Kanadyjski design to ucieleśnienie nowego minimalizmu. Tamtejsi projektanci cenią prostotę i funkcjonalność, nigdy jednak kosztem estetyki. Dbają o przytulność, troszczą się o naturę, inwestują w innowacje.
Przez dekady Kanada stanowiła zaplecze dla rynków amerykańskiego i europejskiego. Swoje zasoby, zwłaszcza drewno i wszelkiej maści metale, eksportowała za granicę, by następnie na powrót je przyjąć pod postacią skandynawskich mebli, amerykańskich sprzętów i francuskich dzieł sztuki. W kanadyjskich domach metkę „made in Canada” można było znaleźć jedynie na syropie klonowym i rybnych konserwach. W dużych miastach dominowała zabudowa w stylu georgiańskim, a najważniejsze zabytki wznosili architekci ze Stanów, Wielkiej Brytanii, a nawet Australii. W tym czasie rodzimi projektanci w poszukiwaniu pracy i możliwości rozwoju wyjeżdżali za granicę.
Dotyczyło to jednak przede wszystkich „nowych” Kanadyjczyków. Byli jeszcze ocalali z przymusowej asymilacji spadkobiercy Pierwszych Narodów, Inuitów i Metysów, którzy kultywowali własne rzemiosło, w szczególności ceramikę i tkactwo, o tradycjach sięgających V wieku przed naszą erą. A że ręcznie wytwarzane meble i dekoracje nie cieszyły się zbyt wielką popularnością wśród nowych współmieszkańców, zdobiły domy rdzennych społeczności, które przekazywały je sobie z pokolenia na pokolenie.
Kanadyjski design wyrósł na styku trzech porządków – europejskiej estetyki, amerykańskiego kapitalizmu i rdzennych tradycji
Na to wszystko nałożyły się wrażliwości przywiezione do kraju przez kolejne pokolenia imigrantów. Ten tygiel kulturowy okazał się sprzyjającym środowiskiem dla dzisiejszego młodego pokolenia projektantów. – Tutejsza scena dizajnu jest niewielka, ale nadrabiamy to różnorodnością i kreatywnością. Choć jako społeczność wciąż szukamy własnego języka, większość z nas od mainstreamu woli awangardę – mówi Jeremy Joo, koreański projektant od lat tworzący w Toronto. Widać to dobrze w projektach topowych architektów pokroju Paola Ferrariego, Zébulona Perrona czy Omara Gandhiego.
Zdanie Joo podziela Yannic Ryan, współtwórca pracowni Vaste. – Krótka historia kanadyjskiego designu daje nam świeże spojrzenie zarówno na proces projektowy, jak i samą branżę. Wolni od europejskich norm i hierarchii oraz amerykańskiej obsesji na punkcie zysku, pozwalamy sobie na eksperymenty i szukamy alternatywnych ścieżek rozwoju – mówi.
Ceniona architektka wnętrz Ashley Botten wróży rodzimym twórcom sukces na miarę belgijskich projektantów, którzy zdominowali branżę w Europie: – Kanadyjski design to ucieleśnienie nowego minimalizmu. Cenimy prostotę i funkcjonalność, nigdy jednak kosztem estetyki. W naszym klimacie przytulność jest szczególnie ważna, podobnie jak troska o naturę, którą chętnie zapraszamy do środka. To podstawy projektowania przyszłości.
Cały tekst znajdziecie w nowym wydaniu „Vogue Polska Living”. Do kupienia w salonach prasowych oraz online z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.