Kto jeszcze nie zna Joan Wasser, niech posłucha jej pierwszego retrospektywnego albumu „Joanthology”. Obcowanie z artystką w dobie miałkiej magmy muzycznego mainstreamu jest oczyszczające.
Niezbadane są ścieżki współczesnego przemysłu muzycznego. Można być niezwykle utalentowaną skrzypaczką, kompozytorką, producentką, autorką tekstów i oryginalną wokalistką. Można nagrywać z Lou Reedem i Dave’em Gahanem z Depeche Mode, Johnem Cale’em, Damonem Albarnem, Wu-Tang Clanem, Placebo, Eltonem Johnem, Nickiem Cave’em i formacją Antony and the Johnsons. Można towarzyszyć Rufusowi Wainwrightowi w trasach koncertowych. Można nagrać sześć bardzo dobrych solowych albumów. I nadal pozostać rozpoznawalną niemal wyłącznie w branży.
To kazus Amerykanki Joan Wasser. Nauczyła się grać na fortepianie w wieku sześciu lat, a dwa lata później na skrzypcach. Studiowała muzykę klasyczną na bostońskim uniwersytecie i grała w orkiestrze symfonicznej, jednocześnie udzielając się w indierockowej grupie The Dambuilders, gdzie jej skrzypce brzmiały jak gitara. Była też dziewczyną zmarłego tragicznie Jeffa Buckleya. Muzycznie to siostra i powinowata najmocniejszych kobiecych osobowości we współczesnej muzyce – Fiony Apple, PJ Harvey, Feist, Kate Bush, Cat Power czy Róisín Murphy.
Znacie więc Joan as Police Woman? No właśnie. A przecież Wasser nagrywa solowe płyty od 2006 roku! Ja na moje muzyczne szczęście nadrobiłem zaległości, zapoznając się ze wszystkimi płytami Joan. Szczególnie upodobałem sobie oczywiście ostatnią „Damned Devotion”, łączącą trip jazz, soul i pop. Z atencją podszedłem do poprzednich, dziwiąc się coraz bardziej, jak mogłem wcześniej przesłyszeć tak nietuzinkową artystkę. Charakterystyczny pseudonim jest bezpośrednim odniesieniem do amerykańskiego serialu policyjnego z lat 70. „Police Woman” (w Polsce „Sierżant Anderson”) z Angie Dickinson. Fanką jego odważnej bohaterki Joan była przez długie lata.
Muzycznie twórczość Joan as Police Woman to dość szeroka strefa tak zwanego pogranicza, gdzie szlachetny pop zlewa się z alternatywą. Jazz miesza się z inteligentnym rockiem, intymny akustyczny soul sąsiaduje z romantycznym trip hopem, pojawiają się niespieszna psychodelia i ascetyczny funk. Pozornie delikatna, otula słuchacza niespiesznymi kompozycjami, by powoli wytrącać ze strefy komfortu coraz bardziej niepokojącymi elementami. Niepowtarzalny, naturalnie melancholijny, surowy, a zarazem ciepły wokal Joan potrafi być jednocześnie szorstki i cudownie liryczny. Jako neoficki apologeta talentu Joanny Policjantki z wielką radością przyjąłem informację o premierze pierwszego w dyskografii artystki obszernego albumu retrospektywnego, zatytułowanego „Joanthology”. Trzypłytowa edycja CD obejmuje 15 lat twórczości muzycznej Joan. Oprócz nowych, rzadkich i niepublikowanych wcześniej piosenek zawiera ponad 30 jej najbardziej popularnych utworów. Na kompilacji odnajdujemy kompozycje pochodzące z albumów „Real Life”, „To Survive”, „The Deep Field”, „The Classic”, „Damned Devotion”, „Cover” oraz debiutanckiej EP-ki „My Gurl”. Pojawiają się przejmujące duety z Rufusem Wainwrightem, Antonym Hegartym i Davidem Sylvianem oraz niezwykłe covery z repertuaru Sonic Youth, Public Enemy, Prince’a, Talk Talk. Trzecia płyta to świetne wersje koncertowe nagrane podczas specjalnej sesji „Live At BBC”.
Album promują oniryczny prince’owy „Kiss” oraz najnowszy utwór „What a World”, o którym artystka mówi: – Byłam sama nad oceanem w małym domu, kiedy napisałam tę piosenkę. Odbywałam długie spacery po plaży, śpiewając przy dźwiękach rozbijających się fal. To było dość przytłaczające, ale wieloaspektowe doświadczenie. W trakcie pisania nie mogłam przezwyciężyć bólu, który niemalże rozrywał mnie od środka, ale czułam, że jest częścią większego uczucia, które sprawia, że życie w jakiś niewytłumaczalny sposób jest jednak radosne.
I właśnie symbioza bólu i radości to kwintesencja twórczości Joan as Police Woman. To dojrzała, w pełni świadoma, przenikliwa artystka bez kompleksów i złudzeń. Widać to także w bezkompromisowych teledyskach artystki. Długo nie zapomnę perwersyjnego klipu do „Magic”, na którym półnadzy kulturyści w różnym wieku czeszą Joan w sypialni, towarzyszą jej przy porannej toalecie i ćwiczą bicepsy rybami zamiast hantlami. Polecam Joan as Police Woman, bo obcowanie z prawdziwą osobowością w dobie miałkiej magmy muzycznego mainstreamu jest oczyszczające. W chaosie informacji Joan Wasser to prawdziwa perła. Trzeba ją po prostu odnaleźć i pielęgnować. A na to na szczęście nigdy nie jest za późno, czego jestem ewidentnym przykładem.
Artystka 30 maja rozpoczyna europejską trasę koncertową, obejmującą między innymi Norwegię, Wielką Brytanię Holandię, Francję, Włochy, Danię i Niemcy. Najbliżej Polski zagra 1 czerwca w Berlinie i 2 czerwca we Frankfurcie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.