
Za nami sześć miesięcy świetnej telewizji. Czas na podsumowanie. Które seriale najchętniej oglądaliśmy podczas przymusowej izolacji? Które warto zobaczyć podczas wakacji? Które przetrwają próbę czasu?
„Devs”: Science fiction dla intelektualistów (HBO)
Serial Alexa Garlanda, scenarzysty filmu „Ex Machina” (2014), tu występującego w roli reżysera, zaczyna się od zagadki kryminalnej. Lily Chan (Sonoya Mizuno) stara się odkryć tajemnicę śmierci swojego ukochanego Sergeia (Karl Glusman). Oboje pracowali w Amayi, technologicznym gigancie założonym przez geniusza Foresta (Nick Offerman z „Parks and Recreation”). Sergei ginie w dniu, w którym miał zacząć pracę w Devs, najnowocześniejszym dziale korporacji. Nikt, kto nie przekroczył drzwi Devs, nie wie, nad czym pracują wybrańcy. Krwawy thriller szybko przeradza się w przypowieść. Okazuje się, że Forestem kieruje nieukojona tęsknota za kilkuletnią córką, która zginęła w wypadku. Chcąc znów ją zobaczyć, nie zatrzyma się przed niczym.
W dobie kryzysu, gdy już za chwilę będziemy na nowo definiować zasady rządzące naszą rzeczywistością, ustalać rolę maszyn i, jak zawsze, mierzyć się ze śmiertelnością, „Devs” daje bardzo ambiwalentną, wręcz niewygodną nadzieję.
„Jeszcze nigdy…”: Trudy dojrzewania (Netflix)
Po roli w „Biurze” i autorskim „Świecie według Mindy” Mindy Kaling rozwija skrzydła. Do głównej roli nastolatki z rodziny imigrantów z Indii wybrała spośród tysiąca dziewcząt debiutantkę, Maitreyi Ramakrishnan. Jej Devi mierzy się ze śmiercią ojca, konfliktem z matką i pierwszymi miłościami. Jedna z najlepszych historii o dorastaniu ostatnich lat, z fascynującym dziedzictwem kulturowym w tle.
„High Fidelity”: Romantyczne rozterki (HBO)
Książka Nicka Hornby’ego „Wierność w stereo” z 1995 r. i film „High Fidelity” z 2000 r. z Johnem Cusackiem w roli głównej były lekturą obowiązkową dla każdego fana literatury, muzyki i kina. W serialu nadal oglądamy świat oczami osoby, która prowadzi sklep z płytami, nie potrafi zaangażować się w związki i permanentnie ma złamane serce. Ale tym razem Rob jest dziewczyną o ciele, uśmiechu i głosie Zoë Kravitz. Główny zarzut krytyków? Nikt przecież nie uwierzy, że ktokolwiek mógłby ją porzucić. Zdecydowanie bardziej wiarygodne są rozkminki trzydziestolatki, która chciałaby, ale się boi, brooklyński styl życia, który wiedzie bohaterów od brunchu do baru oraz niesłabnąca miłość do muzyki, która pozwala szczerze opowiedzieć o uczuciach. Od czasów „Dziewczyn” i „Broad City” nie było chyba serialu, który tak wiernie odwzorowuje klimat Nowego Jorku.
„Little Fires Everywhere”: Macierzyństwo w soczewce (Hulu)
Reese Witherspoon i Kerry Washington wzięły na warsztat powieść „Małe ogniska” Celeste Ng, żeby opowiedzieć o tym, jak okrutne potrafią być kobiety – wobec siebie nawzajem, siebie samych i, przede wszystkim, swoich dzieci. „Little Fires Everywhere” to terapia szokowa. Prosty z pozoru przekaz o tym, że wszyscy popełniamy błędy, nabiera złowieszczego znaczenia w kontekście konsekwencji złych wyborów, które oglądamy na ekranie. Małe ogniska szybko przeradzają się w wielkie pożary.
„Mogę cię zniszczyć”: Przestroga dla milenialsów (HBO)
Netflix zaproponował Michaeli Coel („Guma do żucia”) milion dolarów za nowy serial. Wybrała BBC (w Polsce HBO), żeby mieć gwarancję wolności twórczej. Potrzebowała jej, żeby nakręcić najbardziej bezkompromisowy serial o kobiecości od czasów „Dziewczyn”. Arabella (w głównej roli sama Coel) właśnie pisze drugą książkę. Debiutancką oparła na wpisach z Twittera, które zyskiwały miliony polubień. Dzięki temu stała się głosem wyzwolonych londyńskich milenialsów. Problem w tym, że Arabella traci głos. Nie potrafi opowiedzieć o gwałcie, którego padła ofiarą. Nie potrafi sobie go nawet ze szczegółami przypomnieć, bo zakopała traumatyczne doświadczenie głęboko w podświadomości. Wątek gwałtu jest punktem wyjścia do dywagacji o współczesnej seksualności – eksperymentach, Tinderze i zgodzie. Co oznacza „za daleko”? Kiedy zbliżenie nie jest konsensualne? Czy można jeszcze w ogóle liczyć na miłość?
„Mrs. America”: Lekcja z przeszłości (HBO)
Phyllis Schlafly (Cate Blanchett) była kobietą, która nienawidzi kobiet? Nie, to za proste. Konserwatystka, która w latach 70. hamowała wprowadzenie poprawki do amerykańskiej konstytucji zapewniającej równouprawnienie, myślała, że patriarchat nie jest szkodliwy, skoro ona świetnie sobie radzi w ramach systemu. Walczyła więc zawzięcie z feministkami drugiej fali, próbując udowodnić, że ich miejsce jest w domu, przy mężach. Zawsze nienagannie ubrana, uczesana, uśmiechnięta – wilczyca w owczej skórze. Seans ku przestrodze, bo i dzisiaj po prawej stronie sceny politycznej można znaleźć wiele kobiet, które szkodzą nie tylko sobie.
„Normalni ludzie”: Love story (BBC)
Pochodzą z różnych światów, ale więcej ich łączy, niż dzieli. Historia stara jak świat staje się jędrna, soczysta, seksowna dzięki prozie Irlandki Sally Rooney, która stała się podstawą scenariusza serialu, oraz chemii między aktorami. Marianne Sheridan (Daisy Edgar-Jones) wydaje się jednocześnie przygaszona i zarozumiała. Nikt nie wie, jakie tajemnice skrywa jej rodzinna willa na obrzeżach miasta. Wstęp do jej domu ma tylko Connell Waldron (Paul Mescal), syn sprzątaczki. Równie zdolny, co Marianne, ale zdecydowanie bardziej oportunistyczny. Gdy zakocha się w szkolnej koleżance, każe jej zachować romans w tajemnicy, w strachu przed ostracyzmem kolegów. Gdy spotykają się znowu, na uniwersytecie w Dublinie, to Marianne łamie mu serce. A potem on opuści ją. Ani serial, ani powieść nie dają jednoznacznej odpowiedzi, czy tych dwoje czeka happy end. Ale oglądanie ich zmysłowej historii przyprawia o szybsze bicie serca.
„Snowpiercer”: Walka klas (Netflix)
Film „Snowpiercer” Joon-ho Bonga z 2013 r. o pociągu, w którym objeżdżają świat jego jedyni ocaleni z katastrofy klimatycznej mieszkańcy, był proroczy nie tylko ze względu na swoje ekologiczne przesłanie. Walka klas tocząca się w „Snowpiercerze” między biednymi ostatnimi wagonami a pierwszą klasą, która choć świat się skończył, wciąż pije szampana i je kawior, przecież wciąż się dzieje. Serial Netfliksa zrealizowany na podstawie filmu z Jennifer Connelly i Daveedem Diggsem jeszcze mocniej podkreśla, że kruche status quo ufundowane jest na manipulacji, kłamstwie i ucisku. Chociaż kibicujemy rewolucjonistom z klasy ludowej pędzącego pociągu, potrafimy też przyznać rację tym, którzy nie chcą odjąć sobie od ust kieliszków z bąbelkami. Zniuansowany mikrokosmos każe nam stawiać niepokojące pytania o świat w skali makro.
„To wiem na pewno”: Portret rodzinny (HBO)
Mark Ruffalo w podwójnej roli. Dominick Birdsey jest gotowy poświęcić wszystko dla cierpiącego na schizofrenię brata bliźniaka, Thomasa. Ale gdy jedno życie się rozpada, drugie też nie może pozostać nienaruszone. Ekranizacji powieści Wally’ego Lamba z 1998 r. podjął się Derek Cianfrance, który w filmach, takich jak „Blue Valentine”, „Światło między oceanami” i „Drugie oblicze”, udowodnił, że jest specjalistą od rozdzierających portretów rodzinnych.
„Unorthodox”: Opowieść o ucieczce (Netflix)
Esther Shapiro (Shira Haas) ucieka z hermetycznego świata chasydów z Williamsburga. Chce narodzić się ponownie w Berlinie. Tam mieszka jej matka, która opuściła społeczność kilkanaście lat wcześniej. Tam też ma przyjść na świat dziecko Esty. Serial stworzyły Amerykanka Anna Winger („Deutschland 83” i „Deutschland 86”) i Niemka Alexa Karolinski („Oma and Bella”) na podstawie wspomnień Debory Feldman. „Unorthodox” opowiada o kobietach – z pozoru biernych, pozbawionych władzy, poddanych opresji. Ale im silniejsze ograniczenia nadaje kobietom patriarchat, tym sprawniejsze strategie ucieczki potrafią wymyślić.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.