Sukienka w odcieniu soczystej pomarańczy od Erdem, wściekle żółta suknia od Richarda Quinna, odkrywający ciało model od Bottega Veneta… Kreacje, w jakich na łamach marcowego numeru „Vogue Polska” występuje modelka Jean Campbell, są godne współczesnej księżniczki. Brytyjka niechętnie mówi jednak o swoim arystokratycznym pochodzeniu. Chętniej angażuje się w walkę o ochronę środowiska i zagrożonych wyginięciem gatunków.
Jej pierwszą profesjonalną sesją były zdjęcia dla brytyjskiego „Vogue’a”. Pierwszą marką, dla jakiej otworzyła pokaz – Louis Vuitton. A pierwszą kampanią – Burberry, które zatrudniło ją na pół roku na wyłączność. Takich debiutów się nie zapomina. Jean Campbell, która świat mody urzekła delikatną, lecz plastyczną urodą i burzą długich włosów w kolorze anielskiego blond, karierę zaczęła z przytupem. Nie była jednak wyłącznie gwiazdą dwóch sezonów. Mimo że nie lubi mówić o sobie, odstając tym samym od mocno ekstrawertycznych koleżanek, nadal chodzi w najważniejszych pokazach i jest twarzą najbardziej prestiżowych marek (ostatnio dla Bottegi Venety sfotografował ją Tyrone Lebon). Robi swoje, z dala od świateł reflektorów i Instagrama.
Campbell urodziła się i dorastała w Szkocji, w małej miejscowości niedaleko Nairn obok Morza Północnego. Jej rodzice – Colin Campbell, 7. hrabia Cawdor, i Isabella Campbell, hrabina Cawdor –przeprowadzili się tam z Londynu po śmierci jej dziadka. Colin, jako architekt i spadkobierca fortuny, miał zająć się rodzinną posiadłością. – Byłam trochę w szoku, gdy po raz pierwszy tam przyjechaliśmy – wspominała matka Jean w rozmowie z „Guardianem”. – Miejsce wydawało mi się takie dzikie! Dziś kocham jednak te skrajności. Jednego dnia jestem w Londynie na spotkaniach z najsławniejszymi fotografami, a resztę tygodnia spędzam tutaj.
Być może moda była Jean przeznaczona. Jej matka przez wiele lat pracowała bowiem jako redaktorka związana z brytyjskim „Vogiem”. Do grona przyjaciół Isabelli należeli Mario Testino, Tim Walker, Stella Tennant (z którą założyła nawet markę Holland & Holland) i stylista Joe McKenna. To właśnie ten ostatni zobaczył zdjęcie młodej Jean przyczepione do lodówki w domu swojej przyjaciółki. Od razu zapytał, czy nie zechciałaby wystąpić w sesji, jaką miał stylizować. Ani Jean, ani jej rodzice nie zgodzili się jednak od razu. Poczekali, aż dziewczyna napisze egzamin kończący szkołę średnią. Gdy jednak już doszło do współpracy Campbell i McKenny, brytyjski „Vogue” był tak zachwycony sesją, że poświęcił jej aż 20 stron w numerze.
Jean błyskawicznie trafiła z licealnych korytarzy na światowe wybiegi i billboardy największych metropolii. Nauczona przez rodziców pokory i skromności, od początku starała się jednak, by nie zatracić swojego wizerunku zwyczajnej dziewczyny. Była też bardzo ostrożna w chwaleniu się swoją karierą. Gdy w wieku 16 lat wystąpiła w kampanii Burberry (ówczesny dyrektor kreatywny Christopher Bailey osobiście poprosił ją o pół roku wyłączności) i otworzyła pokaz Louis Vuitton, nie powiedziała nic nawet swoim najbliższym znajomym. – Gdy jechałam na sesję albo pokaz, kłamałam, że mam na przykład wizytę u dentysty – śmiała się w rozmowie z magazynem „Porter”. – Jednak gdy robisz coś tak dużego jak kampania Burberry, raczej trudno to ukryć przed światem.
Gdy skończyła 19 lat, była już jedną z najbardziej pożądanych modelek w branży. Agenci doradzili jej więc, by przeprowadziła się do Nowego Jorku. Zamieszkała w małej kawalerce w klimatycznej dzielnicy NoLita na Manhattanie. Razem z Ruth Campbell wystąpiła w kampanii Caroliny Herrery. Na potrzeby kampanii Ralpha Laurena sfotografował ją Steven Meisel. Zgarnęła też swój pierwszy duży kosmetyczny kontrakt – Narciso Rodriguez wybrał ją na nową ambasadorkę swojego kultowego zapachu „Her”.
Mimo że Campbell w wielu wywiadach podkreśla, jak bardzo kocha Nowy Jork i jego energię (Tu wszystko dzieje się na 120 procent – mówi), równie chętnie wraca pamięcią do rodzinnego domu i na łono otaczającej go zewsząd natury. Jej zaangażowanie w kwestie ochrony środowiska i zagrożonych wyginięciem gatunków zwierząt nie wzięło się więc znikąd. Miała 11 lat, gdy przestała jeść mięso. – Dorastaliśmy dosłownie pośrodku niczego – wspomina swoje dzieciństwo. – Nie było zasięgu ani wi-fi. Wszystko, czym się wtedy zajmowaliśmy, było związane z naturą. Bawiliśmy się na zewnątrz od rana do nocy. Dziś, szczególnie zaangażowana jest w ochronę słoni i wspiera działania organizacji Save the Elephants. – Sytuacja nie polepszy się, jeśli zmiany nie znajdą się na najwyższych szczeblach – mówi. – Warto więc poszerzać świadomość tak bardzo, jak tylko się da.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.