Coraz trudniej przymykać oko na raperów, którzy w swoich wersach podkreślają wyższość mężczyzn nad kobietami. Jak zgodnie twierdzą raperki Aljas i Susk, najwyższy czas porozmawiać o granicach konwencji w hip-hopie. – Te wzorce zostawiają ślad w nieświadomości słuchacza – mówią.
W ciągu ostatnich kilku lat hip-hop stał się najpopularniejszym gatunkiem muzycznym w Polsce. Jako że coraz więcej przestrzeni w debacie publicznej poświęcamy prawom kobiet i osób LGBT+, coraz częściej zwracamy uwagę na przejawy dyskryminacji w popkulturze. Na szczęście artystek na scenie hip-hopowej jest coraz więcej. Queerowa raperka Susk i związana z warszawskim środowiskiem artystycznym Aljas w rapie najbardziej cenią bezpośredniość. – Hip-hopowe zajawy to różne drogi ujścia dla silnej potrzeby ekspresji własnej tożsamości. Rap przez swój eklektyzm i antysystemowy wydźwięk stał się dla mnie optymalnym środkiem wyrazu – mówi Susk. Jak podkreśla, we współczesnym hip-hopie nadal pojawiają się zarówno follow-upy i sample starych numerów z przeróżnych gatunków, jak i pierwiastek buntowniczego zrywu.
Gdy Susk została zaproszona do ostatniej edycji SBM Starter, akcji promującej młodych raperów z podziemia, jej jedynym projektem była epka „Zmienne Zakłócające”, nagrana w domowych warunkach na bitach początkującej producentki slotkiejkotki123. Materiał został zauważony przez środowisko. Susk nawinęła na nim w „Intro”, że „nie wie, czy biorą gejów Asfalty i SBM”. Gdy odezwał się do niej Solar, współzałożyciel jednej z najpopularniejszych hip-hopowych wytwórni w Polsce, okazało się, że biorą. Choć raperka nie podpisała kontraktu z labelem, jej udział w Starterze był ważny nie tylko dla rozwoju kariery. – Nawet, jeśli nie zostanę w SBM, cel „marketingowy” został osiągnięty – powiedziała.
Dziewczyński rap
By raperki mogły zaistnieć, potrzebne były magnetyzujące postaci. Young Leosia i jej przystępna, imprezowa muzyka o wiralowym potencjale, wysoki głos i barwny wizerunek nie przystawały do wyobrażeń o hip-hopie. Wspierana przez Żabsona artystka, podbijając TikToka i zdobywając duże liczby wyświetleń na YouTubie, nie wpisywała się w żaden istniejący dotychczas archetyp raperki – ani nie reprodukowała męskich wzorców, ani nie podkreślała swojej, bezpiecznie stojącej do nich w opozycji, kobiecości. Single „Szklanki” i „Jungle Girl” połączyły pokolenia. Sprawiły też, że Leosia stała się bohaterką memów i przeróbek. Dziś, po dwóch latach od wydania „Hulanek”, jej debiutanckiej epki, widać, że Young Leosia nie była wyłącznie ciekawostką. Niedawno, po odejściu z ekipy Internaziomali, założyła własną, niezależną wytwórnię Baila Ella, by wydawać inne artystki. W międzyczasie współtworzyła z Taco Hemingwayem, Okim, Otsochodzi, Young Igim czy duetem PRO8L3M projekt „club2020”. Swoją drogą na albumie, który ujrzał światło dzienne 10 marca, położyła sporo dosadnych wersów. Nie tylko w kawałku „No weź”, w którym jak spekulują fani, dissuje Żabsona. W „Candy Flip”, nagranym z Dziarmą i Margaret, rapuje: – Mam głos, jaki mam, ale umiem poskładać. Co cię tak boli, że dziewczyna ma szansę uczciwie zarobić?
Young Leosia jako pierwsza wprowadziła do polskiego rapu dziewczyński wizerunek. Trafiła w niszę, dzięki czemu przetarła szlaki chociażby współpracującej z nią od niedawna Bambi. Nina Jaszewska na łamach „Liberté” definiując wymykającą się binarnym podziałom kategorię dziewczyńskości w kulturze i sztuce, pisze, że „jest co prawda odzwierciedleniem młodości, ale z uwzględnieniem wszelkich w niej przejawów wolności, kontestacji i krnąbrności”. Ale dziewczyński rap to nie tylko powstałe podczas twardego lockdownu i protestów kobiet „Szklanki”. To również „Bedoesiara”, manifest feministyczny nagrany przez Bedoesa wiosną 2022 r., który wyewoluował z żartu rapera na Instagramie. Albo powstały na fali nostalgii do lat 2000. i popularności stylu barbiecore kawałek „Malibu Barbie” club2020 czy „IRL”, debiutancki singiel Bambi.
Dziewczyna rapuje o seksie
Dwa lata temu wybiła się także Oliwka Brazil, która regularnie mierzy się z hejtem. Rapując o seksie i wykazując się pogardą wobec mężczyzn i innych kobiet, a nawet stosując slut-shaming, Oliwka od początku wykorzystywała „hip-hopową konwencję”. Z tego powodu jej teksty trudno jest oceniać jednoznacznie. Bo to, że Brazil w swoich kawałkach nazywa inne dziewczyny „szmatami” czy „k***”, z jednej strony jest wyzwalające (skoro panuje przyzwolenie, by to samo robili raperzy), z drugiej, utrwala szkodliwe stereotypy.
– Nie znoszę takiego gadania: „dlaczego Megan Thee Stallion dostała tyle nagród Grammy za to, że rapuje o swojej cipce?”. No to dlaczego w takim razie nie dziwimy się, że na przykład Grammy dostał Kanye West, który rapuje o swoim siusiaku? Stosujemy podwójne standardy. Myślę, że wynika to głównie z tego, jak w naszym społeczeństwie traktowana jest seksualność kobiet, a jak mężczyzn. Seksualne wyzwalanie się tych pierwszych wzmacnia ich pozycję, ale jest nieakceptowane, bo przywykliśmy do tego, by kobiety uprzedmiotawiać. Gdy artystka rapuje o swojej seksualności, ma to więc inny wydźwięk, niż gdy robi to artysta – mówi Aljas, wyjaśniając, że seksizm w hip-hopie jest głęboko zakorzeniony. Kobiety długo figurowały – i właściwie nadal figurują – w tej muzyce jako zdobycze mężczyzn. Dlatego często jako raperki są źle odbierane, ponieważ burzą pewien porządek.
Powstała w Ameryce kultura hip-hopowa, choć również współtworzyły ją kobiety, od początku była zdominowana przez mężczyzn oraz powiązana z patriarchalnymi, afroamerykańskimi ruchami nacjonalistycznymi. Jednak archetyp hustlera (osoby przedsiębiorczej, przestępcy) i określenia, takie jak bitch (ang. „dziwka”), na stałe weszły do rapowego języka dopiero na przełomie lat 80. i 90. XX w. wraz z komercjalizacją gatunku. Później zostały utrwalone przez artystów, takich jak Dr. Dre czy 50 Cent, specjalistów od gangsta rapu. W Polsce hip-hop kształtował się w czasach transformacji. Podobnie jak disco polo, był jednym z nielicznych środków przekazu, za pomocą którego można było dosłownie mówić o seksualności i cielesności. Oczywiście sposób, w jaki kobiety były ukazywane (najczęściej oczami heteronormatywnego mężczyzny), był seksistowski. W Stanach Zjednoczonych w późniejszych latach 90. XX w. trudną relację kobiet z patriarchalnymi ruchami społecznymi czy kulturą hip-hopową badała dziennikarka i feministka Joan Morgan. W Polsce krytyką tego, jak dziewczyny przedstawiane są w rapie, zajmuje się dr Justyna Struzik.
Dyskusja o seksizmie
– Czuję, że z roku na rok zmniejsza mi się próg wytrzymałości na seksistowskie i ksenofobiczne wersy czy inwektywy w sztuce. Bardzo subiektywnie oceniam, co przekracza moją granicę i zniesmacza, a co jest dla mnie akceptowalne. Cały czas zwracam uwagę na sposób, w jaki raperzy piszą o kobietach. Mając nadzieję, że mówią dobrze nie tylko o swojej żonie i matce – mówi Susk. – Mimo wszystko, nie odrzucam całkowicie racji bytu jakiegoś typa za kilka (czasem naprawdę absurdalnych) wersów. Wolę zwracać uwagę na to, jak utrwalony został patriarchalny wzorzec w tej muzyce. Trudno z nim walczyć. Najlepszym sposobem wydaje się wywoływanie dyskusji – kontynuuje raperka.
Jedną z pierwszych, która wzbudziła emocje w środowisku, była ta zainicjowana przez Przemysława Guldę z „Gazety Wyborczej”. Wiosną 2019 r., po premierze albumu „Widmo” PRO8L3Mu, dziennikarz kulturalny napisał w mediach społecznościowych, że Agora wydaje i promuje mizoginistyczną muzykę. Na jego post odpowiedzieli nie tylko reprezentanci innych mediów, lecz również sami artyści. – Nie zgodzę się z tym, że moje teksty są seksistowskie. OK, znajdą się w nich wulgarne nawijki o tematach damsko-męskich, ale nigdy ich zamiarem nie było obrażanie kobiet. Chodzi o pewną konwencję, która może oburzać tylko wtedy, gdy ktoś jej nie potrafi skumać – tłumaczył wtedy Oskar Tuszyński z PRO8L3Mu.
Filip Szałasek trafnie stwierdził w rozmowie z Krytyką Holistyczną w „Czasie Kultury”, że „konwencja to zbiór reguł i rekwizytów, które sprzyjają szybkiemu kontaktowi z odbiorcą. Zamiast kontekstu wystarczy kilka umówionych symboli i już mówimy wspólnym językiem. Zaletą konwencji jest bezpośredniość, jej wadą – to, że utrwala stereotypy. Polski hip-hop nie jest wyjątkiem (…) Ale to, że dotyka niemal wszystkich sfer życia, oznacza, że będzie musiał się z nim (z życiem) zderzyć”.
I w ostatnim czasie w ten sposób „z życiem” zderzył się m.in. Żabson, po premierze singla „Sidehoe” z gościnnym udziałem Bedoesa2115. A właściwie wtedy, gdy swoim wersem „możesz być moją sidehoe”pochodzącym z refrenu, podpisał opublikowane na Instagramie zdjęcie z Mią Kalifą z tygodnia mody w Mediolanie. Modelka zareagowała, a sytuację opisały nawet zagraniczne media. – Nawet jeśli Bedoes nie wypowiada się w seksistowski sposób w tej piosence, to bierze w niej udział. A parę miesięcy temu śpiewał w »Bedoesiarze« o wolności kobiet i samoakceptacji. Moim zdaniem to oportunizm. Niestety problemem jest, że większości raperów nie obchodzi, co sobą reprezentują w muzyce, nie zastanawiają się nad tym. Brakuje im samoświadomości – mówi Aljas. Śmieje się z tego, że zależy im na aprobacie innych mężczyzn, nie na aprobacie kobiet, pomimo że twierdzą, że są hetero.
– Nie każda „suka”, która pada w tekście, jest zła. Mówiłam o tym też w podcaście Rap MATTers i podtrzymuję swoje stanowisko. Jestem w stanie się bawić przy takich piosenkach, bo często nie traktuję ich poważnie. A czasem, żeby cieszyć się muzyką jakiegoś zagranicznego twórcy, którego lubię, muszę ignorować seksistowskie wersy. Zawsze je zauważam, tak samo te homofobiczne – mówi Aljas. Zwraca też uwagę, że większość obraźliwych słów to feminatywy. – Wiadomo, że jeśli Quebo rapuje „podrabiasz nas 1:1, suko”, to nie mówi o dziewczynie, tylko o innych raperach. Ale słowem obraźliwym jest wtedy pejoratywne określenie na kobietę – wyjaśnia raperka. Sama kiedyś pisała podobnie, ale gdy zdała sobie sprawę z tej zależności, postanowiła więcej nie powielać szkodliwych schematów językowych.
– Możemy analizować, dlaczego jest tak dużo „suk” w linijkach, czego to może być wyrazem, dlaczego nas to bawi na melanżach – myślę że to po części przez kreację postaci rapera, której masowi słuchacze nie odbierają dosłownie, nie widzą jako osoby takiej samej, jak każdy. Chciałabym wierzyć, że większość słuchaczy łapie, że obserwują konwencję, w ramach której czasem wartości stojące za nią są mało istotne i niewarte wprowadzania w życie. Jednak wątpię, że wzorce przekazywane pomiędzy mizoginistycznymi wersami nie zostawiają śladu w podświadomości słuchacza. Seksistowskie zwroty niestety oswajają nas z takim podejściem. Ważne, żeby o tym rozmawiać – komentuje Susk.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.