Znaleziono 0 artykułów
26.04.2025

The Portmanteau Bag ™: Międzypokoleniowa współpraca babci i wnuka

26.04.2025
Fot. materiały prasowe

Te torby to nasza historia przekazywana z ręki do ręki – mówi Michał Waszek, który wraz z babcią Ewą tworzy The Portmanteau Bag ™ – markę unikatowych, ręcznie szytych toreb.

Jak mówi założyciel marki Michał Waszek, The Portmanteau Bag ™ to więcej niż torba. To manifest świadomego designu, projekt łączący tradycyjne rzemiosło z nowoczesnym wzornictwem oraz świadomym podejściem do mody. Każdy egzemplarz torby powstaje na zamówienie i szyty jest przez babcię Ewę.

Skąd pomysł stworzenia The Portmanteau Bag ™?

Michał: Tak naprawdę zaczęło się od spodni. Kilka lat temu, kiedy studiowałem w Warszawie komunikację w modzie na Viamoda, wymyśliłem sobie taką parę, którą można założyć wszędzie, w podróż czy do posiedzenia w domu. Spodnie miały być wygodne i przyjemne. Próbki tkanin zamówiłem z całego świata. Ale zapomniałem wziąć je do Świdwina na Boże Narodzenie, a babcia była bardzo podekscytowana, że razem coś zrobimy. W zastępstwie zaczęliśmy więc myśleć o torbie. W tamtym czasie chciałem sobie kupić tote bag, podobało mi się kilka od japońskich marek. Jednak wizja sprowadzania jej z drugiego końca świata przegrała z zamówieniem polskiego drelichu i zrobieniem torby samemu z babcią – to wydawało mi się przyjemniejszą opcją. Zwłaszcza że lubię robić rzeczy[W1] , mało siedzę w telefonie, raczej żyję w nurcie slow, co odbija się we wszystkich aspektach mojego życia.

Jak więc wyglądało tworzenie pierwszej torby?

Michał: Zaprojektowaliśmy wspólnie i uszyliśmy próbny egzemplarz z innego materiału. Dopiero gdy forma była dopracowana, zrobiliśmy ją z docelowego drelichu. Wróciłem z nią do Warszawy, a na uczelni znajomi pytali, skąd ją mam, i mówili, że też chcieliby taką (śmiech). Kilka pierwszych toreb uszyliśmy z babcią za symboliczną kwotę. Jestem wdzięczny każdej osobie, która nam wtedy zaufała, bo nigdy zamysł nie był taki, że będzie to produkt, który będziemy sprzedawać. Chciałem po prostu stworzyć obiekt na własne potrzeby.

Zarówno z pomysłem na spodnie, jak i torbę udałeś się do babci. Dlaczego?

Pani Ewa: Ja na to odpowiem. Babcia to instytucja z poprzedniego wieku. Taka, która szyje, haftuje. No i do kogo miał się zwrócić, jak tutaj pod ręką taka osoba? Potrzebował maszyny, a ona zawsze u mnie była i wiedział, że szyję na potrzeby rodziny.

Fot. materiały prasowe

Czyli nie jest pani zawodową krawcową?

Pani Ewa: Nie, jestem biologiem na emeryturze. Ale umiejętności szycia mam jeszcze z młodości. Kiedy nic nie było, prowokowało to nas, kobiety, do tego, żeby jednak coś z tym zrobić. Stąd wzięło się moje hobby: szycie, najróżniejsze hafty. Tak więc wnuk miał kogoś, kto mógł mu pokazać wszystko i wszystkiego go nauczyć.

Jak wam poszła ta nauka?

Pani Ewa: Nadspodziewanie dobrze, bo chłopak jest pojętny i jak chce, to potrafi (śmiech). Więc szyje naprawdę dobrze.

Pierwsze torby próbowałeś zrobić samodzielnie.

Michał: W całości uszyłem tylko pierwszą, później ze względu na studia w Warszawie przejęła to babcia. Od razu zaopatrzyliśmy się w trzy kolory materiału: ten jasny, powiedzmy, beżowy, granatowy i niebieski, więc moim znajomym mówiłem, że torba składa się z elementów, które można spersonalizować kolorystycznie.

Pani Ewa: I, mówiąc krótko, studenci to podłapali.

Michał: Dzięki temu ten projekt organicznie zaczął się rozrastać.

Pani Ewa: Ale ostateczny produkt to suma naszych prób i błędów, efekt poszukiwań. Musiałam nauczyć się całej tej procedury, bo chociaż szyłam różne rzeczy, nigdy nie były to torby. Materiał inny, tekstura, technika. Nie było to łatwe.

Fot. materiały prasowe

Nie każdy ma taki kontakt z babcią, że chciałby z nią współpracować, w rodzinach różnie się układa. Jak wygląda wasza relacja?

Pani Ewa: Jest bardzo pozytywna od jego najmłodszych lat. Kiedy chodził do liceum, po lekcjach dzwonił często zapytać, co jest na obiad (śmiech). Czyli normalna sprawa. Później jak wracał do Świdwina, zawsze nas odwiedzał, były pogaduchy na temat studiów i jego pomysłów. Ten akurat siedzi mu już od dawna w głowie i konsekwentnie go realizuje, choć nawet próbowałam go trochę namówić na inne rzeczy, że mógłby robić coś innego.

Co mu pani radziła?

Pani Ewa: Teraz jest tyle możliwości, że proponuję wszystkim moim bliskim młodym, żeby zdobywali jak najwięcej umiejętności na kursach, robili studia podyplomowe, bo czas leci i nie wiadomo, co w życiu będzie potrzebne. A młody człowiek ma jeszcze duże możliwości przyswajania wiedzy, później z pamięcią jest coraz gorzej, nauka trwa dłużej. Dlatego trzeba to wykorzystywać. Nie zaszkodzi, jeśli krawiec będzie potrafił też zrobić coś w ogrodzie albo spawać czy zrobić coś z drewna.

Michale, jak relacja wygląda z twojej perspektywy? Dlaczego zdecydowałeś się zrobić coś wspólnie z babcią?

Michał: To wyszło bardzo naturalnie, ta więź zawsze gdzieś między nami była. Mieliśmy blisko do dziadków, więc wpadaliśmy na niedzielne obiady. Ale w liceum ta relacja się zacieśniła, bo byłem na profilu biologiczno-chemicznym, a że babcia jest z wykształcenia biologiem, była dobrym kompanem do sprawdzenia wiadomości, przegadania pytań maturalnych. Po szkole, tak jak powiedziała, przychodziłem, jadłem i siedziałem do wieczora (śmiech). Więc spędziliśmy sporo czasu wspólnie przy książkach, śmiejąc się i też kłócąc. Wiedziałem, że babcia od zawsze szyła, i skoro temat spodni zszedł na bok, to od razu temat torby wskoczył w to miejsce.

Pani Ewa: Te więzi jeszcze bardziej się zacieśniały, kiedy wnuczek pisał pracę licencjacką. Wtedy tutaj, z tego pokoju, zrobiła się pracownia, bo musieliśmy szyć rzeczy jako ilustrację praktyczną do jego pracy.

Fot. materiały prasowe

Jaki był jej temat?

Michał: Studiowałem komunikację w modzie, więc z projektowaniem miałem niewiele wspólnego, ale zawsze chciałem pochylić się nad dorobkiem Martina Margieli. To był moment, kiedy mogłem nakupować książek, oglądać i czytać wszystko, co dało się o nim znaleźć. Wpadłem wtedy na pomysł, że mógłbym włączyć do pracy nasze torby, ponieważ skupiałem się w niej na upcyklingu w pierwszych dziesięciu kolekcjach Margieli, zarówno na poziomie pomysłów i idei, jak i materiałów oraz ubrań. Praktyczną częścią mojego licencjatu były więc torby, które zrobiłem ze starych spodni, plastikowej płachty, która została po budowie domu rodziców. W szyciu pomagała mi babcia.

Co robiłeś po obronie?

Michał: Po studiach przez kilka miesięcy pracowałem w Paryżu jako visual merchandiser w pierwszym sklepie On Running we Francji. Aktualnie prowadzę własną agencję kreatywną i przez Instagram rozszerzam sieć kontaktów. Dzięki temu Bafic, który wyreżyserował kampanię Louis Vuitton, ma moją torbę. Mieliśmy także okazję współpracować ze studiem Alaska-Alaska, założonym przez Virgila Abloha. The Portmanteau Bag ™ tak naprawdę wystartował z zajawki, z chęci zabawy pomysłami i dopieszczania tej torby. To coś, co sam noszę. Stoję w opozycji do typowego marketingu, nie wstawiam wielu rzeczy na Instagram, ale wszystko, co tam jest – posty, grafiki – od A do Z jest zrobione przeze mnie. Stworzyłem całą identyfikację wizualną, postawiłem stronę internetową. Sam się tego uczyłem. Ale ten projekt nie jest główną rzeczą w moim życiu, chociaż dopiero teraz zacząłem więcej działać w tym temacie.

Dlatego, mimo że marka istnieje od 2021 roku, dopiero teraz zacząłeś bardziej ją promować?

Michał: Potrzebowałem czasu, żeby to we mnie urosło, żebym mógł odkryć siebie i żebym był gotowy na te kilka sprzedanych toreb więcej. Nawiązuję właśnie kontakty z japońskimi i koreańskimi sklepami, planuję odezwać się do kilku miejsc w Europie. Z kolegą ze Szwajcarii będziemy robić wspólny projekt i organizować pop-upy w różnych miejscach na świecie. Coraz bardziej The Portmanteau Bag ™ przestaje być pobocznym, hobbystycznym projektem, a tych mam bardzo dużo. Dla mnie sukcesem rzeczy, które robię, są rozmowy z ludźmi, to, że ktoś jest szczerze zainteresowany projektem, że chce posłuchać historii mojej i babci. Nie potrzebuję tysięcy sprzedanych toreb. Dla mnie zawsze jakość była ważniejsza niż ilość.

Ile czasu zajmuje zrobienie jednej torby?

Michał: W najszybszej opcji trzy dni, ale teraz idzie to trochę wolniej. Babcia jest babcią i obecnie potrzebuje na to więcej czasu. Sama konstrukcja jest bardziej skomplikowana niż w innych, zwykłych torbach. Nie idziemy na łatwiznę. Sam ich jasny kolor to coś, co zostało ze mną po zgłębianiu twórczości Margieli. Chciałem, żeby dzięki niemu każda po roku wyglądała inaczej, żeby zyskała indywidualne cechy osoby, która ją nosi. Jedna będzie pogięta i brudna, druga nieskazitelnie czysta. To nie jest zwykła tote bag, nigdy nią nie będzie, bo w każdym jej elemencie ukryte są różne smaczki, jak haft MW STUDIOS i rok powstania torby z dodatkowym miejscem na personalizowany napis. To jest produkt premium, dlatego z czasem dołączyliśmy do naszych toreb woreczek przeciwkurzowy, kojarzący się z luksusowymi torbami ze skóry, który chroni je przed zniszczeniem. Nasz dust bag zrobiony jest z tego samego grubego materiału i chroni torbę nie przed zarysowaniami, ale chowamy  go do niej z szacunku do produktu.

Skoro nie prowadzisz regularnej komunikacji w social mediach, to jak docierasz do nowych osób?

Michał: To trochę poczta pantoflowa, ludzie przekazują sobie naszą historię z ręki do ręki. Bafic powiedział Kazeemowi, który robi magazyn „New Currency”, i tak samo robili moi znajomi. Najpierw oni mieli torby, potem ich znajomi. Zależy mi na tym, żeby osoby, które chcą mieć nasze torby, miały czas i ochotę poznać opowieść, jaka za nimi stoi, moje wartości, i zainspirowane nimi może nawet zadzwoniły do swojej babci czy dziadka.

Ismena Dąbrowska
  1. Moda
  2. Zjawisko
  3. The Portmanteau Bag ™: Międzypokoleniowa współpraca babci i wnuka
Proszę czekać..
Zamknij