„Holiday Dream” zapowiada nową, ekscytującą współpracę Macieja Zienia

Maciej Zień od lat udowadnia, że moda może być nośnikiem emocji, wspomnień i aspiracji. Tym razem zabiera nas w zmysłową podróż pełną kolorów zachodzącego słońca, zapachu egzotycznych miejsc i delikatnego muśnięcia jedwabiu na skórze. Jego „Holiday Dream” to prawdziwa ucieczka od codzienności w świat marzeń, lekkości i elegancji, a jej dopełnieniem stały się subtelne dodatki marki Gatta. W rozmowie z Maciejem Zieniem pytamy nie tylko o inspiracje do stworzenia „Holiday Dream”, ale także o kulisy tej ekscytującej i długofalowej współpracy.
Co sprawiło, że zdecydowałeś na współpracę z marką Gatta? Od czego się zaczęło?
Pomysł na współpracę z Gattą pojawił się właściwie spontanicznie, kiedy zbliżaliśmy się już do pokazu. Zawsze mamy drobne problemy z dodatkami, rajstopami, dlatego pomyślałem, że może warto byłoby coś z tym zrobić na poważnie. Rzuciłem hasło: „a może by tak współpraca z Gattą?”. Okazało się, że marka akurat szukała projektu bardziej medialnego, więc wszystko ułożyło się idealnie. Od pierwszego spotkania złapaliśmy świetny kontakt, trafiłem na fantastyczny zespół, bardzo profesjonalny, a do tego otwarty, pełen dobrej energii. Było to dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem, ponieważ zetknąłem się z całkiem innymi materiałami, innymi sposobami tkania. Zaczęliśmy działać i poszło tak dobrze, że dziewczyny zaproponowały, abyśmy stworzyli coś specjalnie na pokaz. Dosłownie w półtora tygodnia powstało kilka modeli praktycznie od zera: body i kombinezony.

Kolekcja „Holiday Dream” to opowieść o marzeniach, podróżach i zmysłowości lata. Jakie obrazy, wspomnienia albo miejsca były dla ciebie najważniejszą inspiracją podczas jej tworzenia?
Tworząc kolekcję „Holiday Dream”, inspirowałem się przede wszystkim światłem znanym mi z Tulum i Ibizy. Tym, które pojawia się podczas tzw. golden hour, kiedy słońce jest nisko i wszystko nabiera ciepłych złotych tonów. To światło ma w sobie coś magicznego, bardzo zmysłowego i właśnie taki klimat chciałem oddać w kolorystyce kolekcji – żeby była jak skąpana w słońcu.
Drugim ważnym motywem było dla mnie hasło „love yourself”. Bardzo zależało mi, by ta kolekcja dawała kobietom poczucie radości, lekkości i pewności siebie. Żeby pomagała im poczuć się dobrze ze sobą, tak po prostu, na co dzień. Całość powstała z pozytywnej energii i myśli o tym, jak ważne jest, żeby siebie pokochać.
Wspomniałeś o Tulum i Ibizie. Co jeszcze w tych miejscach cię poruszyło?
Tulum i Ibiza to dla mnie dwa wyjątkowe miejsca. Wakacyjne, pełne luzu, dobrej energii, słońca i świetnej muzyki. A muzyka odgrywa u mnie ogromną rolę zarówno w życiu, jak i w pracy. Co ciekawe, DJ, którego usłyszeliśmy w Tulum, Bliz Nochi, był tak inspirujący, że zaprosiliśmy go później do współtworzenia oprawy muzycznej pokazu. Dzięki niemu cała atmosfera stamtąd przeniosła się tutaj, na wybieg. Ale to nie są inspiracje dosłowne, bardziej emocjonalne. Chodzi o to, jak się tam czułem. To światło, rytm życia, ludzie, którzy wyglądali, jakby czas płynął im inaczej.

Jakie materiały i tkaniny dominują w kolekcji i co zdecydowało o ich wyborze?
Kiedy już miałem w głowie koncepcję kolekcji – że ma być letnia, ciepła, boho, taka lekka i plażowa, idealna na różne momenty dnia – od razu wiedziałem, że tkaniny muszą to wszystko oddać. Dlatego wybrałem się w moje ulubione miejsce, do hurtowni tkanin we Włoszech, pod Florencją. Tam naprawdę można się zakochać w materiałach. Czułem się jak dziecko w sklepie z cukierkami, mógłbym spędzać tam całe godziny. I tak właśnie włoskie tkaniny stały się bazą kolekcji. Są szlachetne, pięknie się układają i oddają klimat słońca i lekkości. Pojawiły się też delikatne dodatki skórzane w ciepłych brązowych odcieniach, żeby dodać kolekcji trochę kontrastu i głębi. A jeśli chodzi o bardziej zdobne elementy, z haftami czy aplikacjami, to część z nich pochodzi z Hiszpanii i Francji. Dzięki temu ta kolekcja ma w sobie mieszankę południowego luzu, elegancji i zmysłowości.
Czy były momenty, w których to tkanina całkowicie zdefiniowała formę ubrania?
Zdecydowanie tak, bardzo często wychodzę od tkaniny. Rysunek przyjmie wszystko, ale dopiero tkanina pokazuje, co tak naprawdę można z niej wyczarować. Czasem materiał dosłownie sam podpowiada, jaką formę powinien przyjąć projekt. Jak się układa, jak reaguje na ruch, na światło. W przypadku kolekcji „Holiday Dream” to było szczególnie ważne. Miała być bajkowa, lekka, jakby przepuszczona przez sepiowy filtr ze wspomnień. Mnóstwo faktur, kolorów, błysków. Będąc we Florencji, kiedy miałem już te wszystkie tkaniny w rękach, zaczynałem je układać, dopasowywać, wyobrażać sobie, co z nich może powstać.

W tej kolekcji zdecydowałeś się na brak koloru czarnego, co wydaje się dość odważnym krokiem. Co cię do tego skłoniło?
Tak, to był świadomy wybór. Chciałem zrobić coś innego, rozstać się z czernią, przynajmniej na jakiś czas. Oczywiście czarny jest łatwy i klasyczny, ale w poprzedniej kolekcji „Black and White Symphony” czerni było sporo. Chciałem, żeby ta kolekcja była cieplejsza, bardziej przyjemna, stąd brak czarnego.
Jak wyglądało zgranie się twojej estetyki i Gatty? Czy było to wyzwaniem?
Nie, to wcale nie było wyzwaniem. Rysując tę kolekcję, często wcześniej dodawałem do projektów elementy, które teraz mogłem wkomponować, takie jak rajstopy czy getry. Zawsze było to częścią mojej estetyki, a teraz mogłem mieć wpływ na rzeczy, kolory, które wpasowały się w całość kolekcji dzięki współpracy z Gattą. Właściwie to ta współpraca naturalnie wpisała się w moją estetykę i jeszcze bardziej otworzyła mi pole do popisu, zwłaszcza jeśli chodzi o to, co mogło powstać nie tylko w mojej pracowni, ale i po stronie Gatty. Nie miałem poczucia, że to wyzwanie, a raczej, że daje mi to nowe możliwości. Cały proces był dla mnie bardzo przyjemny i inspirujący.

„Holiday Dream” to aż 85 sylwetek, a każda z kreacji wydaje się osobną historią. Czy są w tej kolekcji projekty szczególnie bliskie twojemu sercu?
To wszystko jest jeszcze dla mnie bardzo świeże. Ta kolekcja to trochę moje dziecko – tyle emocji, pracy, czasu. Rzeczywiście, jak mówi wielu projektantów, po pokazie często przychodzi cisza, jakby nagle świat na chwilę zwolnił. Jeszcze nie umiem wskazać jednej konkretnej kreacji, która byłaby tą najbliższą, ale są w kolekcji sukienki, które bardzo mocno czuję. To te, które tworzyłem z konkretnym obrazem w głowie – warstwowe, lekkie, poruszające się z każdym krokiem, jakby były podszyte wiatrem. Moje klientki często mówią, że to „sukienki wiatrem podszyte”, i to jest chyba największy komplement. Cała kolekcja to dla mnie hołd oddany kobiecości. Mam w sobie ogromne uwielbienie i podziw dla kobiet. To one mnie inspirują. Może zabrzmi to sentymentalnie, ale gdy byłem małym chłopakiem, mama puszczała mi z adaptera bajkę „Ośla skórka”. Tam były magia, księżniczka, piękne suknie, a ja już wtedy siedziałem i je rysowałem. Dziś czuję, że wciąż jestem tym chłopakiem, który projektuje sukienki dla wyśnionej księżniczki. To chyba się nigdy nie zmieni.
To dopiero początek współpracy z Gattą. Czy możesz zdradzić, czego możemy się spodziewać w kolejnych etapach?
„Holiday Dream” to taki teaser naszej współpracy, bo prawdziwy rozwój dopiero przed nami. Jesienią planujemy większą inicjatywę, z projektami tworzonymi całkowicie od zera. Moje kolory, moje wzory, moje fasony – takie, jakie od zawsze chciałem mieć na pokazach. Dla mnie to naprawdę coś nowego, świeżego i bardzo inspirującego. Nie mogę się doczekać, co z tego dalej wyniknie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.