Kilka lat temu stworzyli Supersalon, czyli wyjątkowe miejsce z wyselekcjonowanymi książkami i magazynami, teraz Ala Gabillaud i Krzysztof Kowalski ruszają z cukiernią. Miss Mellow to najsłodszy nowy adres na mapie Warszawy.
– Zdrowe słodycze? To chyba nie dla mnie – uśmiecha się Ala Gabillaud, która razem z Krzysztofem Kowalskim stworzyła Miss Mellow. Do niedawna ich fantazyjne desery można było znaleźć na Targu Śniadaniowym i Nocnym Markecie. W lipcu otworzyli własne miejsce w centrum Warszawy, które nazywają „barem kawowym”. Ta przestrzeń jest zbyt kameralna, żeby uznać ją na kawiarnię, w której przesiaduje się godzinami, ale też zbyt ciekawa, żeby po zakupach klienci po prostu z niej wychodzili. Tu można wypić kawę, zjeść szybkie śniadanie na słodko albo po prostu wpatrywać się w hipnotyzujące rzędy ptysi, tartaletek, brioszek i słoików ze słonym karmelem.
Smaki z dzieciństwa
– Wyszliśmy od fascynacji amerykańskimi snackami i wypiekami – popcornem i piankami, ciatkami brownie czy cookiesami. To był nasz pomysł na uchwycenie festiwalowej atmosfery targów, na których zaczęliśmy się wystawiać – mówi Krzysztof. Nostalgię z lat 90. unowocześnili świadomym slowfoodowym podejściem. Jedzenie ma być prawdziwe - bez konserwantów i chemicznych barwników. Właściciele Miss Mellow podkreślają, że biały cukier używany rozsądnie jest zdrowszy od słodzików i syropu glukozo-fruktozowego.
– Zależało nam na tym, żeby nasze słodkości powstawały bez sztucznych dodatków. Wszystko, łącznie z pieczywem na tosty, dżemami i syropami do napojów, wytwarzamy sami. Wolimy wiedzieć, co jest w środku – dodaje Kowalski. W tym duchu powstały ich sody robione na bazie własnych sezonowych syropów, popcorn z polewą czekoladową, czy znak rozpoznawczy, czyli różowo-białe pianki, które potrafią przybierać najbardziej zaskakujące formy, jak choćby tortu weselnego zrobionego na zamówienie najwierniejszych klientów.
– W pewnym momencie poczułam, że muszę wprowadzić do oferty coś swojego, bardziej klasycznego. Polsko-francuski trop był dla mnie naturalny, bo na takich deserach się wychowałam – dodaje Ala, która urodziła się we Francji. Kontynuuje teraz tradycje rodzinne piekarnicze. Popisowy deser Ali to crème caramel. – To flan waniliowy z karmelem na dole. Taką porcję potem się odwraca. Uwielbiam patrzeć, jak karmel rozlewa się po talerzu! – opowiada Gabillaud, ale z równym entuzjazmem wylicza polskie przeboje. – Teraz mamy jagodzianki i kokosanki, a za moment startujemy z pączkowym popupem. Przez jeden dzień w miesiącu będziemy sprzedawać tylko pączki – mówi. – W autorskiej wersji. Najbliżej im do włoskich bomboloni, czyli puszystych pączków obtoczonych cukrem. Będziemy nadziewać je naszymi dżemami i kremami – dodaje Krzysztof.
Wcinanie na kanapie
Amerykańsko-francuska-polska fuzja smaków doskonale odpowiada ich filozofii łączenia wyrafinowania z popem. – Najbardziej zależy nam chyba na tym, żeby łączyć świat wysokiego cukiernictwa rodem z Francji z komfortem zjedzenia domowego ciasta czy drożdżówki. Tak jak na elegancką tartaletkę mamy czasami ochotę na lody z sosem karmelowym w McDonaldsie, czy ukochaną szarlotkę babci. Chodzi o to, żeby mieszać proste słodycze do wcinania na kanapie z tymi bardziej wyrafinowanymi. Pomiędzy tymi światami czujemy się najlepiej – zauważa Krzysztof. – Nie lubimy też wszechobecnej napinki na dietę albo przaśnej elegancji, którą coraz częściej obserwujemy. Wszystko jest dla ludzi! Czasami trzeba się trochę rozpieścić – dodaje Ala.
Koncepcja łączenia smaków czytelna jest też we wnętrzu, które zaprojektowali sami. – Chodziły nam po głowie różne rzeczy. Trochę nostalgia za latami 90., trochę bary mleczne, a trochę kawiarnia Hortexu, do której chodziłem z rodzicami na galaretki, gdy przyjeżdżaliśmy w dzieciństwie na wycieczki do Warszawy. Akcenty z nowojorskich spelun, ale także japońskich barów kawowych kissaten – mówi Krzysztof, a Ala dodaje: – W Mozaice byliśmy z naszym fornirem sprawdzać odcień bejcy. Miał to być głęboki, karmelowy brąz. To właśnie z fornirów jesteśmy chyba najbardziej dumni. A ręcznie robione, kwadratowe białe kafelki znaleźliśmy zapomniane w hurtowni. Nikt ich nie chciał kupić, bo teraz jest moda na duże płytki. Czekały na nas!
Czarną podłogę z jasnym nakrapianiem malowali sami, wspomagając się tutorialem z YouTube'a. Retro plafony znaleźli w internecie i sprowadzili z Radomia. Zostawili ozdobną kratę z lat 80.
Miss Mellow jest świeżo otwartym miejscem pośród zasiedziałych lokali, ale doskonale wpisuje się w nastrój ulicy Wilczej. Eksperymentuje, ale nie ma w tym nic z arogancji. Została więc szybko zaakceptowana przez lokalnych mieszkańców. – W prowadzeniu cukierni najfajniejsze jest to, że na kawę i ciastko można przychodzić codziennie. Działamy od dwóch tygodni i mamy już stałych klientów, którzy pojawiają się o tej samej porze – mówi Krzysztof.
Może przyciągają ich też magazyny przyniesione z Supersalonu. Selekcję ulubionych tytułów „do kawy” można znaleźć na specjalnym stojaku w rogu.– Nie wiem, co mają ze sobą wspólnego magazyny i ciastka. Chyba tylko tyle, że czytając, świetnie się je – uśmiecha się Ala. Offline, rzemiosło i twórczy powrót do tradycji to wspólne wartości, które łączą dwa, jak się okazuje nie tak odległe, światy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.