Byłabym nieszczęśliwa, gdybym nie miała dziecka. Ale równie nieszczęśliwa byłabym, zostając w domu – o równowadze między pracą a prywatnością opowiada, w ramach cyklu o rozwoju zawodowym, Agnieszka Kulas, partner w Boston Consulting Group.
Na czym polega twoja codzienna praca?
Wspieram zarządy dużych firm w tworzeniu strategii i rozwiązywaniu kluczowych problemów. Przeprowadzam transformacje modeli operacyjnych i struktur organizacyjnych, współpracuję z sieciami sprzedaży nad ich efektywnością, zajmuję się integracjami po fuzjach. Najczęściej pracuję dla instytucji finansowych, banków i ubezpieczycieli.
W jakiej branży pracuje ci się najlepiej?
Na początku kariery zdobywałam doświadczenie w różnych sektorach: w finansach, telekomunikacji, consumer goods. Do dziś wspominam projekt, podczas którego analizowaliśmy rynek słodyczy w Polsce. W moim pokoju znajdowało się wtedy 600 opakowań różnych ciastek… To zdecydowanie był jeden z moich najciekawszych projektów.
Wraz z doświadczeniem zawężamy sektory, w których pracujemy. Ja funkcjonalnie wyspecjalizowałam się w sprzedaży i organizacji, a branżowo w finansach i ubezpieczeniach. Studiowałam strategię i zarządzanie na uniwersytecie w Oslo, finanse i bankowość na SGH oraz prawo na UW, więc te dziedziny mają związek z moim wykształceniem, ale trochę przez przypadek. Tak naprawdę liczy się doświadczenie.
Zwłaszcza że pracujesz nie z tabelkami, a z ludźmi – to wymaga miękkich umiejętności.
Jesteśmy zatrudniani przez zarząd danej firmy, ale zajmując się organizacją i sprzedażą, muszę znać ludzi na wszystkich szczeblach organizacji. Gdy zaczynam transformację sieci sprzedaży, najpierw jadę na dwa tygodnie w Polskę. Jeżdżę po wielkich i małych miastach i rozmawiam z ludźmi. Dopiero wtedy rozumiem, na czym polega problem. Wyobrażenia zarządu i ludzi w terenie na temat celów, problemów i wyzwań firmy są często zupełnie różne.
Pomagasz im się porozumieć?
Cała moja praca polega na pomaganiu. Widzę, jak firmy, z którymi pracuję od dawna, wzrastają. Spotykam menadżerów, którzy po sukcesie naszych wspólnych projektów, wchodzą do zarządu. Wtedy na zupełnie osobistym poziomie odczuwam satysfakcję.
Firma musi zmierzyć się z kryzysem, żeby zwrócić się o pomoc?
Duże korporacje przyzwyczaiły się do życia w ciągłej zmianie. Gdy świat zewnętrzny się zmienia, nie można za tą zmianą nie podążyć. Nawet w tradycyjnych branżach, jakimi są bankowość i ubezpieczenia, trzeba iść do przodu. Trudno sobie przecież wyobrazić, że bank nie oferuje klientom bankowości mobilnej…
W ostatnich miesiącach firmy antycypują nadchodzący kryzys?
Początek lockdownu był dla nas okresem bardzo intensywnej pracy. W ciągu jednego tygodnia rozmawialiśmy z zarządami większości naszych głównych klientów, wszyscy wtedy zastanawiali się, jak w krótkim czasie dostosować model pracy i obsługi klientów do nowej rzeczywistości. Podczas pandemii korzystaliśmy z doświadczeń wszystkich oddziałów BCG na świecie. Mogliśmy skorzystać z rozwiązań przetestowanych już przez naszych kolegów z Azji czy innych rynków, na których pandemia trwała relatywnie dłużej.
Międzynarodowy charakter firmy to dla ciebie ważny aspekt?
Gdy 12 lat temu zaczynałam pracę, międzynarodowa firma kojarzyła mi się z niesamowitymi możliwościami, podróżami służbowymi, poznawaniem ludzi z całego świata. To oczywiście istotne aspekty, jednak teraz najważniejsza dla mnie jest ciekawość drugiego człowieka. Zawsze myśleliśmy globalnie, np. zapraszając do rozwiązywania problemów klientów ekspertów z zagranicy. W czasie pandemii to łatwiejsze niż kiedykolwiek, bo z każdym można połączyć się na Zoomie.
W filozofii BCG mieści się zrównoważony rozwój i różnorodność. Jak to się przekłada na praktyczne rozwiązania?
Na pewno w ostatnich latach poprawiła się sytuacja kobiet – w miejscu pracy w ogóle i u nas w firmie. Gdy zaczynałam, byłam jedną z kilku dziewczyn w polskim BCG. W korporacjach kobiety najczęściej obejmowały stanowiska w działach HR, bo tu kluczowe są umiejętności komunikacyjne. Ale przecież to stereotyp, że każda kobieta jest w tym świetna!
Kiedyś zdarzało mi się wchodzić do sali konferencyjnej, gdzie siedziało 20 mężczyzn. Pamiętam też, jak wszyscy byli w szoku, gdy amerykańska firma, dla której pracowaliśmy, poprosiła, żeby 30 proc. konsultantów było kobietami. Dziś to norma.
Czułaś się dyskryminowana?
Zawsze starałam się patrzeć na tę sytuację od pozytywnej strony. Jako jedyna dziewczyna w sali pełnej mężczyzn czułam się wyróżniona, łatwiej było zbudować mi rozpoznawalność. A w relacjach zewnętrznych czułam, że jako kobiecie jest mi niekiedy nawet łatwiej. Prezes, który od 30 lat postępuje tak samo, z trudem znosi słowa krytyki ze strony mężczyzny, kobiety posłucha chętniej.
Dziewczyny młodsze od ciebie, które teraz zaczynają pracę, mają inne podejście?
Teraz dziewczyny są świadome swojej wartości, widzę to już na etapie rozmów rekrutacyjnych. Ja byłam trochę nieśmiała. Zastanawiałam się, czy aby na pewno tu pasuję, nie potrafiłam tak swobodnie mówić o sukcesach.
Co cię skłoniło, żeby tak długo pracować w jednej firmie?
Zanim trafiłam do BCG, spróbowałam wielu rzeczy. Zaczęłam pracować po drugim roku studiów w polskiej centrali Toyoty, gdzie byłam zaangażowana w projekty w obszarze HR. Potem trafiłam do PKN Orlen do działu fuzji i przejęć, w międzyczasie pracowałam też w kancelarii. Do konsultingu strategicznego przekonała mnie różnorodność. Tu nie ma monotonii. Czuję się trochę, jakbym pracowała w kilku miejscach naraz. Do firmy przywiązałam się też przez ludzi. Najpierw nasz zespół liczył 30 osób, teraz jest ich już ponad sto. Lubimy spędzać razem czas, w biurze i poza biurem, zapraszamy się nawet na urodziny naszych dzieci…
A jak odpoczywasz?
Co roku biorę miesiąc, dwa albo nawet trzy miesiące wolnego. Cieszę się codziennością – wyjściem na kawę, książką, zabawą z dzieckiem. Ta wolność podoba mi się w pracy projektowej.
Mam wtedy też możliwość podróżować. Gdy mój syn miał kilkanaście miesięcy zwiedziliśmy wspólnie Japonię, Hong Kong, Oman, USA i Skandynawię.
Nie masz więc problemu z godzeniem życia rodzinnego z pracą?
Na początku miałam wiele obaw związanych z powrotem do pracy. Gdy byłam w ciąży, nikt mi tego nie mówił wprost, ale wiedziałam, że na menedżerskim stanowisku w doradztwie strategicznym w Polsce nie ma wielu matek.
Kluczowe dla mnie było znalezienie nowego rytmu pracy. W moim przypadku oznacza to na przykład rozpoczynanie dnia bardzo wcześnie, tak aby mieć możliwość spędzania popołudnia z synem. Ogromne znaczenie miało też wsparcie ze strony moich zespołów i klientów.
Z perspektywy kilku lat łączenia pracy z byciem mamą wierzę, że ważne jest to, aby nie wywierać presji na samej siebie. Uważam, że w życiu można mieć wszystko, tylko nie wszystko naraz. Nie da się być jednocześnie najlepszym sportowcem, osobą z wieloma pasjami, najlepszym pracownikiem korporacji i najlepszą matką. Trzeba pogodzić się z tym, że czasem w niektórych obszarach naszego życia warto zwolnić. Byłabym nieszczęśliwa, gdybym nie miała dziecka. Ale równie nieszczęśliwa byłabym, zostając w domu.
Czujesz, że osiągnęłaś sukces, spełniłaś marzenia?
Tak, jestem dumna z tego, co udało mi się osiągnąć. W ostatnich latach bardzo wiele się nauczyłam zarówno jako konsultantka jak i jako menedżerka. Cały czas stawiam przed sobą nowe cele, szczególnie ważny teraz jest dla mnie wpływ na rozwój innych – moich młodszych współpracowników. Chciałabym też osiągnąć jeszcze lepszą równowagę pomiędzy czasem spędzanym z najbliższymi, pracą i czasem dla siebie.
Rozmawiasz z synem o pracy?
Moment mojego powrotu do pracy był dla nas obojga trudny. Płakał, gdy wychodziłam z domu. Potem zrozumiałam, że muszę wysłać mu pozytywny przekaz. Dzieci wyczuwają, z jakimi emocjami idziemy do pracy. „Chcę wrócić do pracy, bo lubię spędzać czas z koleżankami i kolegami, tak jak ty lubisz spędzać czas z innymi dziećmi” – powiedziałam mu. Pomogło też, kiedy pokazałam mu miejsce, gdzie pracuje. Gdy zobaczył, że mam w biurze ciastka i te wszystkie buty na obcasach, w które przebieram się na spotkania, zupełnie się nie dziwił, że chcę tam zostać (śmiech).
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.