O północy w sieci pojawiła się piosenka „Me!” nagrana wspólnie z Brendonem Urie z zespołu Panic! at the Disco. Kampowy, pastelowy, przerysowany teledysk wpisuje się w temat tegorocznej gali MET.
Taylor Swift po mistrzowsku posługuje się mediami społecznościowymi. Już od kilku tygodni wiadomo było, że 26 kwietnia wydarzy się w jej życiu coś ważnego. Najpierw ujawniła tylko datę, potem także swój nowy wizerunek, a w końcu specjalny filtr na Instagram inspirowany podobną estetyką.
Wzorem legend popu pokroju Madonny, Taylor przy okazji wydania każdej kolejnej płyty zmienia image. Była już blond aniołkiem z gitarą, królową country, dwudziestolatką zakochaną w retro, a potem wyzwoloną dziewczyną z supermodelkami u boku. Teraz nastała era pastelowej Swift. Na gali magazynu „Time”, który uznał wokalistkę za jedną ze stu najbardziej wpływowych osób świata, pojawiła się w sukni współczesnej księżniczki od J.Mendel (podobne kreacje nosi w teledysku – jej tiulowe sukienki przypominają watę cukrową). Przechadzając się po ulicach Nowego Jorku, pokazała się w T-shircie w róże i kolorowej kurtce dżinsowej. A w Nashville odsłoniła mural ze skrzydłami motyla autorstwa artystki Kelsey Montague.
Po premierze teledysku „Me!” wszystko składa się w spójną całość. Taylor tak jak Madonna, a także tak jak ukochane koty gwiazdy, Olivia i Meredith (występują też w wideo), odsłania swoje nowe wcielenie. Chwytliwa melodia, tekst będący pochwałą indywidualności, modny współpracownik, czyli Brendon Urie z zespołu Panic! at the Disco – „Me!” musi stać się przebojem.
Teledysk doskonale wpisuje się w kampową estetykę, która za sprawą tematu przewodniego gali i wystawy w MET, stała się najgorętszym hasłem sezonu. Klip, który Taylor wyreżyserowała wspólnie z Davem Meyersem, nawiązuje do świadomie cukierkowych filmów z Paryżem w roli głównej. Taylor i Brendon grają parę, która kłóci się i kocha za to, że „są jedyni w swoim rodzaju”. Baśniowa sceneria, barwy tęczy, opary absurdu – to wszystko kojarzy się z „Amelią”, dziełami Wesa Andersona, a nawet kultowym musicalem „Moulin Rouge!” z Nicole Kidman. Widać także echa serialu „Dobre miejsce”.
– Popowa piosenka to świetny pretekst, żeby zaśpiewać o miłości do samego siebie. Chciałabym, żeby ludzie słuchając jej, czuli się ze sobą lepiej – mówi Taylor, rozpoczynając promocję swojej nowej muzyki. Gwiazda w grudniu tego roku skończy 30 lat, ma u boku kochającego mężczyznę, wycofała się częściowo z życia publicznego, żeby skupić na miłości i muzyce. Nowa płyta, która może nadejść lada dzień, pokaże więc dorosłą, samoświadomą i szczęśliwą Swift. To, co się nie zmieniło, to jej doskonałe wyczucie momentu. Możemy być pewni, że fani kupią nową Taylor. Z jej prostymi piosenkami, pastelowymi ubraniami i błyszczącymi filtrami na Instagram, bo mało która gwiazda myśli tak całościowo o oferowanym przez siebie produkcie.
Poprzednią płytę, „Reputation” Swift wydała w listopadzie 2017 roku. Teraz gra także Bombalurinę w filmowej adaptacji „Kotów”.
Zobacz teledysk do piosenki „Me!”:
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.