Ikona makijażu Val Garland: Obracam rzeczy na drugą stronę i do góry nogami
Jest ikoną swojego fachu. Żartuje, że nosi okulary w grubych oprawach, bo nie ma rzęs, a kosmetyki w domu trzyma tylko w jednym miejscu, bo inaczej uaktywnia się jej OCD. I choć przez prawie cztery dekady pracowała z najlepszymi, tworząc makijaże do pokazów Alexandra McQueena czy niezapomniane looki Lady Gagi, przyznaje, że wciąż doświadcza syndromu oszustki. Jakie gwiazdy lubi malować najbardziej? – Miłe – odpowiada bezpardonowo. Taka właśnie jest Val Garland. Z jedną z najsłynniejszych makijażystek swoich czasów rozmawiamy z okazji jej wizyty w Warszawie.
W trakcie swojej kariery wielokrotnie zasłynęłaś z przesuwania artystycznych granic. Czy możesz podzielić się jedną z najbardziej innowacyjnych technik, które twoim zdaniem znacząco przyczyniły się do ewolucji sztuki makijażu?
Mam na liście kilka takich osiągnięć, ale pamiętam, że pracując przy pokazie Garetha Pugh w Londynie, często używałam mydła do wyczesywania i utrwalania brwi, aby nadać twarzom modelek bardziej zaskoczony wyraz. To było lata przed tym, zanim na rynku pojawiły się produkty Anastasii Soare [Anastasia Beverly Hills – przyp. red.] czy moda na laminowane brwi. Nikt wtedy nie używał tej techniki.
Obserwowałaś na przestrzeni dekad zmieniającą się branżę beauty. Jak według ciebie ewoluowały rola i postrzeganie wizażystów?
Dziś na pewno wiemy więcej, jesteśmy dużo lepiej poinformowani, co daje nam więcej pewności siebie w przekraczaniu granic i byciu lepszymi w tym, co robimy. Wraz z postępem technologii poprawie ulegają także produkty, a co za tym idzie – lepiej wyglądającą skórę można uzyskać dosłownie w mgnieniu oka. Nie trzeba wkładać już tyle wysiłku w to, by wykonać podstawowy makijaż. Kto by pomyślał lata temu, że na pokazach mody będziemy robić skórę jak ze szkła? Lee [McQueen – przyp. red.] zawsze mówił, że chce, aby dziewczyny na jego wybiegu wyglądały, jakby miały skórę manekina. A na początku lat 90. nie było nawet czegoś takiego jak rozświetlacz, więc tworzyłam własne produkty, aby uzyskać efekt szklanej skóry.
I czego wtedy używałaś?
Kremu Elizabeth Arden Eight Hour, do którego dodawałam brokatowe pigmenty, aby uzyskać specyficzny rodzaj błysku, który odbija światło.
Twoja praca to historia odważnych projektów. Jakie masz sposoby na pobudzenie kreatywności, gdzie szukasz inspiracji, które potem przekładasz na abstrakcyjne makijaże?
Najważniejsze to być otwartym na wszystko i wszystkich wokół. Mogę być akurat w sklepie z narzędziami, spojrzeć na śrubki czy gwoździe i poczuć się zainspirowana do zrobienia czegoś w makijażu. Lubię szukać, obracać rzeczy na drugą stronę, do góry nogami. Zastanawiać się, jakbym mogła użyć np. materiałów pakunkowych, które wkłada się do pudełek z przesyłkami. Inspirują mnie sztuka i teledyski z lat 80., które namiętnie oglądam. Gdy dorastałam, w Anglii panowała moda na new romantic, nie miałam wtedy zbyt dużo pieniędzy, ale gdy chodziłam na imprezy, każdej nocy chciałam wyglądać inaczej. Inspirowałam się takimi ludźmi jak Leigh Bowery i myślałam, jak zrobić swój makijaż inaczej, czego mogę użyć w zamian. Więc tak, w byciu kreatywnym chodzi o bycie otwartym.
Patrząc wstecz na swoją karierę, który projekt lub moment uważasz za najbardziej przełomowy?
Mogę powiedzieć, że spotkanie z Lee McQueenem było momentem definiującym moją karierę. Tak samo praca z Lady Gagą – nagle powiadomienia na Instagramie zaczęły przychodzić jak szalone, bo zaczęli obserwować mnie jej fani. Nie mogę nie wspomnieć o zostaniu globalną dyrektorką ds. makijażu w L’Oréal Paris. Było to niesamowite w tym sensie, że dzięki temu miałam okazję pracować z wieloma niesamowicie inspirującymi kobietami i mężczyznami, którzy otworzyli mi oczy na wiele spraw.
Skoro mowa o mediach społecznościowych – myślisz, że pomagają one dzisiaj w byciu make-up artist?
Cóż, myślę, że cały świat makijażu kręci się dziś wokół TikToka, gdzie trendy zmieniają się mniej więcej co tydzień. Więc myślę, że media społecznościowe są ważną częścią tego, jak dzisiaj pracujemy. Jako wizażysta, który chce odnieść sukces, musisz być obecny w mediach społecznościowych. Musisz tworzyć treści właściwie przez cały czas. To naprawdę dużo pracy.
Spotykamy się dziś w warszawskim Ufficio Primo z okazji premiery nowego produktu do makijażu L’Oréal Paris – maskary Panorama. Czym według ciebie różni się od innych dostępnych na rynku?
Najważniejsze dla mnie jest to, że robi to, co obiecuje na opakowaniu. Pierwsze pociągnięcie tuszu po rzęsach to historia w stylu „od zera do bohatera” – gołe oko w jednej chwili zyskuje piękną oprawę. Włoski są świetnie rozdzielone i naprawdę powstaje z nich panorama rzęs. Za jednym pociągnięciem! Myślę, że dzisiaj chcemy produktów, które robią swoją robotę, i to szybko. Tego wszystkiego dostarcza właśnie nowy tusz Panorama.
Spodobało mi się, jak podczas warsztatów, które odbyły się chwilę przed naszą rozmową, powiedziałaś, że jesteś niecierpliwa w kwestii wykonywania makijażu. Myślę, że tak ma większość kobiet.
Tak naprawdę jest. W pracy potrzebuję produktów, które działają od razu. Nie chcę budować makijażu warstwami, mieszać kosmetyków, blendować...
Zmiany technologiczne w takich kategoriach jak róż czy podkład są łatwo zauważalne. Jeśli chodzi o tusz do rzęs, wydaje się, że nie dzieje się tu nic nowego – czarny pigment nie może być już bardziej czarny, w kwestii szczoteczki widzieliśmy już chyba każdy kształt i wariant. Tusz do rzęs to jedno z twoich głównych narzędzi pracy, więc najlepiej odpowiesz na pytanie o to, co wprowadza nową jakość do tego kultowego produktu.
Tusz do rzęs, tak jak szminka, jest produktem samym w sobie – ma dawać spodziewany efekt. Dzięki nowym technologiom dzisiejsze formuły dużo lepiej się rozprowadzają, pozostawiają na włoskach mniej grudek. Gdy myślę o początkach tuszu do rzęs, gdy był on małą kasetką z pigmentem, do której musiałaś splunąć, by go rozrobić i nałożyć na kwadratową szczoteczkę przypominającą tę do zębów, by pokryć nią rzęsy, to wiem, że przeszedł naprawdę długą drogę.
Wracając na chwilę do trendów z mediów społecznościowych – rozumiem, że jesteś na bieżąco. Chciałabyś je jakoś skomentować?
Trendy na TikToku to znane od lat makijaże, które mają teraz po prostu nowe nazwy. Popularny mob wife to nic innego jak make-up, który kiedyś nazywaliśmy full glam: mocno wytuszowane rzęsy, kreska zrobiona eyelinerem, mocna szminka na ustach i luksusowo wyglądająca skóra. Kilka sezonów temu mówiliśmy za to o cloud skin czy dreamy skin, a to makijaż, który od zawsze robiłam gwiazdom na czerwony dywan. Tak samo clean girl, czyli tak naprawdę grunge z wczesnych lat 90.
Zgadzam się. A jesteś w teamie matowe czy świetliste wykończenie?
Jestem w obu drużynach, ponieważ wszystko zależy od okazji oraz od oświetlenia.
Nawiązując do nazwy nowego tuszu – panorama jakiego miejsca na świecie była najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek widziałaś w swoim życiu?
Panorama Paryża, którą widziałam, stojąc na schodach bazyliki Sacré-Cœur jesienią, podczas zachodu słońca, gdy w powietrzu unosiła się już mgła. Wyglądała jak namalowany obraz.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.