziców kochają i właśnie do nich przyjechały z drugiego końca Polski.
Śpieszmy się dekonstruować święta, nie zmarnujmy tej szansy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.