Na małej uliczce Oleandrów w Warszawie tańczą dwie postacie, z czasem ich ruch przestaje być swobodny, zaczyna przypominać gimnastykę, ruch po omacku, a może też walkę. Ciała łączy strecz, czarna folia, którą znamy z przesyłek kurierskich, obwiązuje ich głowy. A może to coś zupełnie innego? Przed oczami stają zdjęcia z Buczy. Tak wygląda performans Liwii Bargieł i Bartka Kiełbowicza. Ich wspólną wystawę „Mieszane uczucia” można oglądać w warszawskiej galerii m2.
To mogłoby być piękne love story – spotkało się dwoje ludzi o podobnej wrażliwości. Znaleźli wspólny język, najpierw artystyczny, zaczęli współpracować. Później przyszła miłość, niedługo wezmą ślub. Tyle że okoliczności okazały się mało romantyczne. Najpierw 2019 rok, lockdown i pandemia, później, mniej więcej w momencie pierwszej wspólnej wystawy, masowe protesty związane z drastycznym zaostrzeniem prawa aborcyjnego w Polsce, wzbierająca fala nacjonalizmu i homofobii w Polsce, a na całym świecie kryzys klimatyczny i migracyjny. Nie działo się też dobrze w ich najbliższym artystycznym środowisku. Kluczowe instytucje kultury zostały zawłaszczone przez upolitycznionych urzędników, skurczyły się budżety, zniknęły projekty. Zaczęła się wojna w Ukrainie.
Bargieł i Kiełbowicz przez dwa ostatnie lata skrupulatne punktowali wydarzenia, które trzęsły ich światem. Swoje doświadczenie przełożyli na język sztuki i aktywistycznych działań.
Gdy wybuchła pandemia, Liwia zdecydowała, że zamyka się w domu. Odcięta od bliskich, ale też intensywnego rytmu pracy, zaczęła pisać dziennik. Zwykłe obserwacje niezwykłego trybu życia w pełnej izolacji stały się ćwiczeniem z introspekcji. A jako choreografka swoje zapiski zinterpretowała ruchem.
Tak powstało wideo „Pandembook”. Mniej więcej w tym samym czasie Bartek – malarz, uczulony na farby, zaczął rysować. Zmiana medium dostosowała się do czasu i nowego tonu wypowiedzi – spontaniczne ilustracje komentowały to, co działo się tu i teraz. Sięgały po najbardziej aktualne motywy – koronawirus, polską i tęczową flagę czy osiem gwiazd. Prace szybko przebiły się do magazynów, stając się ilustracjami prasowymi, a zaangażowanie prowadziło go jeszcze dalej. Bartek, uczestniczący regularnie w ulicznych protestach, zaczął tworzyć obiekty. Jego polska flaga, uszyta z czerwonych i białych pasków w różnych odcieniach, mówiła o złożoności i niuansach pojęcia „naród”, któremu zaczęto nadawać zbyt jednoznaczne definicje. Koszulka z logiem Zachęty, któremu doprawił krzyżyk i strawestował na „Zajęta”, stała się znakiem rozpoznawczym ludzi kultury protestujących pod galerią, gdy ogłoszono, że Hanna Wróblewska nie będzie już dyrektorką, a jej stanowisko objął nieznany szerzej w środowisku Janusz Janowski.
Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, Bartek w ramach protestu, ale też swoistej kampanii społecznej, przygotował własne etykiety produktów sprzedawanych przez sieciówki, które nie zdecydowały się wycofać z Rosji. Podmieniał w sklepach istniejące opisy na swoje. „Pojemnik na zwłoki, 21,50 zł” widniał napis na plastikowych kubłach w Leroy Merlin, a na styropianowych tackach z mięsem w Auchan można było przeczytać „Trup nadziewany kulą, 23,49 zł”. Bartek umieścił też pliki z etykietami w sieci, zachęcał do pobierania i samodzielnego nalepiania na produktach.
W podobny sposób dystrybuował swój czarno-biały szkic podobizny Putina, który można było wydrukować, dowolnie przerobić i zabrać ze sobą na protest antywojenny jako transparent.
– Granice sztuki i aktywizmu w naszych działaniach zacierają się. Nie dajemy jasnych odpowiedzi, jak żyć. Naszą rolą, rolą artystów, jest zauważać i alarmować – mówi Kiełbowicz. A Bargieł dodaje: – Myślę, że nasze prywatne doświadczenia nie różnią się od doświadczeń innych, ale fakt wystawienia ich w galerii, przed publicznością, pozwala nam wszystkim wejść w te trudne sytuacje jeszcze raz, już wspólnie. Myślę, że wielu osobom przynosi to ulgę, pozwala poczuć wspólnotowość, przepracować trudne emocje.
Wystawę „Mieszane uczucia” do 2 lipca 2022 można oglądać w warszawskiej galerii m2.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.