Tydzień mody, który startuje w Kopenhadze, to nie jedyny powód, żeby odwiedzić stolicę Danii. Galeria Gl Strand gości właśnie wystawę fotografii „Vogue Like a Painting”. Różni je autorstwo, czas powstania i estetyka, ale łączy to, że powstały dla „Vogue'a” z inspiracji malarstwem.
– Wystawa ma być grą między muzeum jako miejscem ekspozycji obrazów, a modową fotografią inspirowaną malarstwem – mówi kuratorka, Debra Smith. Nieprzypadkowo więc na miejsce pierwszej prezentacji „Vogue Like a Painting” w 2015 roku wybrała madryckie Museo Thyssen-Bornemisza, w którego bogatych zbiorach znajdują się arcydzieła Tycjana, Caravaggia, Rubensa, Moneta, Cézanne’a i Rothko. Kopenhaska galeria, która mieści się obok Muzeum Thorvaldsena, nie może co prawda poszczycić się taką kolekcją, jednak sprowadzone do niej prace 28 prominentnych fotografów mody tworzą iluzję obcowania z malarstwem światowej rangi. To właśnie swoista iluzja, mistyfikacja, złudzenie skłaniają odbiorcę do tego, by zobaczył nie zdjęcia, a obrazy.
Stary aforyzm głosi, że naśladownictwo jest najszczerszym wyrazem pochlebstwa, jakie przeciętność może ofiarować geniuszowi. Choć wiele fotografii na duńskiej wystawie wykazuje uderzające podobieństwo do ich malarskich pierwowzorów, trudno traktować je jako pospolite imitacje. Portret „Girl with the Pearl Earring” wykonany w 1945 roku przez Erwina Blumenfelda łatwo w pierwszej chwili pomylić z „Dziewczyną z perłą” Johannesa Vermeera. Ta sama żółto-błękitna chusta, wzrok zwrócony do widza, lekko rozchylone usta i połyskujący perłowy kolczyk. Ale kobieta ze zdjęcia będącego lustrzanym odbiciem obrazu nie wydaje się być zakłopotana wykwintnością swojego stroju tak jak jej XVII-wieczna poprzedniczka. Wręcz przeciwnie, z godnością prezentuje jedwabną draperię ubioru. Od pierwowzoru różnią ją pomalowane usta. Blumenfeld nadał holenderskiemu obrazowi charakter żurnalowego portretu jak z sesji beauty. Erwin Olaf poszedł o krok dalej w interpretacji Vermeera. W fotograficznej parafrazie „Dziewczyny z perłą” orientalny kostium zastąpiony został olbrzymią wełnianą czapką oraz czarną sukienką z ażurowym kołnierzem. Nawet porcelanowa cera modelki nabrała śniadego kolorytu. Mimo zmian, wciąż dostrzegamy tu silne pokrewieństwo z holenderskim malarstwem portretowym.
Realizując sesję fotograficzną dla amerykańskiego „Vogue’a”, Michael Thompson sięgnął do malarstwa hiszpańskiego baroku. Zdjęcie przedstawiające estońską modelkę Carmen Kass jest niemal wierną kopią obrazu „Święta Izabela Portugalska” Francisco de Zurbarána z 1640 roku. Strój, poza, paleta barw i kąt padania światła – wszystko zgodne z oryginałem.
Odwzorowywanie to nie jedyny sposób pożenienia fotografii z malarstwem. Świadczy o tym „One Enchanted Evening” Petera Lindbergha. Na zdjęciu eteryczne modelki tańczą wokół drzewa. Wprawdzie inspiracją do stworzenia kadru była kompozycją „Danse de la Musique du Temps” (1636) Nicolasa Poussina, to jedwabne suknie od Dolce & Gabbana wiodą naszą wyobraźnię raczej ku strojom baletnic z płócien Edgara Degasa, zaś kwitnący ogród nasuwa skojarzenia z pejzażami Claude’a Moneta. – Historia sztuki oraz biografie wybitnych malarzy i artystów pomogły mi zrozumieć, że najważniejszą rzeczą jest znalezienie wizualnego języka, który jest prawdziwie twój, bo odzwierciedla osobowość i wyraża punkt widzenia – mówi Lindbergh.
Urok zdjęć nawiązujących do malarstwa polega często na ich niejednoznaczności. Fotografia „A Single Woman” Camilli Akrans z Claudią Schiffer w roli głównej budzi skojarzenia z wyciszonymi obrazami Vilhelma Hammershøia, ale i eskapistyczną twórczością Edwarda Hoppera. W 2015 roku dla włoskiego „Vogue’a” Tim Walker sfotografował Erin O’Connor na koniu, czyniąc w ten sposób aluzję do długiej tradycji konnego portretu z wizerunkami Ludwika XIV i Napoleona na czele. – We wszystkim, co robię – twierdzi Walker – próbuję osiągnąć malarski efekt.
Cztery modelki ubrane w stroje kąpielowe i czepki pływackie siedzą na pustynnych piaskach. Niełatwo dla tej dziwnej wizji odnaleźć odpowiednik w historii malarstwa. Fotografia Clifforda Coffina z 1949 roku nie odwołuje się wszak do żadnego konkretnego obrazu. Tak jak kadr Cecila Beatona z 1936 roku, gdzie bezimienne postacie stoją we wnętrzu rysunkowej scenografii. Oba zdjęcia łączy jednak surrealistyczna poetyka bliska dziełom Salvadora Dalí czy René Magritte’a. Czerpanie inspiracji z estetyki nurtów artystycznych uznać można za bodaj najbardziej popularną formę przenikania się sztuki z fotografią. Wizerunki pokrytej fowistycznymi barwami Stelli Tennant (Paolo Roversi) lub Umy Thurman pozującej obok abstrakcyjnych, geometrycznych form (Sheila Metzner) grają nie tylko z ikonografią, ale i plastycznymi konwencjami najważniejszych kierunków sztuki.
W dobie obróbki cyfrowej łatwiej zmylić wzrok niż kiedykolwiek wcześniej. Uzyskiwanie na zdjęciach malarskich efektów lawowania czy sfumato nie należy dziś do rzadkości. Wielu cenionych fotografów korzysta z nieograniczonego spektrum możliwości, jakie daje współczesna technologia. Nick Knight, jeden z prekursorów digitalnych eksperymentów, wykreował własny styl. Feeria intensywnych barw, deformacja sylwetek oraz zaskakujące efekty specjalne są u niego na porządku dziennym. Komputerowe zabiegi pozwalają mu urzeczywistniać wizualne miraże nieznane historii sztuki. Na kopenhaskiej wystawie można zobaczyć uwiecznioną przez Knighta modelkę Lily Donaldson w eksplodującej różowym pigmentem sukni projektu Johna Galliano, a także zdjęcie-malowidło różnokolorowych kwiatów, które spływają strugami niczym farba lub stopiony wosk.
Techniczna wirtuozeria Granta Cornetta specjalizującego się w fotografowaniu przedmiotów czyni trudnym do uwierzenia, że jego zdjęcia powstały bez ingerencji Photoshopa. Zmyślne układy z filiżanek, pomarańczy, homarów czy galaretek przypominają abstrakcje Joana Miró lub kompozycje Wayne’a Thiebauda. Specjalnie dla „Vogue’a” Cornett odtworzył martwą naturę z kwiatów i owoców z płótna Caravaggia. Nasycone kolory i silny światłocień podkreślają witalność, ale i nietrwałość roślin, przez co zdjęcie upodabnia się do barokowego malarstwa wanitatywnego.
– W fotografii mody występują bezpośrednie nawiązania do ikonicznych dzieł historii sztuki: od hiszpańskiego malarstwa Złotego Wieku do holenderskiego portretu czy impresjonizmu. Wspólnym mianownikiem jest nastrój, w którym czas się zatrzymuje – twierdzi Erwin Olaf. Pochwycenie chwili, poczucie bezczasowości i przykuwający uwagę element zachwytu (punctum, jak zwał go Roland Barthes) cechują malarską fotografię, którą podziwiać można obecnie w Kopenhadze. Wystawa „Vogue Like a Painting” przekonuje widza do szukania źródeł inspiracji eksponowanych zdjęć. Przede wszystkim jednak pozwala poznać różnorodne języki wizualne, którymi fotografowie opowiadają nam wielowiekową historię malarstwa.
Ekspozycję „Vogue Like a Painting” można oglądać do 2 września 2018 roku w Kunstforeningen GL STRAND w Kopenhadze (Gammel Strand 48). Wystawie towarzyszą projekcje filmów oraz obszerny katalog.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.