Bruksela: Gdzie usiąść na kawę, co zjeść na obiad, a dokąd iść na drinka
Nie wypada nie znać Brukseli. Często bywa ona celem weekendowych wypadów ze względu na piękną architekturę, ciekawe kolekcje muzealne czy progresywne galerie. Ale żeby odwiedzać Brukselę dla jedzenia? To wam pewnie nie przyszło na myśl. Mnie początkowo też nie. A powinno.
Za swój tymczasowy brukselski dom obieram hotel Hoxton, który niespełna rok temu otwarto w jednym z nielicznych wieżowców w mieście. Biurowa, nieco anonimowa fasada skrywa ciepłe, kolorowe wnętrza, pełne naturalnego drewna, przyjemnych tkanin oraz umiejętnie dobranych dodatków, tworzących przytulną i wysoce instagramową całość. To wszystko sprawia, że trudno porzucić przestrzenie Hoxton, ale przecież miasto czeka. Na śniadanie ruszam zatem do Franka (rue des Princes 14, frank.brussels), w którym menu pełne jest porannych dań spełniających każdą zachciankę – od owsianki z domową granolą i konfiturami, przez wytrawne dosy, czyli placki z mąki z ciecierzycy z grillowanymi warzywami i chrupiącymi ziarnami kukurydzy, po pankejki z mascarpone i gruszkami w waniliowym syropie. Do tego można zamówić nie tylko kawę, ale nawet zacząć dzień od bąbelków i zamówić naturalnego pét-nata.
Może nie jestem uzależniona od kawy, ale od kawiarni zdecydowanie tak. Zwłaszcza odwiedzając nieznane mi miasta, lubię wtopić się w lokalny kawiarniany tłumek, podpatrywać mieszkańców, podsłuchiwać, o czym rozmawiają przy filiżance ulubionego cappuccino lub przelewu o owocowych nutach. Zatem wybierzcie się do Café Capitale (rue du Midi 45), w której rozsiądziecie się na lekkich drewnianych meblach vintage, albo do kawiarni MOK Coffee (rue Antoine Dansaert 196, mokcoffee.be), serwującej kawę z ziaren z własnej mikropalarni. Szeroki parapet w dużej witrynie kawiarni to najlepsze miejsce i punkt obserwacyjny dziejącego się wokół życia.
Pochwała brukselskiej klasyki
Zazwyczaj przyciąga mnie nowoczesna, młoda gastronomia i nawet jeśli macie podobne preferencje, to kulinarne zwiedzanie Brukseli warto jednak zacząć od klasyki w jej najlepszym wydaniu, czyli od restauracji Bozar (rue Baron Horta 3, bozarrestaurant.be), prowadzonej przez Karena Torosyana, szefa kuchni armeńskiego pochodzenia. Odznaczona dwiema gwiazdkami w przewodniku Michelina restauracja znajduje się w budynku art déco Centrum Sztuk Pięknych, a dania tworzone przez Torosyana śmiało mogą pretendować do miana kulinarnych dzieł sztuki. Tutejszy szef uchodzi za perfekcjonistę w swoim fachu, co potwierdzają jego popisowe dania, np. misternie zdobione pâté en croȗte czy różne wersje pithivier, kryjące w idealnie kruchym cieście warstwy morskich ryb, foie gras, grasicy czy smardzów. Mnie w pamięci najbardziej pozostanie jednak mille-feuille krojone w rozkosznie grube kawałki już przy stolikach gości.
Cały tekst znajdziecie w nowym wydaniu „Vogue Polska Living”. Numer można teraz zamówić z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.