Maliny, melisa, aloes. Roślinne składniki w kosmetykach
W muzeum Victoria & Albert Museum otwarto niedawno wystawę „Fashioned from Nature”, poświęconą między innymi roślinnym inspiracjom w modzie oraz modnej ostatnio idei sustainability. Gdyby świat kosmetyków mógł liczyć na wsparcie równie szacownej placówki muzealnej, też byłoby co pokazać. Kosmetolodzy tak jak projektanci chcą nas upiększać eksplorując świat roślin i dokładając starań, by efekty ich pracy nie naruszały równowagi ekologicznej.
Materiały, z których szyje się stroje pływackie, przypominają strukturą skórę rekina albo futro foki, bo trudno byłoby wymyślić coś równie doskonałego jak to, co wykształciła natura. Z kosmetykami jest podobnie. Z łodyg, liści, kwiatów i nasion wyciska się olejki, hydrolaty i ekstrakty, które dodane do kremów, pianek i lotionów sprawiają, że działają lepiej niż składniki syntetyczne. Jedna z najpopularniejszych w Polsce marek kosmetycznych Bielenda, jest dobrym przykładem tego jak botanikę można wykorzystać dla potrzeb skóry. W najnowszej serii produktów pielęgnacyjnych znalazłam kilka składników, które ostatnio robią karierę w kosmetologii.
Olej z opuncji figowej jest teraz popularny jak swego czasu rumianek, o którego kojących właściwościach wiadomo od dawna. Opuncja rośnie w gorących regionach Ameryki Łacińskiej, Europy i Afryki. Trudno dobrać się do jej nasion, bo te są otoczone grubą łupiną, a kiedy już to się uda, potrzeba setek kilogramów pestek, żeby wycisnąć nieco oleju. Warto to jednak robić, bo jak się okazuje olej z opuncji zawiera wyjątkowo dużo nienasyconych kwasów tłuszczowych, w tym najcenniejszy kwas linolowy, czyli Omega -6, który opóźnia starzenie się skóry. Ma też sporo witamin, z E na czele, i minerałów, takich jak żelazo i cynk, które wpływają korzystnie na syntezę kolagenu. Kosmetyk z opuncji działa gojąco na skórę. Jeśli połączyć go z działaniem aloesu, który od dawna cieszy się sławą turbo nawilżacza mamy mieszankę doskonale odmładzającą skórę podczas codziennej pielęgnacji.
„Olejek z pestek malin” – to brzmi tak smacznie, że mam ochotę go zjeść. Najciekawszą z jego właściwości jest to, że działa jak naturalny filtr przeciwsłoneczny – chroni przed skutkami szkodliwego promieniowania UV-A i UV-B. Kosmetolodzy zalecają stosować olej z malin na noc – podobno zapobiega powstawaniu zmarszczek, tych, które pojawiają się wskutek przygniatania skóry poduszką. Kurkuma działa też antyoksydacyjnie, wyrównuje koloryt skóry, rozjaśnia przebarwienia i łagodzi stany zapalne. W kosmetykach Bielendy występuje razem z melisą, która jest moim pewniakiem w walce z bezsennością – kubek naparu sprawia, że zasypiam na stojąco. Jeśli melisa w kosmetykach ma choć połowę tej obezwładniającej mocy, to mam ochotę spróbować.
Kurkuma, czyli turmeric – jak nazywają ją Anglosasi – jest tak skuteczna w walce z czasem, że właściwie powinnam dodawać ją do każdej potrawy. Tak robią Hindusi, i jak słyszałam dla nich proszek z tej rośliny może być panaceum na wszystko – od nieuleczalnego bielactwa, przez trądzik, aż po wybielanie zębów. Nasiona Chia wydają mi się nieco przereklamowane, ale jak ktoś ma chęć sprawdzić, czy rzeczywiście działają antyoksydacyjnie, wyrównują koloryt skóry, rozjaśniają przebarwienia i łagodzą stany zapalne – to jest ku temu okazja.
Na londyńskiej wystawie można zobaczyć projekty Stelli McCartney i kreację projektu Calvina Kleina, którą Emma Watson nosiła na Gali Met w 2016. Suknię z imponującym trenem zrobiono w całości z recyklingowanych plastikowych butelek. Marka Ferragamo natomiast pokazała ubrania z włókien zrobionych z odpadów, jakie powstają na plantacjach cytrusów. Kosmetyki botaniczne Bielendy też są zgodne z ideą zrównoważonego rozwoju – niemal w 100 procentach naturalne, nie zawierają parabenów, silikonów, PEG, sztucznych barwników i oleju parafinowego. Teraz już nie wypada używać niczego, co nie jest przyjazne dla środowiska.
Wystawa w V&A jest czynna do 27 stycznia 2019 roku
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.