Znaleziono 0 artykułów
17.08.2019

Love Me Tinder: Serial w kolorze tęczy

17.08.2019
(Il. Izabela Kacprzak)

Tinder to dla mnie serial. Wciągnąłem się, w końcu gram w nim główną rolę. Czasem odinstalowuję aplikację, ale wracam i kręcę kolejne odcinki, choć z sezonu na sezon jest już coraz gorzej. Bardziej niż z facetami związałem się z Tinderem. 

Tindera pierwszy raz zainstalowałem kilka lat temu. Na początku była to chęć znalezienia drugiej połówki, potem ciekawość, a teraz najzwyczajniej w świecie nuda. Bo nic tak nie wypełnia wieczorów jak przesuwanie facetów na prawo i lewo. Jedno zdjęcie wystarczy, aby zdecydować, doświadczenie robi swoje. Mix and match!

(Il. Izabela Kacprzak)

Przeprowadzając się do Warszawy, wiedziałem, że jako gej będę miał tam więcej możliwości poznania kogoś ciekawego, spotkania bratniej duszy. Jednak trochę słabo komuś na ulicy proponować wspólne życie albo nawet noc. Zwłaszcza że intuicja niby działa, ale zawsze mam obawy, że zacznę podrywać faceta hetero i dostanę, w Polsce to niestety możliwe, w gębę. Z pomocą przyszły aplikacje randkowe. Są idealnym rozwiązaniem. Sam decyduję, kim jestem, ile pokazuję i do kogo piszę. Zero ryzyka.

Świadomy widz

Do świadomego korzystania z aplikacji się dorasta. Już się nie boję pokazywać twarzy, określać oczekiwań, podpinać social mediów. Na nic się nie nastawiam. Nie spodziewam się, że poznam przyszłego męża. Chociaż, przyznaję, większość moich relacji – tych poważnych i chwilowych – zaczęła się właśnie na Tinderze czy Grindrze.

Kocham aplikacje randkowe za to, że określają odległość. Zwłaszcza gdy chodzi o seks. Klikam w prawo, mam nową parę. Rzadko piszę pierwszy. I nie ubolewam, gdy nie odzywa się ktoś, kto się właśnie pojawił. Wiem, że będą kolejni. Łapani na wakacjach, wyjazdach służbowych, zakupach, spacerach. Najgorzej, gdy podczas randki dostaję powiadomienie, że mam nową parę. Obaj udajemy, że nikt nic nie słyszał. Bo w przypadku Tindera nie oczekuję wyłączności.

Dziękuję, następny!

Jednorazowych spotkań na kawę było wiele. Dziękuję, następny! Tinder jest brutalny, życie odziera go z nadziei. Im szybciej się spotykamy, tym lepiej. Kiedyś się stresowałem, teraz już nie. Jeżeli jest fajnie, możemy wylądować w łóżku. Ale nie musimy. Bo oprócz ciekawej rozmowy liczy się dopasowanie. Co z tego, że łączą nas zainteresowania, skoro seks jest beznadziejny.

Albo odwrotnie. Miałem i taką historię. Pierwszy zagadał, zaproponował spotkanie, poszliśmy na wino. Miło. Druga randka to film u mnie. Zazwyczaj zapraszam do siebie, czuję się bardziej komfortowo. Seks super. Kręciło mnie, że nic o sobie nie wiedzieliśmy: czym się zajmujemy, jak się nazywamy, co robimy w wolnym czasie. On tak chciał i dość długo działało. Wpadał do mnie wieczorami na dwie godziny i uciekał do siebie. Układ idealny, a jednak uciąłem relację.

Czułem się blokowany na nowe możliwości, zaczęło boleć przedmiotowe podejście. Choć sam się na nie zgodziłem.

Na własne oczy

Tinder dodał mi pewności siebie i pomógł zdefiniować oczekiwania. Bez tego ani rusz. Nie pamiętam już, ile razy ściągałem aplikację, by potem odinstalować i z powrotem.

Zawsze po kolejnym zainstalowaniu zbieram tych samych kolesi, to jak tradycja. Idą w pakiecie z nowym sezonem. Wirtualna wersja „Mody na sukces” – homo edition. Od kilku lat są w mojej kolekcji, zawsze z jakiejś sympatii daję lajka, mimo że nigdy się z nimi nie spotkałem i pewnie nie spotkam. Nie ukrywam, że zdobywanie kolejnych matchów jest po prostu miłe i czasami poprawia humor. Łechce próżność. Widzę, jaka liga facetów jest dla mnie, sam też staram się trzymać poziom wyborów. Zawsze mierzę wysoko.

Pamiętam uczucie, kiedy wróciłem do obiegu po poważnym związku i natknąłem się na Tinderze na mojego eks. Niby nie byliśmy już razem, ja zakończyłem relację, ale korciło mnie, aby sprawdzić, czy dał mi lajka. Oczywiście tego nie zrobiłem, bo wyszedłbym na niezdecydowanego hipokrytę. Powrót na Tindera to oficjalny koniec związku.

Kilka pytań do…

Zawsze po którymś z rzędu nieudanym spotkaniu z Tindera przychodzi zmęczenie, znużenie, demotywacja. Myślę: „Po co mi to?”, „I tak nikogo nie poznam”, „Tam są ciągle ci sami faceci”. Ale po chwili uzmysławiam sobie, że sam do nich należę. Jak oczyszczający prysznic działa usunięcie aplikacji i chwila na złapanie balansu.

Podobne artykułyLove Me Tinder: Bez złudzeńMonika Powalisz Randki z Tindera mają w pakiecie checklistę. Podczas rozmowy odhaczam stałe punkty programu. Są bardzo przewidywalne i powtarzalne. Zaczyna się od pytań typu: „Czym się interesujesz?”, „Co studiujesz?”, „Gdzie pracujesz?”, „Wolisz psy czy koty?”. Patrzę na dłonie, sprawdzam, czy buty są czyste. Podstawy. Jednak są też pytania o upodobania seksualne, preferencje (co w przypadku osób homoseksualnych jest bardzo ważne) czy poglądy polityczne. U mnie zawsze schodzi na politykę. Czekam na skrajnie prawicowego geja, może byłoby ciekawiej.

Po kilku minutach już wiem, co jest prawdą, a co faktem podkoloryzowanym. Podróżować lubi, ale tylko do mamusi. Zgrywa inteligenta, a myśli, jak zajrzeć mi w majtki. Aplikacje randkowe przez swoją powierzchowność odkrywają najgorsze stereotypy o relacjach gejów. Tinder to wersja delikatna, bardziej elegancka. Można dopiąć swój Instagram i zyskać kilku nowych followersów, dodać ulubioną piosenkę czy cytat z literatury. W opisie nie uwzględnia się tego, czy ktoś jest aktywny, czy pasywny, czy jest zarażony jakimś wirusem, czy lubi skórzane zabawki.

Z pruderii i kurtuazji odarty jest Grindr. Tam otrzymane nagie zdjęcie czy propozycja seksu od obcej osoby nie są niczym nadzwyczajnym.

Czekając na finał

Już przestałem się oszukiwać, że przestanę korzystać z Tindera. Teraz używam, ale mało piszę. Czekam, bo niby miłość sama znajduje (śmiech). Zdarzają się dni, kiedy nie włączam apki, ale są też takie, gdy co kilka godzin weryfikuję swoje upodobania. A te, jak się przekonałem, bywają różne.

Zawsze myślałem, że nie kręcą mnie mięśnie, że wolę starszych, poukładanych, grzecznych chłopców. A jednak w moich wyborach pojawiają się głównie młodsi z zawadiackim spojrzeniem, dbający o swoje ciało. I chyba właśnie to sprawia, że ciągle szukam kogoś lepszego, ładniejszego, mądrzejszego. Szukam ideału.

Nie ma w tym spontaniczności, szaleństwa. Nie ma wymiany spojrzeń, chwilowego zauroczenia, iskry, chociażby małego płomienia. Jest tylko: „Cześć, co tam?”. Wtedy wszystko opada. Wydaje mi się, że już bardziej romantyczne byłoby poznanie faceta w kolejce w sklepie mięsnym. Może on też kupowałby tę samą szynkę albo skradłby moje serce, pakując zakupy do ekotorby? Połączyłoby nas coś więcej niż tylko ruch palca w tę samą stronę. 

Chciałbym pokochać osobę mimo czegoś, a nie za coś. Ale czy są jeszcze tacy, którzy nigdy nie mieli tej aplikacji? Teraz czuję, że bardziej niż z facetami związałem się z Tinderem. Związek od lat i na lata – jak to z toksycznymi bywa. Wciągnąłem się w ten serial, w końcu gram w nim główną rolę. Jednak od dawna ta produkcja nie zasługuje na prime time.

 

Dominik Wojciechowski
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Love Me Tinder: Serial w kolorze tęczy
Proszę czekać..
Zamknij