Znaleziono 0 artykułów
28.02.2021

„My, dzieci z dworca ZOO”: Jak narkotyk

28.02.2021
(Fot. Materiały prasowe HBO)

Nowy serial HBO GO powraca do motywów znanych z kontrowersyjnego bestsellera z 1978 r. o nastoletnich narkomanach z Berlina. Zamiast uwspółcześnionej wiwisekcji uzależnienia dostajemy jednak niezbyt udaną próbkę uniwersalnej opowieści o dojrzewaniu.

Za autorkę wydanej w 1978 r. książki „My, dzieci z dworca ZOO” najczęściej uznaje się jej główną bohaterkę, nastoletnią Christiane F. W rzeczywistości powstała na podstawie rozmów, jakie z Felscherinow przeprowadziło dwóch dziennikarzy śledczych niemieckiego magazynu „Stern”. Kai Hermann i Horst Rieck ubrali opowieść Christiane w efektowną narrację pierwszoosobową. Wstrząs wywołały nie tylko mocne opisy uzależnienia, dziecięcej prostytucji, życia i śmierci na ulicy. Udało się wyrazić uniwersalny lęk przed bezlitosnym heroinowym uzależnieniem. Lęk znany doskonale też w Polsce, która mimo odcięcia od świata, od końca lat 70. XX w. mierzyła się z plagą uzależnień od „polskiej heroiny” – łatwego do przygotowania i tańszego niż wódka kompotu z maku. „My, dzieci...” wydawano u nas w 1987 r., gdy obraz narkomana ze strzykawką był już dobrze znany. 

(Fot. Materiały prasowe HBO)

Oskarżycielski bestseller

Z Christiane F. mógł się utożsamić każdy, kto mieszkał za żelazną kurtyną. Uwięziona w rozczarowującej codzienności, szuka odskoczni, podejmuje bardzo złe decyzje, jest pozbawiona opieki. „My, dzieci...” odebrano jako oskarżenie pod adresem społeczeństwa, które zamiast chronić, zawiodło swoich najsłabszych obywateli: dzieci. Książka spędziła rekordowe 95 tygodni na szczycie niemieckiej listy bestsellerów. Nie zabrakło wtedy głosów krytycznych, także pod adresem powstałego niedługo później filmu Uliego Edela. Zarzucano, że na kartach książki i na ekranie uzależnienie staje się pociągające. Tak też jest w nowym serialu.

To nie jest ekranizacja  

Podobne artykułyFilmy o niezwykłych osobowościachJulia WłaszczukKiedy światło dzienne ujrzał zwiastun „My, dzieci z dworca ZOO”, w sieci zawrzało. Na ekranie ani śladu traumy. W 1981 r. Edel wywołał skandal, do wielu ról zatrudniając dzieciaki z ulicy. Robił fabułę, ale myślał jak dokumentalista. Jego film stał się eksportowym hitem. Tym razem książka została potraktowana wyłącznie jako punkt wyjścia. Przypomnienie, że nie oglądamy ekranizacji, pojawia się przed każdym odcinkiem. 

(Fot. Materiały prasowe HBO)

Na ekranie przeplatają się losy szóstki bohaterów. Mają po kilkanaście lat, głód miłości, poczucie niespełnienia. Christiane (Jana McKinnon) to zwyczajna, nieco nieśmiała dziewczyna, która odwagi na eksperymenty nabiera, gdy niespodziewanie rozstają się jej rodzice. Benno (Michelangelo Fortuzzi) jest samotnie wychowywanym przez ojca synem listonosza, który zrobi wszystko, by nie wpaść w pułapkę rutyny. Jego kumpel Michi (Bruno Alexander) najprawdopodobniej zmaga się z własną, nie do końca akceptowaną orientacją seksualną. Wkrótce wprowadzą się do rudowłosego Axla (Jeremias Meyer). To przybysz znikąd, tak sympatyczny i niepozorny, że jego uzależnienie z początku zaskakuje. Tak, jak u Babsi (Lea Drinda), panienki z niezwykle bogatego domu, całkowicie pozbawionej uwagi i uczucia, szczególnie po samobójczej śmierci ojca. Najmocniejszą postacią wydaje się Stella (bardzo dobrze zagrana przez Lenę Urzendowsky). Przez alkoholizm matki zmuszona zbyt szybko dorosnąć. Gdy po odwyku wraca do nałogu, Stella ucieka z domu, zamieszkuje z podkochującym się w niej dwukrotnie starszym sąsiadem. Każdy dla narkotyków będzie musiał przekroczyć granice. Okłamać, ukraść, sprzedać ciało, zdradzić, a nawet zabić. 

(Fot. Materiały prasowe HBO)

Wersja antyseptyczna

To wszystko w ubraniach, które wyglądają jak inspirowana latami 80. kolekcja H&M. W melinach, w których rozrzucone strzykawki wyglądają jak ułożone przez stylistę. Z obojętnie pastelowymi wymiocinami, symetrycznie zwisającymi z kącików ust. Z gwałtem i nastoletnią prostytucją i BDSM, ale bez ani jednego sutka i pośladka. Z estetyczną lub niewidzialną śmiercią. W septycznej wersji PG13. Główna scenarzystka i producentka serialu, Anette Hess, podkreśla, że chciała opowiedzieć uniwersalną historię o trudach dorastania. Serial miał „sam działać jak narkotyk”, stąd psychodeliczne obrazy. Nie mam najmniejszych pretensji do próby uwspółcześnienia tekstu, odcięcia go od konkretnych realiów, a nawet czasu. Przecież minęło ponad 40 lat – zmienił się świat, wrażliwość i język kina. Tyle że mamy już produkcje, które robią to, co zamierzał serial, tylko lepiej. „Euforia” gryzie do krwi i nie ślizga się po powierzchni, a Gaspar Noe, mistrz ekranowego ćpania, potrafi walnąć między oczy. Na tym tle serial „My, dzieci z dworca ZOO” wypada nie tylko słabo, lecz także – wbrew intencji twórców –  wtórnie. Zamiast chwytającej współczesnego ducha reinterpretacji powstała kostiumowa ramotka. Przeżuty przez popkulturę heroin chic z sieciówki.

Anna Tatarska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „My, dzieci z dworca ZOO”: Jak narkotyk
Proszę czekać..
Zamknij