Podczas gdy prawie połowa Polek czuje potrzebę zmiany zawodowej, nawet mniej niż 30 proc. deklaruje, że bliscy wspierają je w dążeniu do rozwoju, jak wynika z nowego badania „Co zmienia kobiecy punkt widzenia”. Jak uwierzyć w siebie i skutecznie zawalczyć o siebie i swoją pozycję w pracy, rozmawiamy z Alicją Wysocką-Świtałą, współwłaścicielką i partnerką zarządzającą agencji Clue PR.
Wasza agencja, Clue PR, regularnie przeprowadza badania diagnozujące sytuację współczesnych Polek. Tym razem sprawdziliście, co motywuje nas do podejmowania zmian w życiu zawodowym. Po zapoznaniu się z zebranymi danymi wniosek nasuwa się sam: niezgoda na status quo.
Alicja Wysocka-Świtała: Tej niezgodzie i chęci zmiany planuję poświęcić moją książkę, nad którą właśnie pracuję, „Pozytywna furia”. Bo to właśnie niezgoda pozwala nam ruszyć z miejsca i zawalczyć o siebie, w tym przypadku w aspekcie zawodowym. Oczywiście, by podjąć tę walkę, musi wystąpić jeszcze kilka innych czynników. Ale zaznaczmy, że potrzebę zmiany odczuwa bardzo dużo Polek, bo w naszym tegorocznym badaniu „Co zmienia kobiecy punkt widzenia” deklaruje ją aż 46 proc. osób spośród badanych.
Kim są wasze respondentki?
To grupa ponad pół tysiąca kobiet powyżej 18. roku życia, pochodzących z całej Polski i wywodzących się z różnych środowisk. Zależało nam, by wyjść z warszawskiej bańki. Chciałyśmy wraz ze współautorką badania dr. Martą Biercą sprawdzić, jak tak zwana statystyczna Polka postrzega zmianę. Chodzi przede wszystkim o zmianę w życiu zawodowym, ale wiadomo, ona zawsze wpływa w jakimś stopniu na nasze życie. Badanie miało również na celu wesprzeć Polki – myślące poważnie o samorozwoju, a zarazem spychające tę potrzebę na dalszy plan.
Dlaczego tak trudno jest nam zdecydować się na zmianę w sferze zawodowej?
Głównymi „blokerami” okazały się przede wszystkim brak wiary we własne możliwości oraz niedostateczne wsparcie ze strony otoczenia. Kobiety deklarują, że chcą mieć wpływ na swoje życie (ponad 50 proc. badanych), że pragną być bardziej niezależne. Co więcej, samą zmianę postrzegają jako coś pozytywnego i czują, że miałaby ona dobry wpływ nie tylko na nie same, ale też na ich rodziny (60 proc. badanych). Zaznaczają przy tym, że czasem zwyczajnie się takiej zmiany boją.
Z czego to może wynikać?
Tym, co nas hamuje, jest założenie niepowodzenia lub jego wysokiego prawdopodobieństwa. Wynika to, bazując na badaniach, z przekonania czy obawy kobiet o wynik „rozgrywki”, jaką jest staranie się w życiu o coś więcej. Z badania doktora ekonomii biznesowej Chrisa Dawsona z University of Bath School of Management z 2023 roku wynika, że kobiety gorzej znoszą ryzyko straty i są mniej optymistyczne od mężczyzn, jeśli chodzi o antycypowanie pozytywnego wyniku konkursu, egzaminu czy starania się o podwyżkę. Pytanie, dlaczego tak myślimy. Cóż, niestety większość z nas nie była od początku swojej drogi zawodowej odpowiednio wzmacniana – w kwestii możliwości, kompetencji. Brak nam wiary w siebie, w to, że mamy szansę wygrać konkurencję z mężczyznami. Uczono nas raczej, że najpierw musimy odebrać solidną edukację i dopiero wtedy przyjdzie „nagroda”. Co ciekawe, często boimy się też samego sukcesu (z ang: fear of success), co zdiagnozowano już w latach 70. XX wieku. Boimy się, jak zareagują na niego inni – nasi współpracownicy, znajomi, bliscy. Strach przed byciem nielubianą lub nieakceptowaną wciąż towarzyszy wielu kobietom.
Zbudowanie własnej „grupy wsparcia” wydaje się więc warunkiem koniecznym, by w ogóle rozważyć zmianę.
Tymczasem nawet mniej niż 30 proc. Polek deklaruje, że bliscy wspierają je w dążeniu do zawodowego rozwoju. Ten niedostatek wzmocnienia od bliskich, ich niezachwianej wiary w nasze możliwości podcina nam skrzydła. Brak wsparcia utwierdza nas w przekonaniu, że jesteśmy skazane na porażkę. Po co więc podejmować próbę, skoro i tak się nie uda? Dlatego mnóstwo Polek pozostaje na niesatysfakcjonujących pozycjach zawodowych, mimo frustracji, jaka im z tego powodu towarzyszy.
Są sfrustrowane, bo, jak ujawnia badanie, doskonale wiedzą, że ich kompetencje nie są w pełni wykorzystywane. Czują, że marnują swój potencjał.
Rzeczywiście, uważa tak aż 35 proc. naszych respondentek. To zatrważająco dużo. Jeszcze więcej, bo aż 40 proc., uważa, że ich wynagrodzenie jest niewspółmierne do kompetencji. Ja widzę to tak, że statystyczna Polka przygląda się sobie, myśląc: „Ale o co właściwie chodzi? Skoro mam takie same umiejętności – ba, czasem nawet większe – to dlaczego nie ja jestem na tym spotkaniu, tylko ktoś inny? Dlaczego to nie ja awansuję? Dlaczego nie otrzymuję tych najciekawszych projektów? Przecież dałabym sobie świetnie radę!”. Taki ogląd sytuacji może, owszem, prowadzić do zgorzknienia. Ale może też zrodzić w nas niezgodę, tę „furię”, o której piszę w książce, która pchnie nas do podjęcia zmiany, do zawalczenia o siebie.
Jednak samotnie trudniej walczyć niż w grupie. Wspomnijmy choćby Strajk Kobiet. Polki zrozumiały wtedy, jak donośny mają głos, gdy idą ramię w ramię. Sięganie po to, co nam się należy, bez wsparcia innych kobiet jest nie lada wyzwaniem.
Wsparcie sióstr w sferze zawodowej to niestety bardziej idea niż praktyka. Wciąż obserwuję, jak niektóre koleżanki przyklepują patriarchat, odnosząc się z uniżeniem do prezesów. Do innych kobiet z organizacji – niekoniecznie. Co więcej, różne badania potwierdzają, że na fotelu prezeski/prezesa nie tylko mężczyźni, ale również kobiety chętniej widzą mężczyznę. Jako feministka nie umiem tego zrozumieć.
Ale z drugiej strony, jesteśmy w stanie się zjednoczyć i wspólnie wywalczyć to, na czym nam zależy.
Oczywiście, bo razem łatwiej czemuś się przeciwstawić, zwłaszcza w sytuacjach skrajnych, gdy doświadczamy ewidentnego ucisku, gdy nasza rzeczywistość jest nie do zaakceptowania. Wtedy pojawiają się złość i nie tyle potrzeba, ile żądanie zmiany. Natomiast te codzienne „mikroopresje” jesteśmy w stanie znosić łatwiej i dłużej. Żeby wyhodować w sobie imperatyw do zmiany, trzeba go naprawdę mocno wzmacniać – naświetlać wszystkie te momenty, kiedy benefity przypadają komuś innemu, a nie nam, choć nie ma ku temu racjonalnego powodu. Te drobne pstryczki, które bolą nas coraz bardziej, należy zebrać do jednego worka i poczuć jego ciężar. Wtedy odczujemy konieczność zmiany.
Ty również musiałaś zawalczyć o swoją pozycję w branży?
Oczywiście, nie raz. To ciekawe, bo choć miałam „grupę wsparcia”, czyli rodziców i męża, partnera agencji, którzy bezgranicznie we mnie wierzyli i motywowali do sięgania po więcej, i tak targały mną wątpliwości. Miałam dwa punkty zwrotne. Pierwszy, kiedy odchodziłam z branży reklamy, której środowisko zresztą bardzo do dzisiaj cenię i lubię. Zdałam sobie wtedy sprawę, że reklamą, zwłaszcza wtedy tak było, zarządzają głównie mężczyźni w kolorowych okularach i sneakersach noszonych niezależnie od wieku. Bez względu na to, ile bym osiągnęła, i tak nie stałabym się jednym z nich, i w sumie nie wiem, czy nawet bym tego chciała. Po namowach Karola, mojego męża, i po pobycie na stażu w oddziale mojej agencji reklamowej w Nowym Jorku zdecydowałam się przejść do PR-u, w którym więcej było kobiet na stanowiskach zarządzających. Co prawda były mniejsze budżety, ale za to możliwości zbudowania strategii większe niż w polskiej reklamie. Drugi moment nastąpił tuż po moich 40. urodzinach, kiedy zrozumiałam, że nie jest ważne, co myślą o mnie inni, tylko to, co ja myślę o sobie. Podczas mojej długiej drogi zawodowej często musiałam sobie przypominać, że jestem wystarczająco dobra, że dam radę. Skoro więc sama, mając przecież mocny back up, powątpiewałam w swoje kompetencje, to jak musi czuć się kobieta, która tego wsparcia w ogóle nie ma? Tu może pomóc jedynie silne poczucie własnej wartości, ale przecież nie każda z nas jest tak skonstruowana.
Dlatego potrzebujemy przykładów – kobiet, którym się udało i których sukces może inspirować do działania.
Tak, ale muszę zaznaczyć, że mocniej wpływają na nas historie „zwyczajnych kobiet”, z którymi możemy się identyfikować, niż osób z pierwszych stron gazet. Opowieści gwiazd motywują, ale mogą też działać onieśmielająco. Dlatego trzeba też przykładów lokalnych, bliskich, nie tylko menedżerek wysokiego szczebla z wieżowców w centrum Warszawy, ponieważ ich przykłady nie są analogiczne do problemów większości Polek. Chodzi o kogoś bardziej przystępnego, o kobietę z bliższego otoczenia.
Na szczęście, jak również wynika z waszego badania, wystarczy choćby garstka życzliwych nam osób, by poczuć w sobie moc i zawalczyć o siebie. Tyle że mało która Polka podejmie tę próbę, nie mając zabezpieczających rozwiązań systemowych.
Oczywiście, te są konieczne. Mam tu na myśli wszelkie rozwiązania finansowe, wyrównanie nierówności płacowych, wsparcie podczas urlopów macierzyńskich, wprowadzenie urlopów tacierzyńskich, elastyczne formy powrotu do pracy, a nawet żłobki i przedszkola przypracowe. Wiadomo, nie jesteśmy Skandynawią, ale zawsze możemy się takich udogodnień domagać. Bardzo ważne jest również ujawnianie widełek finansowych oraz niedopytywanie podczas rozmów rekrutacyjnych o plany prywatne typu ciąża. To ostatnie, mam nadzieję, zdarza się coraz rzadziej.
Co mogłabyś poradzić kobiecie, dajmy na to po czterdziestce, która jest gotowa na nowy start?
Żeby rozpisała swoją drogę do celu na małe kroki. W książce zawarłam takie zdanie: „Skoro istnieje maserati, to dlaczego miałabyś nim nie jeździć?”. Tym maserati może być oczywiście cokolwiek – domek nad jeziorem, czas dla siebie, odejście z pracy i założenie swojego salonu kosmetycznego czy studia jogi. To taka wisienka na torcie, coś, do czego można dążyć. Ale najpierw trzeba zaplanować wszystkie etapy po drodze. Warto też pamiętać, że pragnienia mogą się zmienić. Z czasem może się okazać, że dany pomysł nas już nie interesuje, że po drodze zrewidowałyśmy plany. Jednak sama droga do tego niegdysiejszego celu znacząco wspomogła naszą niezależność. To mógł być kursu księgowości, projektowania graficznego, języka obcego, a nawet wyegzekwowanie tego, że czas od 18 do 20 poświęcamy na rozwój. I wtedy nie ma, że z dzieckiem trzeba iść do laryngologa czy zapakować zmywarkę lub nastawić pranie. Wiem, takie rzeczy trzeba sobie czasem wyszarpać. Ale każde z tych przedsięwzięć pomoże nam wydostać się z sytuacji zawodowej, która nas frustruje. I naprawdę nie chodzi o to, by zostać od razu dyrektorką, która jak w serialu dumnie kroczy po biurze z kubkiem kawy i wydaje polecenia – to są klisze z 2006 roku.
Czyli nie porywajmy się z motyką na słońce i mierzmy siły na zamiary?
Chodzi o realistyczne spojrzenie na to, co możemy zmienić. Nie ograniczajmy swoich pragnień, nie rezygnujmy z marzeń. Ale też uważajmy, by nie przeszarżować. Nie zapisujmy się od razu na 20 kursów, nie rzucajmy pochopnie pracy, nie róbmy wszystkiego naraz. Jednak nie zachęcam też do kulenia ramion i postępowania w zgodzie z oczekiwaniami innych. Nie namawiam do bycia „grzeczną”. Odpuśćmy sobie skromność, takie już byłyśmy. Sama długo limitowałam swoje pragnienia zawodowe. Dlatego dziś nie nakładam sobie ograniczeń – ani jeśli chodzi o moją ścieżkę zawodową, ani o kolory sukienek (śmiech).
W swojej książce namawiasz też, by nie czekać, aż upragniona zmiana wydarzy się sama. Bo się nie wydarzy.
Dlatego nie warto siedzieć w życiowej poczekalni, jak to określa dr Joanna Flis. W ten sposób nie zyskujemy nic, tylko niestety tracimy czas. Wraz z jego upływem robimy się starsze, tracimy wiele szans, niekiedy tracimy też kompetencje, bo przecież świat gwałtowanie się zmienia. Aż jedna czwarta naszych respondentek dusi w sobie potrzebę zmiany. I siedzi sobie gdzieś tam w fotelu między kuchnią a salonem, gdzie może i ma ciepło i bezpiecznie, ale przecież nie tego pragnie. Frustracja nie zniknie, przybierze za to formę somatyczną. Może manifestować się pod postacią migren, bólów brzucha, chronicznego zmęczenia, nawet depresji. A wtedy nie będziemy już walczyć o swoją pozycję na rynku pracy, tylko o przetrwanie. Zacznijmy od małych kroków i wyjdźmy z tej poczekalni już dzisiaj.
Badanie „Co zmienia kobiecy punkt widzenia? O motywacjach Polek do zmian” na zlecenie Clue PR, współautorki: Alicja Wysocka-Świtała i dr Marta Bierca
- Badanie przeprowadzone metodą CAWI (Computer Assisted Web Interviews)
- Realizacja: panel Ariadna
- Wielkość próby: N=553
- Grupa docelowa: kobiety w wieku 18 lat i więcej
- Kwoty na przedziały wiekowe i wielkość miejscowości zamieszkania
- Termin realizacji: 22 - 25 stycznia 2024
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.